Portal Fronda.pl: Media spekulują o wprowadzeniu jednolitego podatku łączącego PIT oraz „składki” na ZUS i NFZ. Byłby to dobry pomysł?

Andrzej Sadowski: Bardzo nas cieszy, że kolejny rząd sięga po nasze rozwiązanie, które Centrum im. Adama Smitha zaprezentowało jeszcze w 2003 roku, jako element całościowej zmiany systemu podatkowego w Polsce.

Dlaczego takie rozwiązanie miałoby być korzystne?

Dlatego, że nie ma najmniejszego sensu utrzymywanie oddzielnych tytułów podatkowych opodatkowujących tę samą pracę, które są czystymi podatkami, a nie żadnymi składkami. Sytuacja przypomina to, co można było obserwować na poczcie w czasach PRL. Istniały wtedy dwie oddzielne skrzynki na listy. Mieliśmy dla usprawnienia wrzucać listy miejskie do zielonej, a zamiejscowe do czerwonej skrzynki. Przychodził listonosz i wsypywał jedne i drugie do jednego worka. Tak samo jest dzisiaj z różnymi podatkami i tak zwanymi składkami. Na koniec i tak trafiają w ręce rządu. Nie ma więc powodu, by miliony polskich przedsiębiorców i tysiące księgowych rozdzielało coś, co później i tak wpadnie do jednego worka.

A więc to ogromna oszczędność czasowa?

Tak, czasowa także. Mniej zarobią też banki, bo będą brały prowizję nie od trzech, ale od jednego przelewu. Głównie to czas naszych obywateli i ich pieniądze.

Jak wyglądałaby w takim wariancie sytuacja NFZ i ZUS?

Nic nie zmienia się po stronie ich finansowania. Wpływają te same pieniądze w ramach systemu tylko przy mniejszym obciążeniu czasowym i finansowym.

Ta reforma podatkowa, jakkolwiek byłaby pozytywna, nie jest jeszcze pewna. Pewny jest za to podatek medialny, nazywany „składką” audiowizualną. Jak ocenia pan tę zmianę?

Będzie to czysty podatek. Uderzy zwłaszcza w najmniejszych przedsiębiorców. Wystarczy już, że muszą płacić haracz, czyli podatek ZUS, niezależnie od tego, czy mają jakikolwiek przychód, z którego mogliby go zapłacić. Teraz dojdzie jeszcze kolejne obciążenie, które spowoduje, że część przedsiębiorców będzie musiała przenieść się do szarej strefy, aby przeżyć. Dziś wiążą ledwo koniec z końcem. Szkodliwa i zawsze bardzo kosztowna jest każda personalizacja podatków. Poza tym, jeżeli urzędy skarbowe naprawdę skupią się na podatku VAT, a nie będą zajmować się milionami Janów Kowalskich i ich PIT-ami, to będzie wystarczająco dużo środków, które pozwolą na finansowanie mediów. Przyjęcie naszego projektu, którego fragment wykorzystuje rząd w związku z PIT, oznacza radykalne zmniejszenie liczby podatników w urzędach skarbowych z kilkunastu do zaledwie kilku milionów. Rząd może finansować radio i telewizję bez zmuszania wyborców do płacenia kolejnego podatku. Dzisiaj większość obywateli nie płaci podatku od posiadania telewizora i radia. Pieniądze z programu 500+ dostaną nieliczni, a zapłacić podatek na media będą musieli wszyscy. W Polsce powiększa się sfera ubóstwa. Rodziny, które żyją już poza jej skalą, czasami nie mają nawet telewizora, a dokładanie im podatku nie tylko nie przysporzy głosów rządzącym, ale jest najzwyczajniej niesprawiedliwe. Do tej pory żaden rząd nie zdobył się na taki sposób narzucania zobowiązania wszystkim, niezależnie od tego, czy z mediów korzystają czy nie, a przypomnijmy, że młode pokolenie nie ogląda tradycyjnej telewizji. To też jest znacząca część społeczeństwa, dla której każda złotówka się liczy. W Polsce mamy też dużą grupę niewidzących i niesłyszących. Społeczność ta w Niemczech oprotestowała takie rozwiązanie. Wprowadzenie w ten sposób podatku może wywołać impuls do wystąpień podobnych, jakich doświadczył poprzedni rząd z tytułu wprowadzenia ACTA.

Na koniec wróćmy jeszcze do samego podatku PIT. Czy obok omawianej zmiany w postaci jego połączenia ze „składkami” na NFZ i ZUS są jeszcze jakieś pożądane odnośnie do PIT zmiany?

Obecny rząd bardzo nieśmiało podchodzi do zmiany zakładającej ruszenie całego systemu. Pomijając zatem taki wariant, w pierwszej kolejności należałoby zlikwidować opodatkowanie rządu przez rząd. Całkowitym absurdem jest opodatkowanie wypłat w ramach rządu, a więc pieniędzy dla pracowników budżetowych, emerytów, rencistów, osób pobierających zasiłki. To niepotrzebne opodatkowanie rządu przez rząd. Państwo płaci swojemu pracownikowi, opodatkowuje go, zabiera część pieniędzy z powrotem, później znowu dokłada do nich i wypłaca… To jest absurd tak skrajny, że nie wymyśliliby go nawet Mrożek do spółki z Ionesco, ale wymyślił polski rząd z 1997 roku, wprowadzając m.in. tzw. ubruttowienie rent i emerytur.

To jedyna potrzebna reforma tego podatku?

Nie. Ten podatek jest podatkiem wyłącznie ideologicznym. Nie jest efektywny, jeśli chodzi o cel fiskalny. Należałoby go zlikwidować na rzecz opodatkowania funduszu płac w przedsiębiorstwach. Takie rozwiązanie funkcjonowało w Polsce do początku lat 90. Pochodziło z czasów Edwarda Gierka i było bardzo proste i skuteczne. Przedsiębiorca od sumy wszystkich pieniędzy, które wypłacił w danym miesiącu w firmie – nieważne, z jakiego tytułu, czy umowy-zlecenia, umowy o dzieło czy umowy o pracę – dodawałby określony procent i jednym przelewem płaciłby podatek. To najtańsza i najskuteczniejsza forma poboru podatku dochodowego. Takie rozwiązanie przedstawialiśmy każdemu rządowi w ostatnich kilkunastu latach i jesteśmy zbudowani, że rząd rozważa częściową zmianę w tym kierunku. Trwanie przy obecnym systemie to skazywanie się na klęskę wyborczą. Brak dobrej zmiany w obszarze podatkowym jest najszybciej widoczny.

Rozmawiał Paweł Chmielewski