Portal Fronda.pl: Szef Ruchu Narodowego i niezrzeszony poseł Robert Winnicki przekonuje, że MSZ nie powinno finansować telewizji Biełsat, która jest tubą „demoliberalnej” opozycji na Białorusi i utrudnia kontakty z tamtejszym rządem. Czy rzeczywiście Biełsat jest solą w oku Łukaszenki i przeszkadza w dogadaniu się z reżimem?

Agnieszka Romaszewska: To, że telewizja Biełsat jest problemem dla rządu Łukaszenki, to pewne - na pewno tak jest. Natomiast pytanie, czy likwidacja telewizji Biełsat pozwoliłaby na prowadzenie rewelacyjnych stosunków z prezydentem Łukaszenką, to zupełnieinna kwestia.  Te stosunki nie zależą tylko od polskiej strony, ale także od sytuacji na Białorusi i samego Łukaszenki. Likwidacja telewizji Biełsat moim zdaniem przyczyniłaby się do znaczącego pogorszenia stosunków.

Jak to możliwe?             

Nie dlatego, że Łukaszence by się to nie podobało, wręcz przeciwnie... Problem jednak z dyktaturami polega na tym, że nie robią niczego z wdzięczności. Nie chcą zalegalizować demokratycznego Związku Polaków z takim przywództwem, jaki sobie zechce wybrać, i nie pozwalają mu rozwijać działalności. Nie robią tego jednak nie po to, by wyrządzić nam przykrość, ale dlatego, że taka jest natura tego reżimu. Ten reżim nie znosi - albo znosi bardzo słabo – instytucji niezależnych i demokratycznych, jak na przykład Związek  Polaków na Białorusi. Wobec tego likwidacja głównego narzędzia kontaktu ze społeczeństwem obywatelskim i elitami białoruskim, czyli telewizji Biełsat, byłaby jak obcięcie sobie jednej ręki – a do pracy potrzebne są dwie ręce. Za absolutnie koniecznie uważam ocieplanie i zacieśnianie naszych stosunków z Białorusią, na ile jest to możliwe. Nie chodzi jednak o to, by zaprzestać jakiegokolwiek kontaktu ze społeczeństwem na Białorusi i przestawić się tylko na władzę, stając się od niej całkowicie zależnym. Reżim jest, mam nadzieję, do pewnego stopnia elastyczny – ale tylko do pewnego stopnia. Możemy liczyć na jakieś koncesje, jednak nigdy na zbyt wiele. Tymczasem żeby liczyć w ogóle na cokolwiek, nie możemy pozbawiać się narzędzi oddziaływania na Białoruś. Tym bardziej, że nawet przy najdłuższym życiu Łukaszenka nie będzie wieczny, a z Białorusinami będziemy sąsiadować jeszcze zapewne przez parę stuleci.

Jaka koncepcja polityczna – a może jej brak? – leży u podstaw takich twierdzeń, jak te prezentowane wobec telewizji Biełsat przez posła Winnickiego?

Trudno jest mi doszukać się tu racjonalności. To chyba taki pomysł na pielęgnowanie „krzepy narodowej” w poprzek wszystkiego, co znajduje się dokoła. Jednak patriotyzm polega też na tym, żeby pamiętać, że Polska leży w Europie, graniczy z konkretnymi krajami, warunki są takie, jakie są. Trzeba budować jak najlepsze relacje, ale nie poprzez postawienie tylko na siebie i niezwracanie uwagi na to, co nas otacza.  Mówiąc językiem interesu: jeżeli chcemy promować nasz interes narodowy, to musimy uwzględniać także interes naszych sąsiadów i partnerów. Nie ma lepszego promowania własnego interesu, niż poprzez interes wspólny. Wtedy polityka ma szanse, zwłaszcza, jeżeli kraj -  tak jak Polska – nie jest mocarstwem, ale krajem średnio dużym i średnio zamożnym. Musimy bardzo dbać o znajdowanie pól współpracy.

Nie tylko telewizja Biełsat jest często zaczepiana przez narodowców, ale wyjątkową niechęcią darzą też Panią. Dlaczego tak się dzieje?

Wynika to chyba ze sposobu patrzenia przyjętego przez nich na Polskę i politykę. Maja sklonnośc do przypisywania sonie monopolu na prawdziwa polskość i patriotyzm, odmawiając go wszystkim dookoła. Mnie zaś bardzo trudno zarzucać brak patriotyzmu. Nawet genealogicznie - jestem córką opozycjonistów walczących z PRL, wnuczką powstańców warszawskich, prawnuczką konspiratorów z czasów zaborów i  okresu I wojny światowej, prapraprawnuczką powstańca listopadowego. Jednocześnie mam zupełnie inny pogląd na to, jakie wnioski powinniśmy wyciągać dziś z miłości Ojczyzny i jak dbać o jej interes. Nie lubią mnie, bo nie mogą mnie "zahaczyć" – zapewne najchętniej powiedzieliby pewnie, że jestem Żydówką, masonem czy jeszcze czymś innym. Przykro mi, nie da się.