Warto chyba zacząć od podstawowego pytania. Co tak naprawdę znaczy rock and roll i skąd wziął się ten termin?

Słowo rock and roll pochodzi od angielskiego słowa kołysać się. Pojawiło się jakiś czas przed powstaniem gatunków muzycznych, które obecnie definiuje. Sam termin zapożyczony został z tradycji bluesowej opisując akt seksualny na tylnym siedzeniu cadillaca. W roku 1951 jako pierwszy użył tego zwrotu Alan Freed, określając nim nowy styl muzyczny. Co ciekawe, kilkadziesiąt lat wcześniej, termin ten pojawił się jako synonim seksu w piosence My Man Rocks Me, bluesowej pieśniarki Trixie Smith.

Pierwszą wielką gwiazdą rock and rolla był bez wątpienia Elvis Presley. Jakie wartości przekazywał swojemu audytorium?

Fenomen Elvisa to wyjątkowo trafny przykład obrazujący kogoś, kto stając się w krótkim czasie idolem, wytworzył swoją twórczością niebywałą moc oddziaływania na masy. W pewnym momencie kariery, Elvis stał się w pełni świadomy swojej „misji” oraz siły roztaczanej nad słuchaczami. Jako jeden z pierwszych, dokonał tak widocznego i daleko idącego przewrotu na polu obyczajowości społeczeństwa amerykańskiego lat pięćdziesiątych. Artysta nie tylko niósł nowe przesłanie swojemu audytorium, antagonizując zresztą z ówczesnym etosem moralnym, ale stał się również symbolem rewolucji i przewrotu. To bezkrytyczne uwielbienie i w konsekwencji nadanie mu przez określone grupy atrybutów boskich, uzmysłowiło pewnym agendom, jak można kształtować społeczeństwo poprzez stworzenie dla niego idoli.

Od końca lat 60-tych możemy już śmiało mówić o panowaniu tego gatunku w muzyce, a jednocześnie w społeczeństwie zachodnim ma miejsce obyczajowy przewrót. Czy można te dwa fakty ze sobą powiązać?

Tutaj mamy sytuację o tyle zastawiającą, że muzyka, a wraz z nią rodząca się kultura, stają się w bardzo krótkim czasie nośnikiem pewnych haseł oraz wartości, których podstawy zadziwiająco korespondują z ideą rewolucji społeczno-moralnej Alberta Pike. Idee te oraz rodząca się wraz nimi liberalna myśl społeczna, okazały się być na rękę pewnym politycznie i religijnie zorientowanych środowiskom. W ich planach leżała deprawacja społeczeństwa, w tym głownie młodzieży, tak by stworzone przezeń nowe pokolenie, zdolne było przyjąć tworzący się nowy porządek świata.

Piski, histeryczny wrzask wydobywający się równocześnie z gardeł tysięcy fanek to standardowe reakcje na występy takich muzyków jak wymieniony Elvis Presley, czy też Jimmy Morrison z zespołu the Doors, nie mówiąc już o czwórce z Liverpoolu, czyli The Beatles. Zastanawia mnie jak to możliwe, że z dnia na dzień pojawili się ludzie, którzy dzięki muzyce objęli rząd dusz części społeczeństwa? Mam na myśli przede wszystkim ludzi młodych. Przekazują im nie tylko swoją twórczość, ale przede wszystkim swoją wizjęświata i swój styl życia. Skąd się bierze taka moc oddziaływania gwiazd muzyki?

Muzyka jako niebywale sugestywny instrument oddziaływania na nasze zmysły oraz duchowość jest doskonałym sposobem promowania kandydatów na gwiazdy. Stając się one autorytetami młodych ludzi w niemalże każdym aspekcie życia, tworząc nowe wzorce kulturowe oraz moralne. Show business będąc wszechobecnym zjawiskiem tego, co kryje się pod hasłem rock and roll, okazuje się być również sprawdzonym elementem budującym światopogląd słuchaczy. Jeśli ktoś staje się autorytetem dla jakie określonej grupy ludzi i ma na nich niezaprzeczalny wpływ z czasem także przejmuje nad nimi władzę. Jest to władza jawna i z przyzwolenia, jednostkowa i zbiorowa. Przemysł muzyczny, to jeden z najbardziej niedocenianych czynników wpływających na młodzież. Artyści jako najczęściej eksponowany element tej układanki, głównie za sprawą mediów, bardzo zręcznie posługują się metodami oddziaływania na audytorium. Można by spekulować, że magnetyzm ten czerpie swą siłę w osobowości gwiazd, w ich popularności, splendorze jaki się wokół nich roztacza, czy też wykreowanej wolności, jaką się cieszą. Eddy Manson, osoba o niezwykle rozległej wiedzy na temat sił oddziaływania muzyki na młodzież, zwłaszcza muzyki rozrywkowej, ostrzegałże show business służy pewnemu lobby do kształtowania ludzkiego umysłu. Ponieważ tak na dobrą sprawę nikt nie traktuje poważnie manipulowania poprzez muzykę, staje się ona jak mówił, potężnym narzędziem, silniejszym niż narkotyk.

