Portal Fronda.pl: Minister w rządzie PO/PSL Rafał Trzaskowski powiedział dziś na antenie RMF FM, że masowe zbrodnie dokonywane przez Niemców w czasie II wojny światowej to były „błędy historyczne”. Jak przyjmuje pan minister takie słowa, nie tylko jako polityk, ale także jako historyk?

Arkadiusz Czartoryski, PiS: Trzeba bardzo poważnie zastanowić się nad tą wypowiedzią. Użycie takich słów jest całkowicie nieadekwatne do najpotworniejszej zbrodni w dziejach ludzkości. Jaki cel chciał osiągnąć pan minister Trzaskowski? Jeżeli nie chciał drażnić niemieckich polityków, to byłaby to rzecz niezwykle haniebna. Bieżące działania polityczne nie mogą usprawiedliwiać takich słów. A może pan minister Trzaskowski ma tak słabą wrażliwość, że nie jest w stanie w zwyczajnie ludzkich kategoriach właściwie ocenić tego, co zdarzyło się w czasie II wojny światowej? Jeżeli tak by było, to zastanawia, jak mógł tak wiele osiągnąć w polityce w czasach rządów PO/PSL. Skłaniałoby to do pytania, jakich ludzi powoływała Platforma do pełnienia najwyższych funkcji w państwie. Wypowiedź ministra Trzaskowskiego jest niebywała i – jak myślę – bezprecedensowa także biorąc pod uwagę wypowiedzi polityków niemieckich. Nazwanie „błędem” największej zbrodni w dziejach ludzkości każe mi zastanowić się, kim jest i do czego dąży pan minister Trzaskowski.

Relacje z Niemcami są dziś nieco podrażnione. Dlaczego to właśnie niemieccy politycy i dziennikarze tak zagorzale atakują Polskę?

Ilość wypowiedzi polityków niemieckich jest zastanawiająco duża w stosunku do wypowiedzi polityków z innych krajów europejskich. Z niektórych państw nie ma pod adresem Polski żadnych głosów krytycznych, albo w ogóle nie mówi się o naszym kraju niczego. W Niemczech jest inaczej. Polskę atakuje a to szef frakcji parlamentarnej CDU/CSU, a to pełnomocnik rządu federalnego ds. kontaktów z Polską, a to szef Parlamentu Europejskiego… Myślę, że wśród polityków niemieckich panuje duże zaniepokojenie. Trzeba to rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze, kraj, który był traktowany jako, można rzec, potakiwacz wszystkich decyzji Berlina, ma teraz ambicje do prowadzenia samodzielnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej i szerzej, w ogóle na arenie europejskiej. Po drugie Niemcy mają w Polsce ogromne interesy gospodarcze. Wielka część pieniędzy europejskich trafiających do naszego kraju natychmiast wraca do firm niemieckich. Myślę, że może łączyć się z tym – nie do końca uprawniony – niepokój o ewentualne straty, jakie miałyby ponieść te firmy.

A jak oceniłby pan minister prawo Niemiec do krytykowania i napominania Polski?

W Europie, szczególnie w Europie Zachodniej, obserwujemy dzisiaj powolne wygaszanie wolności słowa. Zwłaszcza politycy liberalno-lewicowi składają tę wolność na ołtarzu poprawności politycznej. Słyszeliśmy wczoraj, że FIFA ocenzurowała brazylijskiego piłkarza Neymara, tak, by na nagraniach nie było widać napisu „100% Jezus”, jaki widniał na jego opasce. Wcześniej ukrywano gwałty dokonane na niemieckich kobietach przez imigrantów… Jeżeli już przedzierają się do mediów wiadomości o przestępstwach dokonywanych przez przybyszów, to podaje się to w nowomowie, ukrywającej faktyczne pochodzenie, wyznanie, kolor skóry sprawców. Wolność słowa jest w Europie Zachodniej w zaniku. Gdy z kolei mówimy o wolności słowa w Polsce musimy mieć świadomość, że ogromna część mediów należy do trzech głównych koncernów niemieckich. W rękach niemieckich znajduje się przytłaczająca ilość tytułów adresowanych do młodzieży czy kobiet, poświęconych architekturze, stylowi, modzie, wielka część portali internetowych. W tym sensie mówienie, że w Polsce ogranicza się wolność słowa i swobodę debaty publicznej jest czystym absurdem. W kategoriach moralnych to rzecz po prostu niebywała. Politycy niemieccy powinni w zasadzie ustawić się szeregiem i wychwalać pluralizm medialny panujący w Polsce. Przecież wpływ niemieckich koncernów na polską debatę publiczną jest przemożny. Do tego mamy w kraju prywatne telewizje, także z kapitałem zagranicznym, których ilość na multipleksach całkowicie przytłacza telewizję publiczną. Polska powinna być więc stawiana za wzór wolności słowa i wzór swobody debaty.

