"Odbyłem rozmowę z ministrem Markiem Zagórskim i opowiedziałem mu, jaką mam wizję działania. Myślę, że moja wizja po prostu go przekonała. To na wniosek ministra Zagórskiego zostałem powołany"- mówi w rozmowie z "Super Expressem" Adam Andruszkiewicz, nowy wiceminister cyfryzacji. 

Ta nominacja wywołała wiele kontrowersji. Politycy Platformy Obywatelskiej nazywają Adama Andruszkiewicza "agresywnym nacjonalistą", narodowcy mają natomiast za złe, że "sprzedał się" PiS-owi. Również byli koledzy z Kukiz'15 nie przebierają w słowach. W ocenie wicemarszałka Stanisława Tyszki nowy wiceminister to "Misiewicz Morawieckiego". Część krytyków zwraca uwagę również na młody wiek polityka (Andruszkiewicz urodził się w r. 1990- przyp. red.), niewielkie doświadczenie (to jego pierwsza kadencja w Sejmie) czy brak kompetencji w dziedzinie podległej ministerstwu, do którego dołączył (poseł jest absolwentem stosunków międzynarodowych- przyp. red.). Pojawia się również sprawa kilometrówek. Pytany o krytyczne głosy na temat swojej nominacji, Andruszkiewicz podkreślił:

" Jestem świadomy tego, że znajdą się osoby, które będą mnie krytykowały. Uważam, że mają do tego prawo, mamy wolność słowa. Niepokoi mnie jednak jakość tej krytyki. Po pierwsze, moje kilometrówki są rozliczone prawidłowo, co Kancelaria Sejmu. Po drugie, funkcja sekretarza stanu jest w dużej mierze funkcją administracyjną"- powiedział polityk w rozmowie z "Super Expressem". Jak dodał, wielokrotnie zarządzał różnego rodzaju "organizacjami zrzeszającymi wielu ludzi", ponadto jego zadaniem byłaby również koordynacja współpracy Ministerstwa Cyfryzacji z parlamentem.

Andruszkiewicz, dopytywany o kompetencje, podkreślił, że ważny jest już sam fakt posiadania wykształcenia wyższego. Przypomniał, że również ministrowie cyfryzacji w rządzie PO: Michał Boni i Rafał Trzaskowski nie byli z wykształcenia informatykami. 

"Nie trzeba być informatykiem ani programistą, aby pełnić funkcję, którą miałem zaszczyt objąć. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że stanowiska w rożnych resortach mogą obejmować jedynie osoby, która mają wykształcenie kierunkowe. Doskonale wiemy, że w rzeczywistości tak nie jest. Donald Tusk nie jest z wykształcenia dyplomatą, a stoi na czele ważnego ciała międzynarodowego"- tłumaczył. 

Rozmówca "SE" zaznaczył również, że nie jest i nigdy nie był "faszystą", ponieważ brzydzi się tą ideologią, tak samo jak komunizmem. Adam Andruszkiewicz wskazał, że ze strony PiS nigdy nie padły pod jego adresem tego rodzaju określenia. Podkreślił również, że ma za sobą "mnóstwo młodych ludzi, i to jest duża siła". 

"Widać to zresztą na moim koncie na Facebooku. Moje zasięgi w sieci oscylują często wokół kilku milionów odbiorców miesięcznie"- powiedział polityk. Zapewnił, że pomoże rządowi dotrzeć do młodego pokolenia. Czy w zdobyciu stanowiska pomógł mu ojciec szefa rządu i lider WiS, Kornel Morawiecki?

"Absolutnie bym tego w ten sposób nie określał. To zbyt wysokie stanowisko, aby ktoś komuś coś załatwił. Proszę pozwolić, ale o kuluarowych rozmowach opowiadał nie będę"- zwrócił się poseł do dziennikarki "Super Expressu", który wyjawił jedynie, że odbył długą rozmowę z ministrem Markiem Zagórskim i opowiedział o swojej wizji działania. Podpowiedział również ministrowi, w jaki sposób mógłby wykorzystać swoją wiedzę w praktyce. Zdaniem Andruszkiewicza, zapewne w ten sposób udalo mu się przekonać Zagórskiego. 

yenn/SE.pl, Fronda.pl