Łukasz Wojtusik: W chaosie naszej rozmowy przyszła pora na ważne pytanie. Można rozgrzeszyć zabójcę?

Leon Knabit OSB: Oczywiście. Chyba że taki człowiek wcale nie żałuje. Trzeba wtedy jak w przypadku każdego innego grzechu tylko pobłogosławić. Można powiedzieć: pobłogosławię Cię, a Pan Jezus na ciebie poczeka.

Pobłogosławić? A piąte przykazanie?

Pewnie, że to ciężki grzech. Jak nie pójdziesz na Mszę świętą w niedzielę, też masz ciężki grzech.

 Ale kaliber grzechu inny.

Odpowiem anegdotą. Rabbi mówi do Icka: „Słuchaj, jeśli wejdziesz do synagogi bez nakrycia głowy, to jakbyś popełnił cudzołóstwo!” – „Rabbi, próbowałem jednego i drugiego, nie ma porównania” (śmiech).

Niesprawiedliwe jest równanie absencji na Mszy świętej z pozbawieniem człowieka życia.

Oburzające, prawda? Nie ślizgajmy się po powierzchni tematu, sprawdźmy, co się stanie, gdy zanurkujemy. Przykazania regulują system naszego zachowania, formułują nasz etyczny kościec w relacji z Bogiem. Zawsze chodzi jednak o świadome, podkreślam, świadome łamanie Boskich zaleceń. Jeśli więc robimy na złość Bogu, wystawiamy go na próbę, rezygnując z niedzielnej Mszy, to działamy wbrew Jego woli. Świadomie obrażamy Go, zabijamy część swojej duszy, więź z Nim. Strzelając go kogoś, bijąc pałką lub mieczem, również zabijamy. Oczywiście przypadek zadawania komuś cierpienia, uśmiercenie człowieka jest bardzo ciężkim przewinieniem wobec Boga, ale przede wszystkim wobec siebie. Sobie robimy źle. Każdy człowiek przy zdrowych zmysłach głęboko przeżyje śmierć, której był sprawcą. Nawet jeśli gra twardziela, na którym nic nie robi wrażenia.

A czy z życzenia komuś śmierci trzeba się spowiadać? Mama woła za synem: „Jak cię dorwę, to cię zabiję?”. Żartów nie ma, mamy do czynienia z groźbami karalnymi.

Podyktowanymi często przez skrajne emocje. – „A żeby cię pobożny szlag trafił!”.

Pobożny?

Tak, tak, pobożny szlag.

Ciężko się przyznać do ciężkiego grzechu? 

Jak nie ma śmiertelnego grzechu, to nie ma się z czego spowiadać. Kiedyś przyszedł do mnie starszy pan, klęka przy konfesjonale i oznajmia, że nie ma grzechów. Dopytuję o rodzinę, odpowiada, że wszystko dobrze, do kościoła chodzi. Klnie? A gdzie tam, kiedyś dawno temu, teraz nie. Wypytuję delikatnie o wszystko. Czysty jak łza. Mówię mu w końcu, żeby w takim razie regularnie chodził do Komunii i głowy mi nie zawracał. A on, że nie można tak bez spowiedzi do Komunii. Tłumaczę, że nieprawda, ale dla spokoju wypytuję o drobiazgi, może w czymś jednak przewinił. A on, że grzechu żadnego w sobie nie widzi. W pewnym momencie wpadliśmy w logiczną pętle. On nie może iść do Komunii, twierdzi, że potrzebuje spowiedzi, ale grzechów nie ma, więc nie mam go z czego rozgrzeszyć, może tylko z próżności (śmiech). Poważnie mówiąc – trudność polega na tym, że musimy wypowiedzieć na głos to, co siedzi w środku. Ciężki grzech oznacza ciężką spowiedź.

Co może być podstawą do rozgrzeszenia kogoś, kto zabił?

Szczere wyznanie grzechu i równie szczery żal za grzechy. Dobry spowiednik ma coś z psychologa. Próbuje dostrzec wierzchołek góry lodowej. Nigdy do końca nie dowiemy się, co siedzi w człowieku. Zgadujemy, słuchamy, obserwujemy, ale jednoznacznych odpowiedzi nie ma. Dlaczego zabił? Rozmawiałem kiedyś z kobietą, która po pijanemu zamordowała swoją matkę. Na pierwszy rzut oka – okrutna matkobójczyni, wystarczyło jednak wysłuchać jej historii, by zmienić zdanie. Miejsce oburzenia zajęło współczucie. Siedem dni razem piły, córka po wytrzeźwieniu zobaczyła, że matka leży w kałuży krwi. Sama zadzwoniła na pogotowie. Śledztwo wykazało, że między matką a córką doszło do sprzeczki, w ruch poszedł nóż. Skończyło się na wyroku, więzieniu i odwyku. Mówimy o historii domu, w którym przemoc była na porządku dziennym. Rozmawiałem z kobietą, która zabiła swoją matkę i czułem, że pogodziła się z karą, żałowała.

 Ojciec rozgrzeszy, a społeczeństwo nie wybaczy.

Stąpamy po cienkiej linie. Kapłani nie mają przelicznika grzechów. Jaką pokutę zadać zabójcy? Tysiąc razy Litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa odmówić i z głowy? A może milion? Nie możemy wydawać jednoznacznych wyroków. Ludzkie historie bywają przewrotne, niejednoznacznie. Weźmy na przykład opowieść Jacquesa Fescha, człowieka, który podczas ucieczki po obrabowaniu bankiera przez przypadek śmiertelnie ranił policjanta. Sprawa sądowa kończy się wydaniem wyroku śmierci. Siedząc w więzieniu, Jacques przez kilka lat pisze do swojej córki dziennik – wyznanie i świadectwo nawrócenia. Po jego śmierci zapiski opublikowano w formie książki Za pięć godzin zobaczę Jezusa. Dziennik więzienny.

 Często ojciec odwiedza więzienia w Polsce? W końcu piątym wśród uczynków miłosierdzia jest „więźniów nawiedzać”.

Byłem między innymi w Zakładzie Karnym dla kobiet w Grudziądzu. Sporo dowiedziałem się o funkcjonowaniu więzienia od opiekunek, które przekonują swoje podopieczne, że więzienie nie jest miejscem, do którego powinno się wracać. Za drzwiami zakładu kryją się prawdziwe ludzkie tragedie. Słuchając skomplikowanych opowieści o osadzonych, miałem dylematy, co sam zrobiłbym na ich miejscu? Podziwiam wychowawczynie, które pracują tam z dziewczynami, to bardzo ciężki kawałek chleba. Przy mnie jedna z opiekunek chwaliła ładną, młodą dziewczynę, wyglądającą na dwadzieścia cztery–dwadzieścia pięć lat. Bardzo miła osoba, uczynna, zadbana. Pochwaliła ją: „To moja prawa ręka”. Zapytałem, za co siedzi. Za podwójne morderstwo. Ponoć na wolności unosząc się honorem, nie podawała niektórym ludziom ręki, w więzieniu pomaga wszystkim i robi, co trzeba.

 

Fragment książki Łukasza Wojtusika i Ojca Leona Knabita OSB pt. „Dusza z ciała wyleciała. Rozmowy o śmierci i nie tylko” – Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC