Tomasz Wandas, Fronda.pl: Mimo interwencji, konflikt w Syrii trwa. Rodzi się zatem pytanie, że ktoś musi być sporym beneficjentem, skoro sprawa nie została zamknięta – tylko kto rzeczywiście na tym ogrywa i co?

Andrzej Talaga: Trudne pytanie, gdyż gdyby dokładnie przyjrzeć się całej tej sytuacji to nikt nie jest beneficjentem tego konfliktu. Syria jest krajem mało atrakcyjnym pod względem gospodarczym i strategicznym. Jeżeli natomiast już trzeba byłoby wskazać kogoś kto zyskuje to jest to niewątpliwie Rosja.

N czym polega ich zysk?

Zyskują oni na rynku wewnętrznym, gdyż pokazują swoją siłę, zwartość, gotowość wojska jakim dysponują. Na rynku zewnętrznym Rosja pokazała, że będzie skutecznie chronić swojego wasala oraz, że potrafi skutecznie zadziałać tam, gdzie Zachód nie ma bardzo silnych i wyraźnych interesów. Rosja też ponosi koszty, w postaci zabitych, w postaci konfliktu z Zachodem (Ameryką szczególnie) – także nie jest tak, że tylko zyskuje.

Jak wiele państw zaangażowanych jest w tę grę? I jeśli nawet kraje, które w pewnym sensie zyskują na konflikcie to czy warto poświęcać swoich ludzi, pieniądze na coś co w istocie powoduje tylko straty?

Z naszej perspektywy gra ta nie jest warta świeczki, ale z perspektywy Putina już jest, inaczej by jej nie prowadził.

Dlaczego zatem jego optyka widzenia jest taka a nie inna?

Rosja to państwo relatywnie słabe gospodarczo, cywilizacyjnie, politycznie i militarnie w konflikcie z Zachodem. Putin musi zatem używać metod niekonwencjonalnych, równocześnie tanich i skutecznych dla samej Rosji. Jednym słowem nie pozostaje im nic innego jak straszenie, używanie punktowo siły zbrojnej, budzenie niepokoju.

Dlaczego Rosja używa tych metod?

Rosja posługiwała się tymi metodami i nadal będzie, gdyż są one skuteczne a przy tym dość tanie. Ameryka jest żandarmem – w pozytywnym znaczeniu tego słowa – i dlatego wtrąciła się w konflikt syryjski. Amerykanie wykazują w tym przypadku chęć kontrowania bandyckich reżimów. W tym momencie mamy w Syrii sytuację patową spowodowaną działaniem i innych graczy takich jak Iran.

Iran? Dlaczego?

W sensie interesów narodowych to państwo ma faktycznie sporo do powiedzenia. Faktycznie dla Iranu budowanie „półksiężyca szyickiego”, czyli koalicji wszystkich państw i sił szyickich ma głęboki sens strategiczny. Arabia Saudyjska, Emiraty i Katar z kolei kontrują Iran. Państwa te nie mają twardych interesów w Syrii, jednak zależy im na tym by Iran zbytnio się nie „umościł”.

A kraje europejskie?

Europejscy członkowie koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu (w tym Francja i Wielka Brytania) kontrują potencjalne zamachy bądź działają na zasadzie odwetu chcąc ukarać tych, którzy dokonują zamachów terrorystycznych na ich terytoriach.

W wojnie tej ciężko jest wskazać wyraźne interesy większości graczy, ale jest to gra o sumie negatywnej. Zachodnie państwa robią tam coś dlatego, że inni coś tam robią a nie dlatego by mieć tam twardy interes.

Czy dobrze, że Trump zdecydował się na bombardowanie?

To bombardowanie było bardzo ograniczone, przeprowadzono je tak by nie uderzyć w Rosjan, a nawet by nie uruchomić automatycznie ich systemów obrony powietrznej. Był to taki atak, że Rosjanie z czystym sercem mogą powiedzieć, iż nie odparli go, bo w najmniejszym, minimalnym stopniu nie mógł im zagrozić. Był to bardzo starannie przeprowadzony przez Amerykanów atak - jeśli ponownie dojdzie do ataku chemicznego przeprowadzonego przez Asada, wtedy na pewno USA odpowie podobnie.

