Katarzyna Wiśniewska nie pozostawia na nim suchej nitki. Tekst nosi tytuł „Getto imienia ks. Longchampsa de Beriera”, a możemy się z niego dowiedzieć, że przypomnienie o tym, że dzieci z in vitro częściej cierpią na rozmaite schorzenia, rodzi groźbę „stygmatyzacji” i „getta ławkowego”. „Niewiele ma to wspólnego z chrześcijańską miłością bliźniego. Nagonka na zwolenników in vitro coraz bardziej przypomina współczesne polowanie na czarownice. Cóż, Święta Inkwizycja też niegdyś "w dobrej wierze" zatraciła proporcje. Coraz mniej wiarygodnie brzmią hasła Kościoła o promowaniu macierzyństwa i rodziny, w czasach gdy przybywa rodzin, które doczekały się dzieci właśnie dzięki metodzie in vitro” - oznajmia Wiśniewska.



Szkopuł polega na tym, że eksterminacyjne czy inkwizycyjne uznaje Wiśniewska stwierdzenia prawdziwe. Życie dzieci z zapłodnienia in vitro jest okupione śmiercią ich braci i sióstr. Oburzenie, okrzyki, potępienia nie mogą tego zmienić. Prawdą jest także, że dzieci takie częściej cierpią na rozmaite schorzenia genetyczne. I nie ma to nic wspólnego z polowaniem na kogokolwiek, to zwyczajne stwierdzenie faktu. Trudno też dostrzec „zatratę proporcji” w jasnym wskazaniu, że in vitro jest nie tylko niegodziwe, ale i szkodliwe. Wiśniewska wie o tym doskonale, ale cywilizacja śmierci, w której służbie pozostaje ta dziennikarka „Gazety Wyborczej” musi zatrzeć choćby ślady sugestii, że w istocie nienawiścią nie jest mówienie prawdy, ale poświęcanie życia jednych ludzi, by mogli żyć inni czy fałszowanie danych medycznych, żeby trzepać kasę w klinikach zapłodnienia pozaustrojowego.



Tomasz P. Terlikowski