Pamiętacie Państwo opowiadanie Stephena Kinga „Uciekinier” , które zostało spłycone (choć i tak miało piorunującą wymowę) w filmie z Arnoldem Schwarzeneggerem? Jest to historia byłego policjanta, który idzie do więzienia za to, że nie chce strzelać do bezbronnych cywilów. Odbywając karę musi wziąć udział w reality show „Uciekinier”, który polega na tym, że widzowie obserwują jak mordercy ścigają swoje ofiary. Teleturniej wygrywa ten, któremu uda się przeżyć spotkanie z medialnie podrasowanymi zabójcami.  Dzisiejszy świat zaczyna powoli przypominać ten wykreowany przez Stephena Kinga. Jestem przekonany, że nasza wersja „Uciekiniera” byłaby jeszcze brutalniejsza. Zamiast „rzymskiego kciuka” mamy w końcu smsy, które decydowałyby o życiu osądzanego człowieka. Na razie to jednak melodia przyszłości. Dziś morduje się publicznie staruszków i chorych.  


W książce “A Bittersweet Season” była dziennikarka NYT, Jane Gross, opisuje powolną śmierć swojej 88-letniej matki. Fragment książki wydrukował Daily Mail. Oczywiście wszystko jest to podlane sosem przełamywania kolejnych barier i walki o prawo do „godnej śmierci”. Należy od razu zaznaczyć, że matka Ross nie była śmiertelnie chora. „Znaleźliśmy się z moją  matką w sytuacji, gdy obie pragnęłyśmy by była ona śmiertelnie chora. To było trochę przerażające” - opisuje z wdziękiem publicystyka liberalnego dziennika. Gross zaznacza wspaniałomyślnie, że jej matka chciała umrzeć nie dlatego, by uwolnić od zobowiązań swoje dzieci, ale „chciała to zrobić dla siebie” - jak pisze dziennikarka. „Chciała to zrobić dla siebie”- niemal jak reklama jogurtu czy nowych płatków fitness.  


W końcu jej matka wyszeptała słowo „teraz”. Wtedy lekarze „opiekujący” się starszą kobietą odłączyli aparaturę i rozpoczął się proces powolnej śmierci przez odwodnienie i zagłodzenie. Lekarze przekonywali, że będzie to trwało tydzień. Męka i agonia trwała jednak  13 dni. „Patrzyłam jak wskazówki zegara w pokoju mojej mamy przesuwają się powoli. Wydawało mi się, że się nie ruszają.” – opisuje dziennikarka, która dodaje, że podejrzewała, iż lekarze nawet poją po kryjomu matkę, która tak długo nie umierała. „Chciałam, by moja matka szybciej umarła. Wstydziłam się do tego przyznać” - pisze.  "13 dnia bez jedzenia i wody, życzenie mojej matki w końcu się spełniło” - pisze Gross. Dziś już nie wstydzi się tego napisać.


Przeciwnicy eutanazji przekonują, że eutanazyjne lobby celowo wykorzystuje możliwość zagłodzenia ludzi na śmierć, by zalegalizować "prawo do godnej śmierci".  Chodzi o to, by wzbudzić w społeczeństwie współczucie dla konającej ofiary cywilizacji śmierci. Trudno się więc dziwić, że lobby wykorzystuje do tego media. Dokładnie taką drogą szedł dr. Jack Kevorkian, słynny doktor śmierć, który stał się symbolem walki o „prawo do godnej śmierci”. Kilka miesięcy przed śmiercią mówił w CNN: „Wspomagane samobójstwo jest legalne w tych stanach jedynie wtedy, gdy ktoś jest śmiertelnie chory. (...) Co za różnica, czy ktoś jest śmiertelnie chory. Wszyscy jesteśmy śmiertelni”. Kevorkian jako pierwszy uczynił ze śmierci medialny cyrk za co został skazany na karę od 10 do 25 lat więzienia (wyszedł po kilku). „Doktor śmierć” w programie „60 minut”  własnoręczne  zaaplikowanie choremu na stwardnienie boczne zanikowe śmiertelny zastrzyk. Po programie powiedział, że teraz władze muszą go aresztować albo zalegalizować eutanazje. 


Jednak chyba nawet Kevorkian nie spodziewał się jak szybko jego pomysły zostaną wessane przez medialną machinę. Niedawno BBC wyemitowała film pokazujący samobójstwo człowieka chorego na stwardnienie rozsiane. Film "Decydując się na śmierć" nakręcił Terry Pratchett, znany na całym świecie brytyjski autor powieści fantasy. Od lat włącza się on w kampanię śmierci, promując zgodę na zabijanie chorych i starych ludzi. Po burzy jaka wybuchła na wyspach, BBC przyznała, że film Pratchetta jest "niezwykle poruszający i stanowi wielkie wyzwanie dla opinii publicznej, ale jest bardzo uczciwy". Zapewne uczciwy był również czyn amerykańskich rodziców, którzy uruchomili w Internecie sondę, w której można było głosować czy matka ma abortować swoje dziecko. Na szczęście internauci uratowali życie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju.  Rodzice przekonywali, że to co robią to czysta demokracja.


W najbliższych latach będziemy jeszcze niejednokrotnie świadkami takich wydarzeń jak książka byłej reporterki NYT. Śmierć zawsze się dobrze sprzedawała. Publiczne egzekucje były zawsze ukochanym widowiskiem motłochu. Dzięki Internetowi i telewizji śmierć na żywo może przyciągnąć większy motłoch niż plac w centrum miasta. Pornografia śmierci, podlana ideologicznym sosem, niewątpliwie nie tylko przeobrazi się w to co czytaliśmy u Kinga, ale będzie czymś znacznie brutalniejszym. W końcu nawet w „Uciekinierze” nikt nie stworzył postaci córki, która z pietyzmem sprzedawałby publiczności opis swojej umierającej w męczarniach matki. Jak zaczynamy od mordowania najsłabszych to gdzie musimy skończyć?  

 

Łukasz Adamski