Propozycje zmian w niemieckiej polityce bezpieczeństwa nie rozwiążą problemu terroru. Problem tkwi w przyjaznej imigracji polityce Angeli Merkel.

Szef resortu spraw wewnętrznych Niemiec Thomas de Maiziere tuż po Nowym Roku przedstawił na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” swoją koncepcję generalnej reformy niemieckich struktur bezpieczeństwa i polityki azylowej. Zakłada ona stworzenie czegoś w rodzaju „federalnego FBI” i centralnych ośrodków deportacyjnych, używania Bundeswehry do chronienia strategicznych obiektów oraz scentralizowanie procedur azylowych. W skrócie: większa koncentracja władzy w rękach rządu w Berlinie, by skuteczniej walczyć z terroryzmem i nielegalną imigracją.

Nie podoba się to władzom niemieckich landów, które widzą w tym próbę „zawrócenia koła historii” i „frontalny atak na zasadę federalizmu”. Zwolennicy propozycji szefa MSW zaś argumentują, że konstytucja z 1949 roku została sformułowana tak, aby maksymalnie ograniczyć liczbę kompetencji egzekutywy, których nadmiar miał doprowadzić do wynaturzeń Trzeciej Rzeszy. Ich zdaniem to było zrozumiałe i słuszne 70 lat temu, jednak dziś nie pozwala walczyć skutecznie z islamskim ekstremizmem. Walki kompetencyjne między różnymi służbami, podległymi dziś landom i brak komunikacji między nimi, miały umożliwić zamachy – nie tylko w Berlinie, ale także w Würzburgu, Ansbach i Monachium. Zamachowiec z Berlina Tunezyjczyk Anis Amri przemieszczał się swobodnie po kraju. W Nadrenii-Westfalii kontaktował się z informatorem służb i mówił mu, że planuje dokonać zamachu, ale nie uznano to za wystarczający powód, by objąć go nadzorem, nie wysłano więc informacji o nim służbom w Berlinie, gdzie Tunezyjczyk się następnie regularnie pojawiał. Spór o stworzenie „prawdziwej policji federalnej” i likwidację Krajowych Urzędów Ochrony Konstytucji (kontrwywiad) na rzecz przejęcia wszystkich kompetencji przez urząd federalny rozgorzał w najlepsze. De Maiziere dolał jeszcze oliwy do ognia proponując dozór elektroniczny dla potencjalnych terrorystów.

Prawdziwy problem nie leży jednak w federalizmie bądź jego braku. To państwo prawa, z którego Niemcy są tak dumni a nie brak centralnych ośrodków azylowych uniemożliwia deportację nielegalnych imigrantów. Mogą oni się odwoływać od nakazu deportacji w nieskończoność albo nie można ich w ogóle wydalić, bo kraje skąd pochodzą uchodzą za niebezpieczne. Afgańczycy, jak ostatnio donosił dziennik „Die Welt”, sami oskarżają się o przynależność do talibów, by zamiast do samolotu do Kabulu trafić do zwykłego aresztu. To poprawność polityczna powoduje, że nie stosuje się od dawna istniejących przepisów, które pozwoliłyby szybko zidentyfikować i deportować cudzoziemców zagrażających bezpieczeństwu państwa. Artykuł 58a ustawy o pobycie (Aufenthaltsgesetz) głosi jasno, że takie osoby można „deportować natychmiast, bez wcześniejszej notyfikacji i bez prawa do odwołania się od tej decyzji, osadzając ich do chwili wyjazdu w areszcie deportacyjnym”. Tak się jednak nie dzieje, bowiem wywołałoby to oburzenie w obozie „refugees welcome” i wśród związanych z nim ideologicznie polityków. Takie organizacje jak „Pro Asyl” oprotestowują każdy samolot z imigrantami wylatujący z lotniska Tegel w Berlinie. Imigrantów, którym odmówiono azylu, często nie ma zresztą dokąd deportować, bo ich kraje pochodzenia nie chcą ich z powrotem. Po zapowiedzi de Maiziera, że rząd w Berlinie zawrze podobne umowy jak z Turcją także z krajami Północnej Afryki, w Tunezji odbył się protest, podczas którego demonstranci nieśli transparent z napisem: „Tunezja nie jest śmietnikiem Niemiec”.