Sądzi więc Pan, że jest to zaplanowany proces?

Proszę zauważyć, że to nie wspomniani przez Pana muzyczni idole, stali się tymi „wspaniałymi” bohaterami, którzy odwrócili wszelkie hierarchie oraz przewartościowali to, co wytworzyła myśl Judeo-chrześcijańska. W naszym świecie, świecie systemów nie ma przypadków. Pewne zwroty kulturowe są jak pionki na szachownicy Zbigniewa Brzezińskiego. W tej dialektyce jest tylko umownie dwóch graczy, my zaś jako społeczeństwo jedynie doświadczamy ścierania się tych tworów kulturowych, które poprzez syntezę tworzą nową wcześniej już założoną jakość. Zastanawiające jest również to, że przesłanie wielu gwiazd muzyki rozrywkowej w jakiś przedziwny sposób koresponduje z planami pewnych organizacji neo-okultystycznych, a w zasięg tych działań wliczona jest kontrola ludzkich istnień oraz realizacja celów niejawnej do końca agendy. Wyraźnie mówił o tym w latach osiemdziesiątych Nicola Schreck, kiedy podkreślałże muzyka jest zaprogramowana, aby czynić ludzi pasywnymi, powściągliwymi, a cały show business został tak skonstruowany, by trzymać ludzi pod pełną kontrolą jak domowe owce.

Niezwykle istotna wydaje się tu również sama technologia tworzenia nowej muzyki. Często mówi się o technice backmasking'u, jaka przyszła wraz z rock and roll'em. Na czym ona polega i kto go wprowadził?

Najprościej mówiąc jest to technika „wstecznego” nagrywania sekwencji dźwiękowych, dzięki czemu fraza muzyczna lub wiadomość zapisana na ścieżce od tyłu, zawiera właściwy i zamierzony przez twórcę komunikat werbalny, bądź melodyczny - puszczona do przodu kamufluje ukryty wcześniej przekaz. Backmasking został spopularyzowany przez grupę The Beatles i po raz pierwszy zaprezentowany słuchaczom w roku 1966 na krążku Revolver. Odkrycia tego niezwykle ciekawego zjawiska dokonał podobno John Lennon, podczas narkotycznego upojenia marihuaną. Muzyk przez przypadek włączył taśmę piosenki „Run For Your Life” w odwrotnych kierunku, efekt jaki usłyszał zaciekawił go na tyle, że podczas kolejnej sesji nagraniowej podzielił się swoim odkryciem z producentem Georgem Martinem oraz z pozostałymi członkami The Beatles. Wyraźne próby zastosowania eksperymentu na płycie Revolver, usłyszeć możemy między innymi w takich utworach jak: „Tomorrow Never Knows" czy „I’m Only Sleeping”. Chciałbym zauważyć jeszcze, że nie do końca słuszne jest negatywne ocenianie muzyki jako takiej, przez samo zagadnienie „backmasking'u" czy pojawiania się treści okultystycznych w piosenkach. Problem jest o wiele głębszy i obejmuje przede wszystkim cały kontekst przemysłu muzycznego, a nie tylko wybrane jego zagadnienia.

Jacy artyści stosowali ten rodzaj zapisu dźwięku?

W ślad za The Beatles, poszły kolejne grupy: The Move, Pink Floyd, Electric Light Orchestra, Led Zeppelin, KISS, AC/DC, MickJagger, Bruce Springsteen, BlackSabbath, Devo, DeadKennedys, FrankieGoes To Hollywood, Jefferson Airplane, VanMorrison, a także Madonna (w utworze Like a Prayer). W tym momencie zaprzestanę wyliczania kolejnych zespołów, bo lista jest w rzeczywistości długa, a moim celem nie jest rozdrażnienie ortodoksyjnych wyznawców Rocka.

Czy wprowadzenie tej techniki może nieść zagrożenie dla słuchaczy?

