Kilka lat temu b. sędzia Wojciech Łączewski przekonywał w „Gazecie Wyborczej”, że zna treść rozmowy telefonicznej, którą przed katastrofą smoleńską odbyli bracia Kaczyńscy.

- „Jeżeli opinia publiczna poznałaby treść rozmowy braci Kaczyńskich, której zapis znam z akt ściśle tajnych, to gwarantuję, że zupełnie inaczej oceni sytuację po 10 kwietnia 2010 r.”

- mówił.

- „Uważam, że ten stenogram powinna poznać opinia publiczna, by wyrobiła sobie zdanie, do czego Jarosław Kaczyński jest zdolny”

- dodawał.

W ten sposób sugerował, że Jarosław Kaczyński namawiał swojego brata do lądowania za wszelką cenę. Okazuje się, że mijał się z prawdą.

Wczoraj miało miejsce spotkanie prokuratora Dariusza Korneluka i prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej z rodzinami ofiar i ich pełnomocnikami. Goszcząc na antenie Telewizji wPolsce, poseł Małgorzata Wasserman ujawniła, że poruszono kwestię tej rozmowy.

- „Pan mecenas Pociej, który jest pełnomocnikiem czterech rodzin związanych z załogą samolotu – jego pytanie brzmiało w ten sposób: czy jest odtworzona rozmowa między prezydentem a Jarosławem Kaczyńskim. Na to prokurator odpowiedział: nie było takiej rozmowy. A on na to: nieprawda, bo jest taki sędzia, który to widział i słyszał”

- relacjonowała parlamentarzystka.

- „I wtedy odpowiedział mu pan prokurator bardzo prosto: mówi pan o panu Łączewskim, byłym sędzi, który został przez nas wezwany, i który na protokół pod przysięga powiedział, że publicystycznie to on sobie może mówić cokolwiek, a zapytany wprost, czy coś takiego istniało, odpowiedział, że nigdy”

- dodała.