Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: To już pewne- od września rusza nabór do Obrony Terytorialnej. Wczoraj pełnomocnik MON ds. utworzenia OT zdradził więcej szczegółów, m.in., że każdy żołnierz tej formacji otrzyma wynagrodzenie rzędu 500 zł. Czy Obrona Terytorialna poprawi bezpieczeństwo Polski?

Andrzej Talaga, Rzeczpospolita: Sam fakt utworzenia Obrony Terytorialnej niewątpliwie jest dużym krokiem do przodu. Wcześniej takiej formacji w Polsce nie było, chyba że w szczątkowej formie. Dobrze więc, że powstaje Obrona Terytorialna, gdyż niewątpliwie wzmocni obronność kraju. Pytanie tylko, czy wystarczy te 35 tysięcy żołnierzy, bo taka ma być liczebność docelowa. W moim przekonaniu to zbyt mała liczba, jednak przede wszystkim dobrze, że taka formacja powstaje. Kontrowersje może budzić to, czy za obronę ojczyzny można płacić. Jednak, po pierwsze: żołnierze zawodowi również otrzymują wynagrodzenie. Po drugie: żołnierze Obrony Terytorialnej będą poświęcać na szkolenie wolne dni, weekendy i święta. Naturalną rzeczą jest więc, że będą za to wynagradzani. Gdyby było to nawet więcej pieniędzy, choć zapewne tylko tyle jest w budżecie na ten cel, to zapewne w najbiedniejszych regionach chętnych żołnierzy byłoby więcej i liczebność OT mogłaby wzrosnąć, jednak jak na razie wszystko, co się dzieje, idzie jak najbardziej w dobrym kierunku. Można powiedzieć, że powinno być „dalej, lepiej, szybciej”, jednak najważniejsze, że Polskie Siły Zbrojne w ogóle będą mieć komponent terytorialny i myślę, że jest to duży krok ku lepszemu.

Niedawno w rozmowie z naszym portalem przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, poseł Michał Jach, podobnie jak Pan, powiedział, że te 35 tys. żołnierzy to za mało i również chciałby, by było ich więcej, jednak w tym momencie MON nie może pozwolić sobie na zwiększenie liczebności, ponieważ brakuje infrastruktury; wyposażenia, strzelnic, poligonów...

Przede wszystkim brakuje pieniędzy. Będzie to wzrost tzw. kosztów osobowych w budżecie MON. Powinno się dążyć do tego, żeby budżet MON-u w znacznej części był przeznaczony na sprzęt, czyli zakupy materiałowe; a nie na koszty osobowe, takie jak pensje, emerytury itp. Zwiększenie armii, jeżeli nie zwiększamy jednocześnie budżetu, powoduje, że rosną koszty osobowe, a mogą się zmniejszyć koszty materiałowe. Ta tendencja jest groźna, ponieważ liczebność armii się zwiększa, lecz brakuje pieniędzy na sprzęt. Dlatego MON musi uważnie grać między tymi dwiema grupami kosztowymi i nie może zwiększyć tej Obrony Terytorialnej, co byłoby bardzo pożądane i poseł Jach ma całkowitą rację, że te 35 tys. żołnierzy to za mało. To my, jako społeczeństwo, musimy dać na to pieniądze w postaci nowelizacji budżetu MON, choćby w przyszłym roku, zwiększenia procentu PKB na obronność do tych minimum 2%, o których mówi resort obrony, a najbardziej optymalna byłaby wartość rzędu 2,5-3,5%. Wtedy znalazłyby się pieniądze i na sprzęt, i na zwiększenie liczebności Obrony Terytorialnej. Jednak ten brak środków nie jest winą MON-u, ponieważ pieniądze z budżetu państwa przyznaje Parlament, wybierany przez nas wszystkich. W związku z tym my sami musimy chcieć, żeby było więcej sprzętu i więcej żołnierzy poprzez akceptację zwiększenia wydatków uzbrojeniowych Polski. Jest to bardzo wskazane, choć nie jestem do końca pewien, czy jest taka wola społeczna.

Mówimy o Obronie Terytorialnej i wydatkach z budżetu państwa na obronność w momencie, gdy Rosja staje się coraz bardziej agresywna, coraz częściej demonstruje swoją siłę. Miesiąc temu Polska zamknęła mały ruch graniczny z Rosją, a Radio RMF FM poinformowało wczoraj, że Rosjanie budują zasieki na granicy Polski z obwodem Kaliningradzkim...

Zamknięcie małego ruchu granicznego oznacza zmniejszenie przychodów okolicznych miejscowości, miast, sklepów i stacji benzynowych, gdzie zaopatrywali się Rosjanie. Jednak sytuacja jest napięta. Mały, bezwizowy ruch graniczny, powoduje, że nie wiemy dokładnie, kto wjeżdża do Polski, ponieważ łatwo jest podrobić dokumenty uprawniające do bezwizowego wjazdu do naszego kraju. Jak rozumiem, Polski rząd obawia się, że zamiast ludzi robiących zakupy, będzie penetracja agenturalna Polski, a może wręcz przemieszczanie się oddziałów ukrywających się pod przykrywką handlarzy pogranicznych, podobnie jak miało to miejsce na Krymie. Stąd jest to zaostrzenie. Obawa, że nastąpi penetracja pod pretekstem przygranicznej wymiany handlowej może wydawać się przesadzona, jednak czasy są naprawdę napięte i taka obawa ma uzasadnienie. Nie wiem natomiast, jaki jest powód budowania zasieków. Może po to, by Rosjanie nie uciekali do Polski... Oczywiście w tym momencie żartuję, ale jak rozumiem, chodzi jedynie o jakieś retorsje, bo żadnego racjonalnego powodu tu nie widzę.

Rosjanie zbroją się i coraz więcej ćwiczą. W tym tygodniu rozpoczęły się duże manewry o kryptonimie "Współpraca 2016", tuż „pod nosem” NATO. Czy to może oznaczać realną agresję, pokaz siły czy jedynie budowanie napięcia? Jakie perspektywy stoją przed Polską, ale także Ukrainą w kontekście tej agresywnej polityki Rosji?

My też ćwiczymy i będziemy ćwiczyć. Nie wiem, która armia: rosyjska czy natowska, ćwiczy bardziej intensywnie. Manewry NATO, Anakonda-16, które odbyły się niedawno na terenie Polski, są już konkretnymi ćwiczeniami przygotowującymi do wojny z potencjalnym przeciwnikiem, czyli armią konwencjonalną, np. rosyjską. Tak samo ćwiczą Rosjanie. Czy to napięcie osłabnie? Nie, nie osłabnie, będzie utrzymywało się przez długie lata, gdyż jest korzystne politycznie dla Federacji Rosyjskiej i to ona je utrzymuje. Nikt nie wie czy wybuchnie wojna i jak na razie nic na to nie wskazuje. Myślę, że chodzi raczej o przedłużanie napięcia, mogą wystąpić co najwyżej drobne incydenty militarne. Co do Ukrainy, jej sytuacja jest bardzo trudna. Jest to państwo bardzo słabe. Reformy dokonują się tam bardzo powoli, choć teraz widać pewien postęp. Ukraina na wojnie zbudowała swoją- wcześniej bardzo słabą- tożsamość narodową, zbudowała armię, której wcześniej de facto nie miała. Te zmiany dają nadzieję na przetrwanie tego państwa. Jednak należy też wyobrazić sobie przede wszystkim niepokoje wewnętrzne na Ukrainie, spowodowane brakiem pieniędzy, bezrobociem, wysokimi cenami, brakiem pracy czy słabą wiarygodnością rządu, a może całej klasy politycznej, co zdarzyło się już dwukrotnie na Ukrainie, więc może zdarzyć się i trzeci. Dostrzegałbym więc raczej zagrożenie całkowitą destabilizacją państwa raczej tutaj. Oczywiste jest, że taka destabilizacja byłaby pożądana przez Rosję. Jeśli jednak chodzi o samo bezpieczeństwo militarne, to nie sądzę, by Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Koszty takiej inwazji byłyby dla Rosji zbyt wysokie.