Niebezpieczeństwo metody „backmasking” potwierdza wielu autorów. Badania prowadzone były w instytutach nauk medycznych i muzykologii, a wyniki owych doświadczeń dają dużo do myślenia. Dźwięk jak i ukryta forma przekazu treści jest swoistym medium w pole naszej podświadomości. Co ciekawe wielu muzyków o tym doskonale wie, a wiedza na ten temat podsuwana jest im zazwyczaj przez producentów. Producenci zaś zachęcani są do stosowania „backmasking” przez sponsorów. Więcej na ten temat można wyczytać między innymi w oświadczeniu Johna Todda albo nowatorskich pracach nad mową wsteczną Davida John Oates’a.

Jestem ciekaw czy Pan jako kompozytor dysponujący odpowiednim sprzętem sam zbadał te utwory?

Był również okres, że pod wpływem prac zachodnich muzykologów i psychiatrów zainteresowałem się osobiście tematem backward masking'u. Sam sprawdzałem wiele słuchanych przeze mnie piosenek, puszczając ich ścieżkę dźwiękową od tyłu. Słysząc intrygującą zależność brzmienia, złożoność treści badanych wave'ów, porównywałem swoje spostrzeżenia z eksperymentami oraz ekspertyzą znajomych, którzy studiując inżynierię dźwięku, mieli w tym względzie własne zdanie. Jak się okazało ich wyniki i obserwacje niewiele odbiegały od rezultatów moich badań. Materiał był dodatkowo weryfikowany przez native speakera w kwestii wrażeń fonetycznych. Co ciekawe dla ludzi znających biegle język angielski, wiele puszczanych od tyłu fragmentów nie było tak czytelnych, jak dla osób, gdzie angielski jest językiem ojczystym. Okazało się, że pewne szczegóły na poziomie czysto fonacyjnym determinują w dość istotny sposób percepcję słuchacza i być może to stanowi problem, dlaczego niektórzy z nas słyszą ów przekaz, inni zaś sprowadzają go do mało zrozumiałego bełkotu. Oczywiście należałoby przyjąć również założenie, że nie każdy backward masking i odnajdywane w nim fragmenty werbalne, mają charakter zaplanowanego przekazu. Proszą mi wierzyć, jestem w tej kwestii dość ostrożny. Mam też jasność, że bardzo często subiektywizujemy tego rodzaju doświadczenia, tym bardziej, kiedy dzieją się one na płaszczyźnie uśpionej podświadomości.

Jak społeczeństwo zareagowało na tak ukrytą, jakby nie patrzeć, manipulację?

Jako pierwsi na alarm zaczęli bić przedstawiciele środowisk protestanckich, wyczuwając w praktykach tych manifestacje sił demonicznych. W historii rocka wiele razy miało miejsce świadome i celowe wykorzystywanie techniki ukrytego przekazu. Najczęściej za przykład podaje się utwór "Schody do nieba" formacji Led Zeppelin. W obrębie 1 minuty odnotowano aż 6 tekstów o treści satanistycznej. Postrzeganie tego w kategoriach przypadku byłoby nieodpowiedzialne, zaś częstotliwość oraz konsekwencja w pojawianiu się okultystycznych fraz dowodzi świadomego wykorzystania tej techniki.

Jednymi z prekursorów łączenia okultyzmu z rock and rollem był wymieniony wcześnie zespół The Beatles, co niegdyś było rzeczą dość powszechnie znaną, z czym zresztą wcale się nie kryli, a dziś niewiele osób ma tego świadomość...

To głównie Lennon, jako orędownik myśli antychrześcijańskiej, był najbardziej podatny na okultystyczne wpływy. Jednym z autorytetów Lennona był nie kto inny jak właśnie duchowy ojciec współczesnego satanizmu Aleister Crowley. Na temat antychrześcijańskiej filozofii czwórki liverpoolczyków dość wymownie wypowiedział się między innymi rzecznik prasowy The Beatles, Derek Taylor. Wspominał, że byli oni wcieleniem samego Antychrysta, zaś producent George Martin, nie ukrywał, że w zachowaniu i zainteresowaniach Lennona widział manifestację samego Szatana. Lennon wielokrotnie obnosił się z pogardą dla chrześcijaństwa, nie tyko w wywiadach, czy też prywatnych oświadczeniach, ale w dużej części poprzez swoją twórczość. Już jako młody chłopak wyśmiewał i szydził z Boga chrześcijan. Być może w opinii niektórych osób, przedstawianie umierającego Jezusa, a u stóp krzyża, na którym konał wymowną parę kapci, to tylko młodzieńczy i niewinny żart, jednak w kontekście późniejszych wypowiedzi i zaawansowanych inspiracji okultyzmem muzyka, możemy doszukiwać się pewnych zdeklarowanych postaw, których charakter siłą rzeczy korespondował z wiarą artysty.

