To nie żart. Limitami objęte są gospodarstwa rolne, gdzie hoduje się zwierzęta. Ściślej – nowy ekologiczny haracz dotyczy tego, co gromadzi się w jelitach i odchodach bydła – czyli metanu. Rolnicy liczą straty. W Polsce szacuje się spadek pogłowia stad o kilkanaście procent z tego tytułu.

Niezadowoleni są oczywiście ekoterroryści. W ich mniemaniu rolnicy wynegocjowali sobie zbyt duże limity przez co krowy bezkarnie mogą puszczać gazy tak jak puszczały. A przecież wiadomo, że każdy krowi placek przyczynia się do potencjalnego zalania Zakopanego czy Madrytu przez podnoszący się poziom wód, towarzyszący efektowi cieplarnianemu.

Rozwiązania pozostały w zasadzie dwa. Pierwsze: albo Komisja Europejska wprowadzi powszechną Dyrektywę Wegetariańską nakazując ograniczenie spożycia mięsa o 40 proc. do 2159 r., tak aby UE była „wolna od mięsa” w 2199 r.

Drugie – należy w końcu wprowadzić limity emisji dotyczące metanu dla wszystkich obywateli UE – powiedzmy tak do 10-15 bąków dziennie.

 

TT