Tomasz Wandas, Fronda.pl: Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Georgette Mosbacher wysłała do premiera Mateusza Morawieckiego list, w którym poucza, co wolno, a czego nie wolno mówić ministrom polskiego rządu ws. stacji TVN należącej do amerykańskiej firmy Discovery Communications. Z jakiego powodu ambasador USA w Polsce tak mocno staje w obronie stacji TVN? Czy wynika to wyłącznie z faktu, że stacja należy do amerykańskiej firmy czy jest tu "drugie dno"?

Prof. Antoni Dudek, politolog: Nie podejrzewam pani ambasador Mosbacher, która jest reprezentantką administracji Donalda Trumpa o to, że ma ideologiczną niechęć do rządu. Moim zdaniem jest to inny kazus konfliktu niż ten z Komisją Europejską. W tym przypadku chodzi raczej o kwestię pewnych standardów.

A mianowicie?

Sprawa ma dwa aspekty. Z jednej strony forma, w jakiej pani ambasador wyraziła tą opinię, jest absolutnie nie do przyjęcia, jest skandaliczna, stąd powinna spotkać się z jednoznaczną odpowiedzią polskiego rządu. Natomiast trzeba zdać sobie sprawę z czego wzięła się ta interwencja, skoro nie wzięła się ona z przyczyn ideologicznych - a powtarzam, że nie mam podstaw do podejrzewania panią Mosbacher o sympatię do liberalizmu. 

Zatem o co może chodzić?

TVN nie jest "jakąś" amerykańską inwestycją - w sensie finansowym jest największą amerykańską inwestycją w Polsce. Z naturalnych względów jeśli "coś" jest największą inwestycją w obcym państwie, to ambasador powinien się nią interesować. Zupełnie nie akceptując formy jakiej dopuściła się pani ambasador przy tej interwencji - mogło się to odbyć w formie ustnej rozmowy na przykład z premierem Morawieckim - zwracam uwagę na fakt jakie standardy obowiązują w Stanach Zjednoczonych. Nie jest przyjęte w amerykańskiej kulturze politycznej aby członkowie rządu piętnowali media. Tutaj pojawia się wątek, czy strona rządowa nie posunęła się zbyt daleko w krytyce TVNu. TVN jest głównym ośrodkiem (w mediach elektronicznych) oporu wobec PiSu. Pytanie co dalej. Jeśli prawdą są informacje krążące w opinii publicznej - których nie potrafię zweryfikować - że usiłowano odkupić TVN od Amerykanów i że pewne rządowe kręgi usiłowały zaangażować spółki skarbu państwa, by te odkupiły TVN, po to, by zmienić jego profil ideowy, to pokazałoby dno reakcji pani Mosbacher.  Jeżeli fakt ten byłby prawdą - a nie słyszeliśmy żadnego dementi w tej sprawie ze strony rządu - to rzeczywiście mogłoby się to bardzo nie podobać Amerykanom, gdyż byłaby to próba zmonopolizowania przekazu medialnego. 

Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że ton pani ambasador wynika z faktu,  nieodpowiedniej retoryki członków polskiego rządu (tzn., nieustanne powtarzanie, że to Ameryka jest jedynym gwarantem naszego bezpieczeństwa). Czy faktycznie coś może w tym być? Jeśli tak, to czy jest to dobra okazja do zmiany tej retoryki? 

Zgadzam się z tym, że przez to, iż rząd PiSu ograniczył relacje do właściwie jednego państwa   (nie ma tu znaczenia, że jest to supermocarstwo), to stworzył sytuację w której jesteśmy "skazani" na łagodniejsze reakcje względem USA. Ostrzejsze reakcje, na przykład żądanie, by pani Mosbacher opuściła swój urząd i by Amerykanie przysłali tu kogoś innego, są niemożliwe, gdyż przekreśliłby szansę na "fort Trump". Najprawdopodobniej ta "gorzka pigułka" zostanie przełknięta przez rząd. A czy nastąpi zmiana retoryki, to zależy od strony amerykańskiej. Od tego mianowicie, czy w Departamencie Stanu lub w Białym Domu pojawią się głosy reprymendy. Pani ambasador mogłaby usłyszeć, że w takich listach nie należy przekręcać nazwiska premiera i członków rządu oraz że powinno się używać trochę innego języka.