W swoich przekonaniach nie byli jednak osamotnieni. Podobną postawę wobec chrześcijaństwa jak wydaje się reprezentował drugi gigant muzyczny The Rolling Stones.

Tak, to prawda. Dość osobliwe, że niecałe pół roku od ujawnia przez The Beatles fascynacji osobą Aleistera Crowley’a, grupa The Rolling Stones wydała album Their Satanic Majesties Request, jawnie nawiązującą w tytule do Szatana. Prawdę mówiąc na płycie nie ma żadnych satanistycznych elementów, jednak właśnie w tym okresie Jagger i Richards byli już pod wpływem ucznia Crowley’a, awangardowego filmowca Kennetha Angera, który jako przyjaciel Antona Szandora LaVey’a wprowadził muzyków w świat zaawansowanej magii rytualnej oraz w szeregi Loży Złotego Świtu. Pod wpływem Angera, Rolling Stonesi nagrali kilka utworów, które miałby być według niektórych osób inwokacjami o charakterze demonicznym. Jedne z najczęściej przytaczanych przykładów to Symphaty for the Devil oraz Dancing with Mr. D. Nie wykluczone, że satanizm Jaggera i jego bliskie stosunki z okultystami tamtej epoki, to rodzaj młodzieńczych eksperymentów i poszukiwań duchowych, albo po prostu zwykła fascynacja czerpiąca swe źródło w pewnej modzie, jaka się zrodziła wśród muzyków w końcowym okresie lat sześćdziesiątych.

Kolejna kwestia to widoczna u rockowych artystów fascynacja seksem, chyba nie znana w takiej skali w naszej kulturze. Jest to kolejny element uzupełniający kluczowe hasło muzyki rockowej sex, drugs & rock and roll.

Krótko mówiąc seks w show businessie sprowadzony został do potrzeby czysto fizjologicznej, gdzie aspekt duchowy czy też emocjonalny, jeśli w ogóle jest uwzględniany, traktowany jest w sposób marginalny. Nie mam tutaj mowy o odpowiedzialności za siebie, czy drugą osobę. W myśl hasła „róbta co chceta” jeśli masz ochotę dać upust swoim popędom i żądzom to rób to. Lider zespołu The Rolling Stones, Mick Jagger, jasno wypowiada się w tej kwestii, kiedy oświadcza na łamach magazynu Times, że rock and roll, to po prostu seks, a ich zadaniem jest rzucenie go nastolatkom prosto w twarz. Niektórzy muzycy jako współcześni magowie, czujący się wybrańcami bogów, szukajążnych metod by doświadczać odmiennych stanów świadomości. Narkotyki, wyzwolony seks oraz iluzja wolności, jaką daje im show business, to niejednokrotnie wszystko, co mogą zaoferować samym sobie i swojemu audytorium. Potrzeby duchowe artystów zaspakajane są poprzez podsuwanie im różnorodnych i przede wszystkim wygodnych dla show businessu modelów religijnych.

Padły nazwy niemal wszystkich gigantów rocka w kontekście zagrożeń społecznych. Ktoś mógłby powiedzieć, że to po prostu przykład paranoi?

Co mogę, to jedynie zasygnalizować, że częśćśrodowiska muzycznego popiera postawy antychrześcijańskie. Wyraźnie widać, że wrogiem jest tu Jezus Chrystus, czy też dla bardziej wtajemniczonych eschatologiczny kontekst jego nauki. I nie ma w tym żadnej przesady. Dla osób które traktują muzykę popularną jako niewinną rozrywkę, kompletnie nie ma znacznie to, o czym tutaj mówimy, zaś wszelkie niebezpieczeństwa, o których wspominamy są postrzegane właśnie jako przejaw religijnej paranoi. I to mnie w żadnym wypadku nie dziwi. Prawdopodobnie sam miałbym podobne zdanie, gdyby nie pewna konsekwencja i przytłaczająca ilość powiązanych ze sobą faktów, które łączą się w jeden kontekst.

Sławomir Hawryszczuk - Autor książki „Religia rocka”. Z wykształcenia filozof i teolog. Jest również kompozytorem (autor muzyki do musicalu Sense) i poetą (tomik poezji Pamiętaj o mnie). Od wielu lat bada filozoficzne i socjologiczne aspekty muzyki rozrywkowej.