To znaczy?

Znaczy to, że dojdzie kolejnych ataków wymierzonych z dużej odległości, tak by znowu nie zaszkodzić Rosjanom w Syrii.

Jeśli sytuacja się odmieni to czy Amerykanie wycofają swoje siły z Syrii?

Na miejscu, to znaczy w Syrii nie ma zbyt dużej ilości wojsk amerykańskich (około 2 tysiące żołnierzy). Myślę, że Trump raczej obniży ilość żołnierzy niż całkowicie je wycofa. Tak naprawdę wystarczyłoby wyszkolić na miejscu siły proamerykańskie, czyli przede wszystkim Kurdów syryjskich tak by amerykańscy żołnierze na miejscu byli zbędni.

Trump wspomniał o wycofaniu sił amerykańskich z Syrii, kiedy natomiast mówił o ich wprowadzeniu? Nigdy – zrobiono to potajemnie. Zatem nie przywiązywałbym większej wagi do tego co Trump mówi o wycofaniu żołnierzy z Syrii – może mówić, że wycofa, a tego nie zrobi i odwrotnie.

„Jesteśmy przekonani, że sparaliżowaliśmy syryjski program broni chemicznej” – tak oświadczyła na posiedzeniu rady bezpieczeństwa Rady ONZ ambasador USA Nimrata „Nikki” Randhawa Hale. Czy możemy ufać słowom ambasador i czy Syria przy wsparciu Rosji zechce odwetu?

Rosja żadnego odwetu nie przeprowadzi, ponieważ nie czuje się zaatakowana. Natomiast Syria nie ma najmniejszej możliwości przeprowadzenia takiego odwetu, jeżeli spróbuje zaatakować system amerykański, to dostanie takiego łupnia, że pożałuje raz na zawsze. Czy Asad ponownie zdecyduje się zaatakować tego nie wiem, gdyż nie znam ani zasobów broni chemicznej ani stopnia zaawansowania armii syryjskiej w broń chemiczną.

Czy nie została ona zniszczona przez USA?

Na pewno mają oni broń chemiczną, wiemy, że mają ją oni w prymitywnych nośnikach, czyli zrzucana jest w beczkach ze śmigłowców. Zatem czy do końca została ona zniszczona tego nie wiem.

„Jeżeli reżim Syrii znowu zastosuje ten trujący gaz USA będą przygotowane” – zapowiedziała Nikki Hale, dodała przy tym, że jeśli Donald Trump wyznacza czerwoną linę, to po jej przekroczeniu wyciąga konsekwencje. Jaki mógłby być kolejny krok USA jeśli doszłoby do kolejnego użycia broni chemicznej przez Syrię?

Dokładnie taki sam, czyli doszłoby do uderzenia z dużej odległości z tym, że teraz w inne cele. Tym razem mogą ostrzelać: lotniska, bazy wojskowe, centra dowodzenia – z tym, że raczej na Południu, tzn. tam, gdzie nie ma rosyjskich systemów obrony powietrznej.

A może będzie tak, że po tym ataku USA sprawa ucichnie?

Nie, nie ucichnie. Jeżeli Syria po raz kolejny użyje broni chemicznej Trump odpowie. Tym ostatnim nalotem pokazał, że da się zaatakować nie powodując konfliktów w skali globalnej. Gdyby na przykład samoloty amerykańskie wleciały w syryjską przestrzeń powietrzną, a Rosjanie użyliby swoich systemów obrony powietrznej to wszyscy mielibyśmy bardzo duży kłopot. Inną sprawą jest fakt, że jest to bardzo kosztowe – wystrzelenie 105 rakiet manewrujących jest to koszt ponad 100 milionów dolarów, a zniszczenia nie są warte aż takiej ceny – choć z drugiej strony przy wiarygodności mocarstwa cena taka nie gra żadnej roli.

Dziękuję za rozmowę.