Kilkaset osób z różnych środowisk, pod hasłem "Tu wolna jest Warszawa", postanowiło zaprotestować przeciwko pomnikowi smoleńskiemu, który ma stanąć na placu Piłsudskiego. 

Na takim proteście nie mogło zabraknąć polityków Platformy Obywatelskiej- byłego prezydenta stolicy i kandydata na to stanowisko w tegorocznych wyborach samorządowych. Były członek ZMS i PZPR wraz z dawnym współpracownikiem obecnej, skompromitowanej aferą reprywatyzacyjną prezydent Warszawy, politykiem, którego pierwszą obietnicą było postawienie "tęczy niezgody" w Warszawie, brylowali na ulicach Warszawy, strasząc "namiestnikiem" i powtarzając starą śpiewkę o podziale Polski. 

Protest miał formę marszu, który przeszedł spod Kolumny Zygmunta Krakowskim Przedmieściem pod pomnik Marszałka Józefa Piłsudskiego, zatrzymując się przed Pałacem Prezydenckim. Uczestnicy mieli ze sobą transparenty: "Idziemy po Prawo i Sprawiedliwość" (parafraza słynnego cytatu z Sienkiewicza? Bynajmniej nie tego od Trylogii), "Plac Piłsudskiego, nie Kaczyńskiego", "Tu człowiek ma prawa, tu wolna jest Warszawa". 

"Pomniki Ofiar Katastrofy Smoleńskiej powinien być pomnikiem, który nas zjednoczy - tam zginęli ludzie ze wszystkich opcji politycznych, ze wszystkich wyznań, rozmaitych instytucji. Tymczasem komuś zależy na tym, żeby tutaj nie było zgody, żeby te pomniki budować wbrew prawu, wbrew społeczeństwu, wbrew architektom, wbrew konsultacjom społecznym"-przekonywał Święcicki. W ocenie byłego prezydenta Warszawy, pomnik Ofiar Katastrofy Smoleńskiej ma swoim gabarytem przesłonić inne miejsca upamiętniające polskich bohaterów.

"Mają być większe niż pomnik marszałka Piłsudskiego, wyższy niż Grób Nieznanego Żołnierza. Czy chodzi o to, żeby w pamięci narodowej zagarnąć pamięć, żeby wypchnąć innych i zdominować ją nową katastrofą?"-straszył Święcicki. 

"Jeżeli rządzący będą sobie zabierać kolejne place, ulice, to skończy się tak, że samorząd, ludzie, którzy są wybierani przez was w wyborach bezpośrednich - powoli nie będą mieli nic do powiedzenia, bo rząd PiS zafunduje nam w Warszawie namiestnika, który będzie podejmował wszystkie najważniejsze decyzje. I na to nie może być zgody"-mówił z kolei kandydat na prezydenta Warszawy, Rafał Trzaskowski. 

Uczestnicy i organizatorzy marszu zarzucali partii rządzącej, że "kradnie" Warszawę jej mieszkańcom, a przykładem było... zabezpieczenie Sejmu i Senatu RP, a także- każdego 10 dnia miesiąca- plac Zamkowy i Krakowskie Przedmieście. O tym, dlaczego to zrobiono, już nie wspomnieli. 

W opisie wydarzenia na Facebooku można przeczytać również, że "pisowskie pomniki" mają "dzielić społeczeństwo". Co z tego, że pomnik upamiętnia wszystkie ofiary, o różnej przynależności politycznej bądź po prostu wykonujące wówczas swoją pracę, jak piloci czy stewardessy. Co z tego, że katastrofa smoleńska była największą taką tragedią po II wojnie światowej i niewątpliiwie jest częścią naszej najnowszej historii, wreszcie- że rząd PO nie zrobił nic, aby ofiary tej tragedii upamiętnić. 

 

Aktorka, która obwieściła koniec komunizmu ramię w ramię z byłym, wieloletnim członkiem PZPR, Marcinem Święcickim. Do prawdy, wzruszające!

 

 

A tutaj, czyżbyśmy zgubili gdzieś osiem miesięcy? Rafał Trzaskowski został prezydentem Polski przed wyborami, zanim pojawili się kontrkandydaci? Co na to Hanna Gronkiewicz-Waltz? A może sympatykom opozycji totalnej trzeba jakoś w prosty sposób wytłumaczyć, że od "kandydata" do "prezydenta" droga jeszcze daleka?

yenn/Twitter, Fronda.pl