Nawet w niemiecki kontrwywiadzie odkryto dżihadystę. Jeśli tak wyglądają służby bezpieczeństwa i policja od wewnątrz, to jakie ma znaczenie, czy są federalne czy nie?

Poprawność polityczna i chęć integracji muzułmanów, tak często podkreślana przez kanclerz Angelę Merkel, powoduje, że coraz więcej z nich służy w policji oraz innych służbach bezpieczeństwa. Czym to skutkuje pokazała bijatyka, która wybuchła 8 stycznia w szkole policyjnej w Berlinie. Bili się między sobą aspiranci pochodzenia arabskiego i tureckiego. Ściągnięto ponad 100 już wyszkolonych policjantów, z których kilku zostało rannych usiłując załagodzić spór. Dziennik „Berliner Kurier” dowiedział się przy tej okazji, że takie rzeczy „zdarzają się w akademiach policyjnych regularnie”. Do tego mnożą się przypadki radykalizacji muzułmanów służących w strukturach bezpieczeństwa. Kilkunastu żołnierzy Bundeswehry pojechało włączyć w szeregach ISIS w Iraku i Syrii. Nawet w niemiecki kontrwywiadzie odkryto dżihadystę. Jeśli tak wyglądają służby bezpieczeństwa i policja od wewnątrz, to jakie ma znaczenie, czy są federalne czy nie?

Propozycje de Maiziere nie rozwiązują także problemu śmiesznie niskich kar dla cudzoziemców, którzy dopuszczają się przestępstw. Półświatkiem dużych miast trzęsą arabskie klany, które strzelają do siebie w biały dzień, pod okiem kamer przemysłowych, i mimo tego służbom nie udaje się ich rozbić.

De Maiziere proponuje obywatelom „silne państwo” i policję na wzór amerykańskiego FBI. Tyle, że reforma systemu federalnego potrwa latami, a problem terroryzmu należy rozwiązać teraz. Łatwo pomstować na landy, ale to podległy szefowi MSW federalny urząd ds. migracji jest odpowiedzialny za fiasko zarządzania kryzysem uchodźczym. Piętrzą się w nim do dziś setki tysięcy nierozpatrzonych wniosków o azyl. I tu dochodzimy do sedna sprawy: nawet jeśli niektóre propozycje de Maiziere’a są sensowne, trudno będzie je pogodzić z polityką otwartych drzwi wciąż przecież podtrzymywaną przez kanclerz Merkel oraz dążeniem do tego, by „islam stał się częścią Niemiec”. Łatwiej kogoś nie wpuścić do kraju niż go następnie musieć z niego wyrzucać. Problem nie tkwi w strukturach bezpieczeństwa, nawet jeśli wykazują one wyraźnie braki, tylko w nastawieniu do imigracji ze świata islamu. Tak długo jak Niemcy będą uważali ją za z zasady ubogacającą, będą tolerowali równoległe społeczeństwa i tzw. „no go zones” w swoich miastach w imię tolerancji i poprawności politycznej, dalej będą za to płacili cenę w postaci zamachów. I żadna policja federalna tego nie zmieni. Szpagat między przyjaznym stanowiskiem kanclerz Merkel i paragrafami szefa MSW de Maiziere’a nie służy podniesieniu wiarygodności niemieckiej polityki.

Aleksandra Rybińska

Tekst Aleksandry Rybińskiej pt. "Walka z terroryzmem, której nie ma" pochodzi z portalu NOWAKONFEDERACJA.PL