Portal Fronda.pl: Donald Tusk powiedział w Waszyngtonie, że zarówno Stany Zjednoczone jak i Unia Europejska mogłyby dostarczyć broń ofensywną Ukrainie. Nie zrobią tego jednak, bo wciąż istnieje nadzieja na pokojowe rozwiązanie konfliktu, wobec czego nikt nie pali się do podejmowania militarnych kroków. O ocenę tej polityki poprosiliśmy Andrzeja Talagę.

Andrzej Talaga: Jeżeli spojrzeć na nagie fakty w związku z tym, co dzieje się we wschodniej Ukrainie, to należy postawić sprawę po środku. Mamy i realizację postanowień Mińska II i brak ich realizacji. Większość sprzętu, jak twierdzi sama Ukraina, separatyści wycofali – ale nie cały. W związku z tym także Kijów nie chce wycofać całości sprzętu, bo chce pozostawić sobie możliwość twardej odpowiedzi na ostrzał separatystów. W zasadzie większość punktów została wypełniona, to jest przerwanie walk i wycofanie ciężkiego sprzętu. Pozostaje jednak jeszcze cała reszta. Nie zachodzą w każdym razie te okoliczności, wskazane przez Obamę i Tuska, jako uzasadniające dalsze sankcje lub inne kroki. Chodzi tu o eskalację przemocy czy dalsze prowadzenie przez Rosję operacji przeciwko Ukrainie. Tego wciąż nie ma, nie ma więc tez powodu do, na przykład, dostaw broni zabijającej Ukrainie. Mamy więc sytuację wyczekiwania, bo Rosjanie nie idą dalej i nie łamią w gwałtowny sposób porozumień, a łamią je jedynie łagodnie, nie prowokując.

Czy nadzieja na to, że konflikt skończy się pokojowo jest zasadna? Trzeba czekać, by przekonać się, co wykalkuluje Putin. Czy wykalkuluje, że krok dalej nie będzie miał poważnych konsekwencji, przede wszystkim gospodarczych, ale i militarnych, czy będzie inaczej. Kreml może wykalkulować, że takich konsekwencji nie będzie. Może też do momentu nowej ofensywy, a mówi się tu o kwietniu, próbować przekonać się do wyłamania kilka państw Unii Europejskiej. Kandydaci są: to Węgry, Cypr, Grecja, Słowacja, Czechy… To kraje, które mogłyby posłużyć Rosji za narzędzie rozbijania jedności Unii Europejskiej. Jest więc możliwe, że Putin zdecyduje się na gwałtowne ruchy. W razie takiego scenariusza to raczej Stany Zjednoczone będą wykonawcą dostaw broni, a nie Unia Europejska. Unia nigdy przecież nie mówiła, że będzie broni dostarczać. NATO wypowiedziało się, że może to robić każde z państw członkowskich, jeżeli uzna to za stosowne.

Mówiąc krótko, Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej nie ma wielkiego wpływu, ma w istocie niewiele do powiedzenia jeśli chodzi o dostawy broni. To rzecz suwerennych państw albo całego paktu NATO. Bez wątpienia w tej kwestii nie będzie solidarności w Unii Europejskiej i nie zapadną żadne wspólne decyzje. Rada Europejska ani Komisja Europejska nie mogą podjąć takiej decyzji. Może zostać przeforsowane jedynie wprowadzenie dalszych sankcji.  

not. pac