Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Prawie od początku rządów PiS mówi się o cięciach emerytur dla byłych funkcjonariuszy SB. Wczoraj poznaliśmy więcej szczegółów. Emerytowani funkcjonariusze UB czy SB mogą liczyć maksymalnie na 2100 zł. Czy jest to wystarczające zadośćuczynienie dla ofiar komunizmu?

Andrzej Gwiazda, działacz opozycji w okresie PRL:To wszystko odbywa się ponad 26 lat po rzekomym zwycięstwie i można powiedzieć, że jest to najkrótsza ocena wyników tzw. wielkiego porozumienia, którego beneficjentami byli ludzie starego systemu. Wobec nieuchronnych zmian, zadecydowanych na Kremlu, Gorbaczow ogłosił Pieriestrojkę w 1986 i unieważnił doktrynę Breżniewa o ograniczonej suwerenności, gwarantującą Związkowi Sowieckiemu prawo do interwencji. Czyli to, co dokonało się w 1989 r. było tylko porozumieniem z komunistami.W MSZ znaleziono depesze z polskiej ambasady w Moskwie, nakazujące zawarcie porozumienia z Lechem Wałęsą. Wobec tego wszyscy ci, którzy brali udział w tym porozumieniu i chcieli uchodzić za wielkich dyplomatów i mężów stanu, w istocie, jak się okazuje, byli marionetkami. Nie ma się więc co dziwić, że ustanowiona w ten sposób III RP, którą ludzie przenikliwi nazywali „ubekistanem”, rzeczywiście tym ubekistanem była. W tej chwili, jeżeli mówimy o odzyskaniu niepodległości, to być może jesteśmy właśnie w czasie tego procesu. Dotychczas był to stan przejściowy. Przez cały czas PRL-u Polska była państwem niepodległym, członkiem ONZ, była uznawana za państwo niepodległe na arenie międzynarodowej. Deklaracja, że w 1989 r. odzyskaliśmy niepodległość, nie była zgodna z zapisami prawa. To była tylko swoista gra polityczna. Jej beneficjentami byli ludzie starego systemu, którzy, choć odrzucili ideologię, to jednak w dużej mierze zachowali, a niektórzy z nich nawet zwiększyli przywileje. W tej chwili dokonuje się rzecz konieczna od samego początku III RP, a uniemożliwiona przez zdradę

Wiele się mówi o „częściowo” wolnych wyborach z 4 czerwca 1989 r. jako o początku naszej wolności, tymczasem...

Te wybory nie były nawet „częściowo” wolne, ponieważ mogli je wygrać jedynie kandydaci przedstawieni przez bezpiekę. Wybory wygrał tylko jeden człowiek, który nie sfotografował się z Lechem Wałęsą. W wyborach startowali wyłącznie przedstawiciele komitetów obywatelskich, które były tworzone wśród ludzi spotykających się w kościele na Żytniej na zaproszenie Lecha Wałęsy. Ci, którzy nie spełniali oczekiwań, nie dostawali następnego zaproszenia. Było to gremium już wstępnie całkowicie niedemokratycznie formowane na zaproszenie Wałęsy. A kim był Lech Wałęsa, wiemy dziś już ponad wszelką wątpliwość. Wówczas torpedowano, uważano za absolutną przesadę, twierdzenie, że przy Okrągłym Stole spotkał się Czesław Kiszczak ze swoimi tajnymi współpracownikami. A dziś okazuje się ono niezwykle trafne.

Jak wytłumaczyć fakt, że dotychczas niektórzy funkcjonariusze bezpieki mogli liczyć nawet na ponad 20 tys. zł emerytury, choć co prawda niewiele było takich przypadków, niemniej świadczenia byłych SB-ków były dość wysokie w porównaniu ze zwykłymi obywatelami; podczas gdy wiele ofiar tych funkcjonariuszy, tego systemu, żyło i umierało w biedzie, mając jedynie „głodowe” pensje czy później świadczenia?

Całe porozumienie, o którym mówiłem wcześniej, zapewniało tym funkcjonariuszom nie tylko bezkarność, ale i utrzymanie przywilejów. Pensje (choć oczywiście nie wszystkich) funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, w porównaniu z zarobkami dostępnymi dla przeciętnych obywateli, były astronomiczne. Niektórzy z nich dostawali równowartość 12 czy 15 bardzo dobrych pensji dostępnych wówczas dla „normalnych” pracowników, na przykład najlepiej uposażonych inżynierów. W „wolnej Polsce” zostało to zachowane. Tak samo zachowani zostali sędziowie, którzy w sposób bezdyskusyjny byli przestępcami, ponieważ ferowali wyroki, łamiąc prawo. Mam tu na myśli wszystkie procesy z dekretu o stanie wojennym. Wszyscy sędziowie wiedzieli, że dekret o stanie wojennym łamie nawet to „ich”, komunistyczne prawo, a mimo to, kierując się niewątpliwie niskimi pobudkami, ferowali wyroki i traktowali to jako prawo. Sfera, w której prawo było łamane w interesie ludzi komunistycznego systemu jest dziś dość powszechna. Jakiejkolwiek dziedziny nie zaczniemy rozpatrywać, to na takie przypadki, a może raczej nie przypadki, lecz po prostu metodę, za każdym razem się natkniemy.

Cięcia świadczeń nie obejmą jednak milicjantów.

Wydaje mi się, że rozróżnienie między milicją a SB jest słuszne i zasadne. To oczywiste, że milicja była używana do celów prześladowań o charakterze politycznym, jednak w podobny sposób używano też np. ale i kierowników w fabrykach czy przedsiębiorstw. Nie mam w tej chwili wyrobionego zdania na temat tego, jak powinno się potraktować milicjantów i raczej nie będę sobie takiego stanowiska wyrabiał, gdyż z mojej pozycji nie mam odpowiedniej ilości informacji, jednak to rozróżnienie jest słuszne.

Czy Pana zdaniem jest szansa na dekomunizację, na całkowite rozliczenie ludzi, jak Pan mówi, starego systemu?

Być może i jestem jak najbardziej za tym. Jednak należy zdać sobie sprawę, że na dekomunizację jest już za późno. Gdyby znacznie wcześniej dokonano aktu prawnego, który nazywamy dekomunizacją, nastąpiłoby oczyszczenie nie tylko sceny politycznej, ale i społecznej. Większość zwyczajnych członków partii zostałaby uwolniona z odpowiedzialności. Pojawiłby się wyraźny podział, wiedzielibyśmy, kogo uznać za przestępcę, a kogo za normalnego „wyżeracza”, który również dla niskich celów zapisał się do PZPR, lecz był tylko szeregowym członkiem. Byłoby to odsianie winnych od niewinnych, zaś brak dekomunizacji spowodował wrzucenie wszystkich do jednego kotła. Winni kary uniknęli odpowiedzialności, a na niewinnych odium pozostało.