Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Premier Morawiecki odwołał ze stanowiska ministra zdrowia pana Konstantego Radziwiłła, człowieka z dużym doświadczeniem lekarskim i wieloletnim doświadczeniem w samorządzie lekarskim. Nowym ministrem został prof. Łukasz Szumowski, także lekarz. Na co powinien położyć szczególny nacisk, bo ten resort nie przysparza zaszczytów, a raczej samych problemów?

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha i członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP: Trzeba zmienić system, a nie zmieniać ministrów. System jest zły i patologiczny. Nie ma takiego ministra, który by w ramach systemu mógł uzyskać jakiekolwiek nadzwyczajne wyniki. Może jak w peerelowskim socjalizmie mniej lub bardziej nieudolnie administrować niedoborami. Pierwszym warunkiem do zmiany na lepsze jest uczciwe wyznanie i to premiera, że nie ma na świecie takiego systemu opieki medycznej, gdzie przy zawsze ograniczonych środkach byłby do niej nieograniczony dostęp. A próbuje się Polakom latami wciskać taką ciemnotę ekonomiczną, co powinno być karane jak propagowanie komunizmu.

Wiadomo, że nagły boom finansowy w służbie zdrowia jest nierealny, ale jednak Polacy płacą obowiązkowe składki, a często muszą chodzić prywatnie do specjalisty, bo musieliby czekać całe miesiące na wizytę w ramch NFZ. Czy nowy minister zdrowia nagle znajdzie panaceum na te bolączki, czy ma lepsze kwalifikacje?

To nie jest sprawa ministra zdrowia ale premiera i całego rządu oraz parlamentu aby zmienić kolektywistyczny systemu służby zdrowia, i zaprzestania jej obrony jak socjalizmu, bo nawet generał W. Jaruzelski nie dał rady. W gospodarce socjalizm dawno padł a broni się go do dziś w rządowej służbie zdrowia kosztem życia i zdrowia Polaków. To jest system źle zarządzany, gdzie środki i te ludzkie i finansowe są marnotrawione a konsekwencją jest de facto pełzająca eutanazja w wyniku niemożliwości skorzystania w przewidywalnym czasie z lekarzy i zabiegów ratujących życie. Jednak nawet mając te pieniądze, które w Polsce są, można od jutra podnieść poziom i realną dostępność usług medycznych, a nie propagandowo deklarowaną.

Na czym mogłoby to polegać i jakie warunki trzeba by spełnić, aby te realne usługi były szybko dostępne?

Po pierwsze - nie potrzebujemy urzędników do pośrednictwa. Jeżeli przy tych, ograniczonych pieniądzach, kiedy są lekarze, są pielęgniarki, są obywatele, którzy chcą skorzystać z usług medycznych, dołożymy jeszcze urzędników jako pośredników i całe biurokratyczne struktury, to z tego tytułu pieniędzy w ochronie zdrowia nie będzie więcej. Stąd chociażby ta, przysłowiowa, likwidacja NFZ-u, to jest warunek wstępny do dokonywania jakichkolwiek zmian w tym obszarze.

To, co  Centrum im. Adama Smitha już w 2007 r. wraz z Ogólnokrajowym Związkiem Zawodowym Lekarzy zaprezentowało, i propagujemy to właśnie w takich sytuacjach pokazując, że jest wyjście z tej - rzekomo kwadratury koła - to jest doprowadzenie do sytuacji, w której rząd kupuje na konkurencyjnym, komercyjnym rynku pakiety medyczne dla obywateli. Tak jak to robią dzisiaj przedsiębiorcy po to, by mieć zagwarantowany dla swoich pracowników realny dostęp do opieki medycznej. Przedsiębiorcy, których znam, kupują nawet tomografy dla swoich pracowników, po to tylko, żeby właśnie mieli oni na bieżąco możliwość badania, a nie zapisywanie się w kolejkach na rok do przodu. Tak więc polscy pracodawcy, gdyby nie ograniczenia administracyjne i podatkowe, które kolejne rządy wprowadzały, to dawno byliby w stanie swoim pracownikom zagwarantować wyższy poziom opieki niż ten, który gwarantuje polski rząd. Stąd rząd, przy tych ograniczonych środkach, jakie są, przy takiej metodzie wydawania pieniędzy, że każdy z nas ma zakupiony pakiet medyczny na komercyjnym rynku, miałby większy dostęp, niż dzisiaj, kiedy ten dostęp - rzekomo - jest formalnie nieograniczony. 

