Dopiero co Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła wstępne dane z wczorajszego głosowania, które dają przewagę PiS (choć trzeba pamiętać, że może to jeszcze ulec zmianie), a już zaczęło się straszenie Jarosławem Kaczyńskim i jego frakcją.

W feministycznym tonie uderzyła prof. Magdalena Środa, której nie podoba się, że w PiS są... mężczyźni. „Zobaczcie w mediach PiS! Sami faceci! To niewiarygodne! Jak tak seksistowska, mizogeniczna i niemoralna (Hofman) partia może wygrywać!!???” - napisała na Twitterze (pisownia oryginalna).

Owszem, na podium podczas wieczoru wyborczego PiS mogliśmy zobaczyć samych mężczyzn. Był oczywiście Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Joachim Brudziński, Jacek Sasin, Mariusz Kamiński etc. Ale czy to jakiś problem? Mnie, jako kobiecie, i to niekoniecznie uznającej patriarchat za najwyższą formę relacji rodzinnych, zupełnie to nie przeszkadza. Powiem nawet więcej – każdy, trzeźwo patrzący na rzeczywistość wyborca, który spełnił wczoraj obywatelski obowiązek, dobrze wie, że na listach PiS były również kobiety (u mnie całkiem sporo!). Ponadto, jeśli ktoś obserwuje polską scenę polityczną choćby z perspektywy przekazów dnia w TVN24 dobrze wie, że w PiS oprócz facetów są jeszcze kobiety i to takie, które nadają partii całkiem wyrazisty rys, wspominając choćby prof. Krystynę Pawłowicz, Annę Sobecką czy Marzenę Machałek. A że panie nie wyszły wczoraj na podium? A co miały tam robić? Pełnić funkcję wyłącznie ozdobną? Toż to dopiero byłby mizoginizm i seksizm w pełnej krasie!

Poza tym, warto przypomnieć, czym skończyło się wystawianie przez Prawo i Sprawiedliwość kobiet, aby błyszczały w świetle reflektorów. Starania słynnych „aniołków Kaczyńskiego” na niewiele się zdały, a i o samych pięknych paniach słuch raczej zaginął.

Nie chcę przez to powiedzieć, że polityka to robota dla facetów. Polska (ale i światowa) scena polityczna zna przykłady utalentowanych i pełnych charyzmy przywódczyń. Jest tylko jedna rzecz, o której trzeba pamiętać. Margaret Thatcher czy nawet Angela Merkel nie zajęły się polityką w ramach realizacji bezsensownej idei parytetów, ale dlatego, że rzeczywiście miały w tej dziedzinie coś do powiedzenia, miały pewne predyspozycje a sama polityka była (jest) ich wielką pasją.

Polityki nie da (a na pewno nie powinno się) uprawiać na siłę, niejako przymuszając kogoś do figurowania na liście wyborczej tylko po to, aby wypełnił (w tym wypadku – wypełniła) zapotrzebowanie na płeć piękną. Przecież to jest dopiero seksizm w czystej postaci – kobiety nie znajdują się na listach wyborczych dlatego, że mają odpowiednie do tego kompetencje, ale dlatego, że są kobietami. Feministki, które walczą o równouprawnienie kobiet na tym polu domagają się dla siebie forów ze względu na płeć – czy to nie czysty absurd? Co więcej, przykład takich sztucznych tworów jak Kongres Kobiet dowiódł, że usilne wkładanie paniom butów, w których one wcale nie chcą chodzić, skończyć się może tylko niepowodzeniem.

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Ps. Na koniec ciekawy komentarz na temat wpisu prof. Środy z fanpage "Tygodnika Lisickiego": „Najśmieszniejsze by było, gdyby sondaże wykazały, że PiS wygrał dzięki przewadze wśród kobiet”.