Prezydent Bronisław Komorowski zatwierdził właśnie nową strategię obronną polskich sił zbrojnych. „Polska buduje siły odstraszania bazujące na sprzęcie najnowszej generacji – rakietach manewrujących wystrzeliwanych z lądu, samolotów i okrętów. W geopolitycznych układankach odstraszanie odgrywa kapitalną rolę, żeby jednak było skuteczne, musi mieć charakter masowy, jak w okresie zimnej wojny” - pisze na łamach „Rzeczpospolitej” Andrzej Talaga.

Jak podkreśla publicysta, Polski nie stać na sprzęt dający taką siłę rażenia, a o wprowadzeniu broni nuklearnej nie myślimy. To, co nam zatem pozostaje, to „odstraszanie niekonwencjonalne, oparte na walce wysoko zmotywowanego społeczeństwa. Jeśli przeciwnik będzie wiedział, że jego agresja natknie się na masowy, przygotowany opór obywateli, a nie tylko armii zawodowej, dobrze się zastanowi, zanim uderzy. Oby nie zaatakował nigdy, co właśnie stanowi cel odstraszania, które zawsze jest kosztowne dla społeczeństwa, ale dużo tańsze niż wojna” - przekonuje Talaga.

Jak zauważa publicysta, nowa strategia obronna RP zakłada ścisły sojusz z USA i wzmacnianie gotowości bojowej NATO. Nie zwalnia nas to z konieczności wypracowania własnej strategii na wypadek czarnego scenariusza braku reakcji sojuszniczej. „Odsiecz nie jest pewnikiem, lecz tylko założeniem; opieranie bezpieczeństwa Polski głównie na nim może się kiedyś okazać więcej niż ryzykowne, oby nie katastrofalne. Czy mamy coś jeszcze niż NATO i w przyszłości rakiety manewrujące, co mogłoby odwieść od uderzenia na nasz kraj? Nie bardzo” - uważa analityk.

Jego zdaniem, w debacie nad obroną terytorialną, brakuje właśnie argumentów o odstraszaniu. „Gdyby doszło do wojny na pełną skalę z Rosją, wojny, którą musielibyśmy toczyć samotnie, bez wsparcia NATO, armia zawodowa i jej rezerwa zostaną w końcu rozbite. Ciężar obrony muszą wówczas przejąć uzbrojeni obywatele. Jeśli stanie się inaczej, będzie to oznaczało koniec państwa polskiego” - ostrzega publicysta.

Na czym powinna polegać taka strategia? „Aby odstraszanie było przekonujące dla przeciwnika, obrona terytorialna nie może się stać rezerwą regularnej armii ani jej uzupełnieniem na polu walki. Odstraszać zaś będzie jako autonomiczna siła budowana równolegle z zawodowym wojskiem. Zdolna do boju przez lata, nawet gdyby naczelne organy państwa zostały unicestwione, a armia kompletnie rozbita. Niezależna w zakresie metod walki i jej celów, przy zachowaniu celu elementarnego – obrony niepodległości. Taka Armia Krajowa, czy jakkolwiek ją nazwiemy, licząca nie tysiące, lecz dziesiątki lub setki tysięcy zbrojnych obywateli, da nam większe poczucie bezpieczeństwa niż najnowocześniejsze nawet rakiety manewrujące. Pytanie tylko, czy politycy byliby skłonni zaakceptować uzbrojenie narodu” - uważa auror analizy.

ed/Rzeczpospolia