Większość z nas płaci składkę zdrowotną, co pomniejsza nasze pensje, wiele osób chodzi prywatnie do lekarzy, więc jeśli dobrze rozumiem np. składka zdrowotna - w tym, co Pan proponuje - zamiast do NFZ przeznaczana byłaby na zakup gwarantowanego dostępu do lekarzy w prywatnych przychodniach?  

Wszyscy zawsze płacimy, i nie ma czegoś takiego, jak bezpłatna służba zdrowia, bo te pieniądze nie biorą się z wypłukiwania złota z powietrza, tylko biorą się z opodatkowania naszej pracy, a dodatkowe straty wynikają z tego, że tym naszymi pieniędzmi, zanim trafią do lekarza, jeszcze po drodze zajmuje się gigantyczna armia urzędników, która też kosztuje.  

Czy w takim razie resort zdrowia we współpracy z rządem ma możliwość wdrożyć taki, o jakim Pan mówi, model pozyskiwania usług medycznych dla obywateli, czy to będzie dalej walka z wiatrakami, albo inaczej - z zakorzenionym systemem odgórnego dzielenia pieniędzy na służbę zdrowia?

To nie jest nawet kwestia walki z wiatrakami, bo nie ma wiatraków, tylko mamy patologiczny system, w którym właśnie widzimy coraz bardziej dramatyczne efekty działań poprzedniego już ministra, który próbował wyeliminować przedsiębiorstwa prywatne z sektora usług medycznych. Proste analizy, bo jestem też autorem wstępu do raportu, który wyszedł pod koniec zeszłego roku na temat racjonalizacji wydatków w służbie zdrowia - otóż wszyscy jak jeden mąż mówią o zwiększeniu nakładów, a nikt nawet nie zadaje sobie trudu aby przeanalizować, jak te pieniądze są wydawane. No bo w ramach tych samych pieniędzy można je zupełnie inaczej rozdysponować, wiedząc, że są ograniczone i spowodować, że będzie za te same pieniądze więcej możliwości kupienia usług medycznych dla Polaków, niż jest dzisiaj.  Stad już od dawna widać, że około 90 proc. aktywności lekarzy pierwszego kontaktu to jest wypisywanie ponownie recept, czyli przedłużanie recept.

To faktycznie bolączka systemu medycznego, bo lekarze większość czasu poświęcają na pisanie rozpoznania, zaleceń, recept czy skierowań, co siłą rzeczy ogranicza czas badania.

W innych krajach w ogóle się tego nie robi, bo przy różnego rodzaju schorzeniach, zwłaszcza przewlekłych, wypisuje się raz receptę, nawet na całe życie, i ona jest dostępna w systemie w każdej aptece w danym kraju. Stąd, gdy popatrzymy na jałowość tych procedur, które marnują czas lekarzy, gdzie pielęgniarki nie mają takich kompetencji, jak w innych krajach Unii Europejskiej, (gdzie w większości to one przygotowują obszar pracy lekarza) to zobaczymy, jak ten system, nawet w warunkach ograniczonych możliwości finansowych jest kompletnie bez sensu.

I takie analizy są robione za czasów każdego rządu, który znam, mimo, że niespecjalnie są upubliczniane. Natomiast z tego raportu, który został przedstawiony przez federację pracodawców Pracodawcy RP widać, jak poprzedni minister mógł w kilku ruchach radykalnie zracjonalizować to co jest, oczywiście  z natury rzeczy niereformowane. To tak, jak by próbować zreformować socjalizm. Socjalizmu, jak pokazuje doświadczenie Polski Ludowej nie dało się zreformować, a system służby zdrowia jest z czasów PRL-u. Tak więc próba racjonalizacji czegoś, co jako całość zbankrutowało i próba utrzymania tej reduty socjalizmu w służbie zdrowia te nie może być skuteczna.

Więc od czego należałoby zacząć, aby próbować zastąpić stary system czymś nowym?

Musi być przede wszystkim decyzja polskiego parlamentu, a tak naprawdę partii rządzącej i premiera. Minister jest tylko wykonawca poleceń. Może to robić lepiej lub gorzej, ale to jest tylko wykonawca generalnego planu, przyjętego przez większość parlamentarną i swojego premiera.

Najważniejsza kompetencja, zwłaszcza w przyjmowaniu stanowiska premiera i jakiegokolwiek ministra, to nie jest kwestia tytułu profesorskiego, tylko kompetencji moralnej, bo to ona pozwala na wybór takich rozwiązań, które na świecie się sprawdziły, i które sprawiają, że będzie lepiej, a nie gorzej.     

Dziękuję za rozmowę