Na ile prawdopodobne jest, że dojdzie do takiej reprymendy? 

Ciężko powiedzieć, czas pokaże. Natomiast jedno jest pewne: pani Mosbacher jest dość "oryginalną" osobowością, ma impulsywny charakter, stąd podejrzewam, że czekają nas inne, podobne historie z nią związane. Rząd PiSu ma z tym nie mały problem, gdyż jest rozpięty pomiędzy chęcią skonsumowania głównego sukcesu w polityce międzynarodowej (powstanie "fort Trump") a z drugiej strony chce dać należyty opór tego typu zachowaniom ze strony pani ambasador. Skoro smagało się poprzednią ekipę rządzącą za uległość wobec Berlina, to teraz nie reagowanie na tego typu sytuacje postawi rząd PiS w bardzo niezręcznej sytuacji. Natomiast nie sądzę, by amerykańska ambasador sama się zreflektowała, na przykład po rozmowie z naszym minister spraw zagranicznych. 

Co zatem Pana zdaniem powinien zrobić PiS by jak najlepiej wyjść z tej kłopotliwej sytuacji? Czy myśli pan, że sytuacja się nie powtórzy - czy ambasador już nie będzie pisać listów w podobnym tonie?

Nie wiem, czy będzie czy nie. Moim zdaniem nie powinna. Co ma natomiast zrobić rząd? Minister Czaputowicz winien zaprosić panią ambasador i dać jej do zrozumienia, że polskie władze są oburzone. Natomiast na zewnątrz rząd powinien powściągnąć swoje emocje, co osiągnęlibyśmy eskalując spór na przykład poprzez żądanie, by pani Mosbacher na jakiś czas wróciła "na swoje" (nie trzeba byłoby jej odwoływać na stałe) - by odbyła w swojej ojczyźnie potrzebne konsultacje. 

To byłaby właściwa forma wyrażenia częściowego niezadowolenia z pani Mosbacher?

Owwszem, można byłoby podjąć taki krok, ale nie w roli petenta. Niestety, ale nasz rząd się właśnie w tej roi, zabiegając w sposób graniczący z błaganiem o stałe bazy amerykańskie. 

Gigantycznym skandalem jest fakt, że ten nieotwarty list wyciekł do opinii publicznej, stąd moim zdaniem powinno zostać w tej sprawie uruchomione śledztwo. Wyszedł tu kompletny brak profesjonalizmu pewnych urzędników, bądź jest to element gry politycznej w obozie władzy, który postawił ten rząd w bardzo kłopotliwej sytuacji.

To co zrobi pani ambasador, jak się zachowa to jedno, ale czy politycy PiSu, przedstawicie rządu, przestaną tak otwarcie i mocno krytykować TVN? Czy wręcz przeciwnie, teraz ta krytyka może przybrać na sile?

Tego nie wiem, jednak sądzę, że politycy powinni polemizować głównie z sobą a nie z dziennikarzami. Jasne jest, że media są bardzo różnych orientacji i działają w imieniu bardzo różnych interesów. W demokracji zachodniej wolność prasy jest absolutną świętością, w związku z tym wszelkie próby podważania tego faktu (choćby pod niewiadomo jak chwalebnymi intencjami) mogą budzić sprzeciw Amerykanów. W związku z tym na miejscu polityków PiSu, ale też na miejscu polityków innych ugrupowań, skoncentrowałbym się na polemice z innymi politykami, a nie na atakowaniu jakichkolwiek mediów. To fakt, że niektórzy politycy PiS są w TVN traktowani brutalnie, ale... tak jes właśnie w demokracji. Raz idzie się do mediów wrogich, a raz do zaprzyjaźnionych, w których bardzo miło się rozmawia. 

Dziękuję za rozmowę.