Portal Fronda.pl: Znany już skład nowego rządu. Jest Pan zaskoczony wyborami Ewy Kopacz?

Andrzej Jaworski, PiS: Mnie najbardziej zaskakuje uzasadnienie wyboru takiego składu, nie tylko przez polityków Platformy Obywatelskiej, ale także przez nową panią premier. Ewa Kopacz stwierdziła bowiem, że jest to rząd, który ma pogodzić Platformę, scalić ją. Jeszcze nigdy nikt tak jasno nie przedstawił sprawy, mówiąc, że wcale nie chodzi o naprawianie tego, co popsuł Donald Tusk, nie chodzi o poprawę losu Polaków, którzy coraz częściej żyją na granicy ubóstwa, mają coraz więcej problemów ze znalezieniem pracy czy dostaniem się do lekarza. Rząd jest powołany tylko po to, aby załagodzić wewnętrzne spory w Platformie...

Takie absurdalne uzasadnienia pojawiają się także przy poszczególnych kandydatach na szefów resortów. Skład nowego rządu przyniósł jednak kilka niespodzianek. Rządowe stanowisko stracił na przykład Radosław Sikorski, który zostanie marszałkiem Sejmu. Jak Pan to ocenia?

To już nie jest kwestia kompetencji premiera, ale szefa Platformy Obywatelskiej, a pani Kopacz łączy te dwie funkcje. Myślę, że postawienie na czele polskiego parlamentu osoby, która wzbudza najbardziej skrajne emocje, osoby która zasłynęła z tego, że chciała „dorżnąć watahę”, a na ujawnionych nagraniach mówi, że trzeba zrobić wszystko, by wyeliminować opozycję, to dowód tego, że Ewa Kopacz i Platforma Obywatelska chce z jednej strony iść na wojnę z opozycją, a z drugiej – chce zabezpieczyć się przed krytyką społeczną, przenosząc dyskurs na sprawy drugoplanowe. Zamiast dyskutować o tym, czego jej rząd nie robi, będzie dyskusja o tym, jakie kłótnie toczą się w polskim parlamencie. Jest to całkiem zręczny zabieg socjotechniczny, ale pokazujący, że wcale nie chodzi o naprawę Rzeczypospolitej, ale o to, by ugrać swoje za wszelką cenę.

W rządzie znalazł się za to skompromitowany Grzegorz Schetyna. Co Pan na taki come back?

Każda kolejna afera w Platformie czy rządzie właściwie tylko umacniała osoby, które były w nie zamieszane. Desygnacja Schetyny na funkcję, na której on się w ogóle nie zna, dowodzi tylko tego, jak bardzo Platforma Obywatelska boi się rozliczenia przez społeczeństwo i jak mocno będzie trzymała się swoich stołków. W tym rządzie nie będzie liczyła się praca czy to, co dzieje się w Polsce i na świecie. Liczyć się będą się tylko własne układanki i zapewnienie sobie apanażów.

To będzie mocny rząd, który coś zdziała, czy raczej Ewa Kopacz wybrała zgrane nazwiska na przetrwanie do wyborów?

Na pewno nie jest to mocna ekipa. Można powiedzieć, że dobór stanowisk odbywał się według dwóch kluczy. Pierwszym kluczem było to, z kim nowa premier chodzi razem do fryzjera albo kosmetyczki (śmiech), a drugim – nominacje dla tych, którzy wbiliby jej sztylet między żebra, gdyby nie znaleźli się w rządzie. Nie ma mowy o doborze fachowców, profesjonalistów. Nowa premier chciała zakopać wszystkie potencjalne problemy wewnętrzne... Co więcej, chciała umocnić „swoich”, choćby na ten ostatni rok dać im możliwość rządzenia w poszczególnych resortach.

Kopacz zdążyła już zaliczyć pierwszą poważną gafę. Zapytana o to, czy Polska powinna wysyłać broń na Ukrainę, odpowiedziała: „Wie Pan, jestem kobietą. Ja sobie wyobrażam, co bym zrobiła, gdyby na ulicy pokazał się człowiek wymachujący ostrym narzędziem, albo trzymający w ręku pistolet. Pierwsza moja myśl, tam za moimi plecami jest mój dom i moje dzieci. Więc wpadam do domu, zamykam się i opiekuje się moimi dziećmi”. Potem dodała coś jeszcze o reakcji mężczyzn na podobną sytuację. To poważna argumentacja, jak na szefową rządu?

To jest nie tylko bardzo niepoważna, ale także bardzo niebezpieczna wypowiedź. Kilkanaście minut później, zapytany o to samo rzecznik PSL potwierdził, że Polska nie będzie sprzedawać broni Ukrainie. To niebezpieczna wypowiedź, która – jak myślę – spowodowała otwarcie szampana w niejednym lokalu w Moskwie. Jestem przekonany, że opozycja i ludzie zdroworozsądkowi w PO (a myślę, że jeszcze tacy tam się znajdą), nie dopuszczą do tego, by nie pomagać sąsiedniemu państwu, z którym agresywna Rosja toczy regularną wojnę. Tak naprawdę, jest to najbardziej kompromitująca wypowiedź przedstawiciela polskiego rządu od 2007 roku, kiedy Donald Tusk został premierem.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk