Obaj byli przyjaciółmi. Z Piskorskim współtworzyli Platformę Obywatelską. Później Tusk zaczął usuwać najważniejszych współpracowników, którzy mogliby stanowić jakąś konkurencję. Pozbył się Olechowskiego, Płażyńskiego, Gilewskiej, Rokity i wielu innych. Wśród nich był też Paweł Piskorski, który w intersującej książce pt. „Między nami liberałami” (W-wa 2014 r.) przedstawia dogłębny portret psychologiczny Donalda Tuska.

Na początku Tusk sprawiał bardzo pozytywne wrażenie. „Był świetny w komunikacji – wspomina Piskorski - jeździł, przekonywał ludzi. (…) …przyjeżdżał, był jak brat łata, doskonale się komunikował, świetnie mówił, żartował, potrafił mieć dystans do siebie. Po spotkaniu nie wyjeżdżał, tylko rozmawiał z ludźmi, pił piwo, przekonywał. Myślę, że jego potencjał w tej kampanii był tak duży także dlatego, że on przez parę lat tkwił w nieróbstwie.”

Jednak nie wszyscy tak bezkrytycznie przyjmowali młodego polityka z Gdańska. „Olechowski wyrabiał sobie opinię na podstawie tego, co ludzie opowiadali mu o Tusku. A opowiadali mu, że jest człowiekiem kompletnie niesłownym, leniwym, skłonnym do spisków.” Piskorski przyznaje samokrytycznie: „Gdybym wtedy mógł przewidzieć, że to bardziej rozmówcy Olechowskiego mają rację, a nie ja, gwarantujący za jego słowność i honorowość, to pewnie inaczej bym odpowiedział na sondowanie mnie, czy nie możemy zrobić samego, ale bez „pana Donalda”. Takiej zdolności przewidywania nie miałem. Gwarantowałem za Donalda na naszą zgubę…”.

W innym miejscu dziwi się sam sobie: „Ja wtedy w durny i naiwny sposób po prostu ufałem Donaldowi. Uważałem, że nas wiążą tak niepolityczne relacje, że nie ma sensu się zabezpieczać przed człowiekiem, którego znam tyle lat i z którym wspólnie tyle przeżyliśmy…”

Atak Tuska na Piskorskiego rozpoczął się jesienią 2003 roku, a wtedy Piskorski stwierdził, że „…prysły moje ostatnie złudzenia wobec Tuska.” W współpracy z Michnikiem potrafił szef PO zniszczyć potencjalną konkurencję poprzez medialną kampanię pomówień: „To co robił Tusk, to nie były kroki zmierzające do wyjaśnienia sprawy, ale idące w kierunku jej rozdmuchania”.

Piskorski mówi dobitnie: „My sami mordowaliśmy naszych własnymi rękoma.” A ważną rolę w tej brudnej walce sprawował: „Całkowicie dyspozycyjny i nadzorowany przez Schetynę sąd partyjny”. Sposoby Tuska w usuwaniu z PO niewygodnych członków Piskorski nazywa odważnie: „Absolutnie stalinowskie metody. Na szczęście nie kary”.

O psychice Tuska pisze Piskorski w następujący sposób: „Donald jest już człowiekiem niesłychanie zimnym i wyrachowanym…. (…) Tusk potrafi być urzekający i przyjacielski, ale bywa też niesłychanie zimny i bezwzględny. (…) „On jest człowiekiem bezwzględnym, ale też inteligentnym. Lubi bawić się konwencją, wprowadzać ludzi w konfuzję.”

Jednym z wielu przykładów charakteryzujących Tuska jest opis posiedzenia zarządu partii, gdzie Piskorski dodaje: „I potem zaczęło się to, co Donald najbardziej lubi, czyli łamanie ludzi”. Tusk lubi ludzi bezwzględnie uległych i posłusznych. Dlatego Piskorski wspomina Małgorzatę Kidawę-Błońską, która „Ze łzami w oczach opowiadała potem znajomym, że Donald dał jej do zrozumienia, jaki ma wybór.”

Wielu aparatczykom w PO taka bezwzględność bardzo pasowała, bo wiedzieli, że sami nie będą mieli konkurencji na swoim prowincjonalnym podwórku. Piskorski wspominając wybory parlamentarne 2011 roku stwierdza: „Nikt mu się nie zbuntuje, nawet będą się jeszcze w Platformie cieszyć, że jakiegoś obcego dla nich gościa pogonił”. Nieco później dodaje: „Oczywiście do tego szczęścia dochodzi bezwzględność Tuska w politycznym mordowaniu kolejnych współpracowników”.

P.J.Z.