Fronda.pl: Czy zamieszanie w polskim sejmie i protesty opozycji to chęć, aby zwrócono uwagę na Zachodzie na sytuację w Polsce?

Andrzej Talaga, Warsaw Enterprise Institute: Z pewnością tak, ponieważ każdy niepokój wzbudza zainteresowanie zagranicy, szczególnie w UE. Trzeba jednak zachować zdrowe proporcje. To co się dzieje na ulicach Warszawy jest nieskończenie skromniejsze, niż to co nie tak dawno temu miało miejsce na zachodzie. Wydarzenia takie jak zamach w Berlinie, kryzys związany z tożsamością Unii Europejskiej jako takiej są dużo większymi problemami, niż to co mamy w Polsce. Nasze protesty to problemy bardzo skromne w porównaniu do tego, co dzieje się na Zachodzie, dużo mniejsze niż mają Francja, Niemcy, czy Holandia. W tych dokładnie krajach nadchodzą wybory w przyszłym roku, które mogą zadecydować o kierunku ich polityki na dziesięciolecia. Więc jakiś mały kryzys w Polsce nie wzbudzi ani takich emocji, ani reperkusji jakich spodziewaliby się Ci, którzy organizują tego typu akcje.

Czy metody stosowane przez niektóre środowiska opozycji są skuteczne jeśli chodzi o umiędzynarodowienie politycznego kryzysu w Polsce?

O ile rozumiem działania opozycji, to mają one nie tyle na celu umiędzynarodowienie polskiego kryzysu, ale odsunięcie od władzy rząd Beaty Szydło. Na pewno takie rozchwianie podważa zaufanie do rządu osób o poglądach w miarę neutralnych. Dysfunkcjonalność Sejmu powoduje, że nie można sprawować władzy, więc to jest cios celnie wymierzony, celniej niż poprzednie. Opozycja zaczyna grać w sposób metodyczny.

A czy opozycja będzie wykorzystywała środowisko międzynarodowe do osłabienia tego rządu? Tak, to już się dzieje, gdyż jesteśmy w UE i obie strony konfliktu to robią. Obecni rządzący również wykorzystywali instytucje unijne, gdy byli w opozycji do krytyki PO. Trzeba się więc do tego przyzwyczaić, że istnieje pewien poziomy podział, na którym funkcjonuje polska polityka. Najniższy poziom to samorządy, wyższy to poziom państwowy, a równoległy do niego, czy jeszcze wyższy jest poziom unijny. Skoro się przyjęło Traktat Lizboński, nie ma się co dziwić, że tak jest, a co więcej, tak będzie dalej.

Czy chaos jaki próbuje się wywołać w Polsce, jest na rękę Putinowi?

Byłbym ostrożny w używaniu słowa „chaos”. Jak się przejedzie ulicami wokół Sejmu, to żadnego chaosu tam bynajmniej nie widać. Toczy się normalne życie, niezakłócone jakimikolwiek wydarzeniami politycznymi. Mamy natomiast kryzys polityczny. A to jest zdecydowanie na rękę Rosji. Oczywiście każdy kryzys, każde osłabienie i niepewność w kraju NATO jest na rękę Rosji. W Polsce na szczęście nie ma żadnych środowisk prorosyjskich, które mogłyby wypłynąć na tym kryzysie.

Ani opozycja, ani władza nie są prorosyjskie. Wręcz przeciwnie, są bardzo ostrożne wobec Rosji. Nie widzę zagrożenia, by Rosja mogła manipulować takim kryzysem. On jest naturalny, chociaż w skrajnym wypadku, można sobie wyobrazić jakąś prowokację, gdy Rosja np. stwierdzi, że pogłębienie kryzysu politycznego w Polsce jest jej na rękę. Nie wyobrażam sobie jednak wpływu rosyjskiego na wybory, media, partie polityczne. Jesteśmy zbyt blisko, by takie rosyjskie narzędzia mogły być używane, jak na zachodzie Europy. Ten kryzys jest naturalny, to walka sił politycznych, które mają różne wizje państwa. To jest na rękę Rosji. Ale czy skutek tego kryzysu będzie Rosjanom na rękę? Jeśli państwo wyjdzie z niego wzmocnione, to oczywiście nie, ale jeśli będzie odnawiał się co miesiąc, to jak najbardziej. Każda taka zawierucha, nawet jeśli tylko polityczna, a nie dotycząca zwykłych obywateli, osłabia państwo i szkodzi Polsce.

Dziękujemy za rozmowę.