14 maja 1983 w szpitalu zmarł 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk, pobity dwa dni wcześniej przez funkcjonariuszy MO w komisariacie przy ul. Jezuickiej na Starym Mieście w Warszawie.

Jak mówiła przed sądem matka Grzegorza Przemyka, Barbara Sadowska:

"Zobaczyłam Grzesia leżącego bokiem na kozetce, chronił brzuch. Kucnęłam przy nim i zaczęłam pytać, co się stało. Zobaczyłam, że jest nieprzytomny, nie odpowiadał mi, nie poznawał mnie. W tym momencie poczułam, że stoi za mną mężczyzna, który wręczył mi jakiś papier. To było skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Tekst, który widniał na tym skierowaniu w niczym nie przypominał wywiadu lekarskiego. Zobaczyłam zdanie, że na komendzie milicji nie wykonywał poleceń. Nie wyraziłam zgody na zabranie syna do szpitala psychiatrycznego. Przełożono Grzesia na nosze. Jeszcze zobaczyłam, że z buzi wyciekała mu ślina z krwią, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się stało i jak poważny jest stan mojego dziecka."

W 1984 r. gen. Czesław Kiszczak przyznał nagrody pieniężne funkcjonariuszom MSW za "ujawnienia wobec opinii publicznej rzeczywistej prawdy". Wówczas sąd uwolnił od zarzutu pobicia chłopaka dwóch milicjantów: Ireneusza K. i Arkadiusza Denkiewicza - dyżurnego komisariatu MO z ul. Jezuickiej. Na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala.

Również lekarką Barbara Makowska – Witkowska została wplątana w sprawę śmierci. Mimo że kobieta nie miała nic wspólnego z tym tragicznym zdarzeniem przesiedziała w więzieniu trzynaście miesięcy.

W lipcu 2010 r. Sąd Najwyższy uznał za przedawnione śmiertelne pobicie Przemyka.

g