Tomasz Wandas, Fronda.pl: Komisja Europejska uruchomiła procedurę wynikającą z artykułu siódmego traktatu o UE przeciwko Polsce, dlaczego to zrobiła?

Andrzej Talaga: Komisja wyczerpała możliwości, które miała, dlatego przekazała tę sprawę wyżej, do Rady Europejskiej. Nie jest tak, że Komisja Europejska karze Polskę, w swoim rozumieniu zrzuca ona z siebie ciężar, jakim ma być dla niej sprawa Polski. Teraz wszystko zależy od Rady Europejskiej, to ona uruchomi bądź nie procedurę wnikającą z artykułu siódmego. Całe szczęście Unia Europejska w dalszym ciągu składa się z państw narodowych – to one będą decydować o tym czy nas ukarać, czy nie. Komisja Europejska przez swój gest „umyła ręce”.

Co realnie może nam grozić, jeśli jednak Rada Europejska zebrałaby większość? Jaka mogłaby spotkać nas kara?

Kara dosłowna, czyli sankcje wydają się być raczej niemożliwa, gdyż w tym przypadku musi być jednomyślność państw członkowskich. Natomiast zebranie ¾ tych, czyli 22 głosów minus Polska, która nie może zagłosować we własnej sprawie i uruchomienie procedury przeciwko nam, byłoby wizerunkową katastrofą. Nie byłaby to bezpośrednia kara, ale jeśli dane państwo jest podejrzane przez 22 państwa o niepraworządność, to bardzo łatwo jest wyobrazić sobie rekcję np. inwestorów czy wierzycieli, którzy kupują polskie obligacje.

Czy realnie Rada Europejska mogłaby wstrzymać reformę wymiaru sprawiedliwości?

Nie, nikt nie może tego zrobić – jest to suwerenna decyzja Polski. Musi to być wolna wola rządu polskiego, prezydenta i Parlamentu.

Społeczeństwo jest podzielone w ocenie. Jedni cieszą się z tej decyzji Komisji, inni są oburzeni i smutni. Co świadczy to o jednej jak i drugiej stronie?

Świadczy to o tym, że nasze społeczeństwo jest głęboko podzielone. Ja mogę powiedzieć, że osobiście się dziwię cieszącym się ze wskazywania naszego kraju palcem przez Komisję Europejską, a co dopiero przez państwa członkowskie UE. Polska stanowi jedność, niezależnie od tego kto nią rządzi. Co jeśli PiS przegra kolejne wybory i rządzić będzie kto inny? Rozumiem, że obwiniać za tę sytuację można polski rząd, ale żeby cieszyć się z tego, że Polska jest napiętnowana? Co najmniej dziwna postawa.

Jacek Sariusz-Wolski twierdzi, że pani Bieńkowska od wielu miesięcy, starała się o sankcje dla Polski – jeśli to prawda, to o czym by to świadczyło?

Nie mogę oceniać tego, o czym nie wiem. Nie wiem, czy pani Bieńkowska się starała. Natomiast na pewno jako komisarz europejski nie zagłosowała przeciwko tej decyzji Komisji Europejskiej. Co prawda faktycznie komisarze powinni stać ponad sprawami swoich państw, jednak wiemy, że tak nie jest. Większość komisarzy europejskich gra ręka w rękę z rządami państw, z których pochodzą – w tym wypadku tak nie było.

Wiemy jednak, że sześciu europosłów PO zagłosowało przeciwko Polsce. Czy Pana zdaniem zasadne jest nazywanie ich zdrajcami czy jednak jest to zbyt mocne twierdzenie?

Stanowczo jest to zbyt mocne twierdzenie. Absolutnie źle się dzieje, gdy polski poseł głosuje przeciw Polsce. Można, a nawet trzeba to krytykować. Natomiast nie mówmy o zdrajcach - Unia Europejska nie jest ciałem obcym, my jesteśmy jej członkiem. To Lech Kaczyński podpisywał Traktat Lizboński. To najlepszy prezydent, według PiS podpisał to, co jest w tej chwili przeciwko Polsce wykorzystywane. Zatem ci posłowie nie zdradzili, wykorzystują oni instrumenty unijne do walki wewnętrznej w Polsce. Unia to nie jest zagranica.

Komentatorzy oceniają, że zależnie od tego jaką decyzję podejmie Rada w naszej sprawie, będzie to albo wielka wygrana, albo wieka przegrana. Co jednak gdyby okazało się, że poprą nas i obronią kraje Międzymorza? Powstanie druga Unia?

Nie, nie obronią nas żadne kraje międzymorza. Czechy i Słowacja zagłosują przeciw nam. Nawet jeśli ta procedura dalej nie przejdzie to proszę zwrócić uwagę na to, co to oznacza, że np. 21 państw członkowskich ma wątpliwość względem tego, co dzieje się obecnie w Polsce. Jakkolwiek tego nie nazwać, byłaby to katastrofa dyplomatyczna.

Co bezpośrednio może nas spotkać?

Bezpośrednich konsekwencji ekonomicznych nie będzie. Będą natomiast konsekwencje wynikające z braku wiarygodności Polski. Pozycja inwestycyjna, ceny obligacji, buduje się poprzez wiarygodność. W tej chwili polskie obligacje są już droższe niż włoskie. Włochy są krajem, który stoi na skraju bankructwa od wielu lat. My, porównując się do nich choćby w przypadku zadłużenia publicznego, mamy świetne wyniki. Jednak mimo to ich obligacje uznawane są za bardziej wiarygodne. Jeżeli będzie tak, że ta procedura zostanie uruchomiona, to nasza wiarygodność roztrzaska się o bruk. Konsekwencje będą pośrednie: wzrost cen obligacji, zmniejszenie inwestycji, powstrzymanie wpływu obcego kapitału do Polski, który jest nam cały czas potrzebny.

Dziękuję za rozmowę.