Antysemityzm, o czym pisałem wielokrotnie, jest – dla mnie – uczuciem czy działaniem obrzydliwym i nieakceptowalnym. Nie mam ochoty mieć z nim nic wspólnego, ale równie obrzydliwe, a do tego zwyczajnie niebezpieczne, jest wykorzystywanie rzekomego antysemityzmu do walki z przeciwnikami politycznymi. A do takich właśnie metod ucieka się obecnie Adam Leszczyński z „Gazety Wyborczej” w tekście „Wzbiera bluzg antysemicki”.

 

Nieuważny czytelnik tego tekstu mógłby odnieść wrażenie, że oskarżenie dotyczy portalu wPolityce.pl, że to właśnie on promuje antysemickie odzywki (a dokładniej jest nimi „zalany”). Problem w tym, że tak nie jest. Mowa jest bowiem o komentarzach czytelników, które – przynajmniej tych kilka, które można było przeczytać w „GW” – są niewątpliwie skandaliczne. Nie zamierzam ich bronić, ale też nie mam wrażenia, by na ich podstawie można było wyciągać wnioski o zmagającej się fali antysemityzmu. Tak jak na podstawie internetowych wpisów anonimowych użytkowników na portalu Gazeta.pl czy Tokfm.pl nie da się wyprowadzić wniosków o fali antychrześcijańskiej czy homofobicznej (a i takich wpisów nie brakuje). A przecież dokładnie takie same komentarze, tyle że skierowane przeciw katolikom czy prawicowym publicystom można znaleźć także na stronach agorowych portali.

 

Internet rządzi się bowiem swoimi prawami. Tu zawsze wpisy są mocniejsze. i dziennikarze „Gazety Wyborczej” doskonale o tym wiedzą. Tak jak wiedzą o tym, że nieduże (nie w sensie czytelnictwa, bo to akurat na prawicy wciąż rośnie, co widać i u nas, i na wPolityce.pl) portale zwyczajnie nie mają środków, by cały dzień pilnować każdego wpisu. Na to mogą się zdobyć tylko giganci medialni, a nie dynamiczne, ale relatywnie małe inicjatywy z prawej strony. Zarzucanie im zatem, że za późno usuwają pewne wpisy (bo nawet Leszczyński przyznał, że zostały one usunięte) jest jedynie chwytem poniżej pasa, który ma zdyskredytować przeciwników, których nie jest się w stanie pokonać inaczej.

 

Tomasz P. Terlikowski