Różnica jest aż tak wielka?

Oczywiście. Warto też porównać ze sobą protesty Komitetu Obrony Demokracji i niemieckiej Pegidy. Manifestacje KOD są chronione przez policję; odbywają się w dużej kulturze politycznej, pokazując, że każdy w naszym kraju ma prawo do protestów. A w Niemczech? Demonstranci Pegidy oburzyli się na celowe ukrywanie przez media i samą policję informacji o niebezpieczeństwach grożących Niemcom na ulicach ich miast. Te protesty zostały przez policję brutalnie rozpędzone, przy użyciu armatek wodnych. Nawet delikatny transparent trzymany przez Polaków w Niemczech z napisem: „Chrońcie wasze kobiety, nie naszą demokrację!”, został przez policjantów po prostu wyrwany z rąk Polaków. O jakiej wolności słowa w Niemczech więc mówimy? To Polska w stosunku do Niemiec jest oazą wolności słowa i wolności demokratycznych. Myślę, że w tym kontekście stanowczy odpór, jaki rząd Prawa i Sprawiedliwości dał niemieckim politykom – w tym wezwanie przez ministra Witolda Waszczykowskiego ambasadora Niemiec – należy ocenić naprawdę pozytywnie. Rząd zwrócił uwagę Niemcom: Jeżeli mówicie o sankcjach i nadzorze nad Polską, to wobec tego, co dzieje się w waszym kraju, a także w kontekście wydarzeń historycznych, nigdy się na to nie zgodzimy.

W krytyce niemieckiej krytyki, jeśli można tak powiedzieć, często sięga się po argumenty historyczne, sugerując Niemcom naśladowanie wzorów nazistowskich. Czy zdaniem pana ministra podnoszenie takich spraw przez najwyższych urzędników państwowych jest zasadne, służy dzisiaj polsko-niemieckim relacjom?

Byłbym przeciwny sięganiu po takie bezpośrednie paralele historyczne przez najwyższych polityków państwa polskiego. Trzeba uczciwie powiedzieć, że Niemcy są dziś zupełnie innym krajem, niż III Rzesza. Polskę porównuje się, także na forum europejskim, do Rosji Putina; jeden z polityków europejskich, Guy Verhofstadt, mówi, że mamy w Polsce rząd narodowo-socjalistyczny. Są to niebywale idiotyczne wypowiedzi, można powiedzieć, granatem oderwane od rzeczywistości, obrażające Polskę. Moglibyśmy jednak pokazać im, że my, przeciwnie, nie uważamy, iż dzisiejsze Niemcy to jest III Rzesza. Co innego, gdy chodzi o medialne publikacje, które nawiązują do takich porównań. Widziałem dzisiaj, jak przypominano okładki niemieckich pism przedwojennych. Mówiły o  tym, że w Polsce trzeba zaprowadzić porządek i poddać nasz kraj nadzorowi, bo łamane są tu prawa człowieka, w kontekście wymyślonych przez hitlerowców ataków ówczesnego rządu polskiego na mniejszość niemiecką. Rozumiem takie publicystyczne porównania. Natomiast trzeba pamiętać, że tak samo jak my nie jesteśmy „putinlandią”, a rząd PiS nie jest rządem narodowo-socjalistycznym, a więc nazistowskim, tak samo współczesne Niemcy nie są krajem powielającym działania III Rzeszy. Sam opublikowałem na Facebooku krótki tekst, w którym wskazywałem na swoje zdenerwowanie żądaniem nadzoru nad Polską i grożeniem nam sankcjami. Zrobiłem to jednak w kategoriach facebookowych. Powtarzam: Dzisiejsze Niemcy nie są III Rzeszą, a Polska nie jest Rosją Putina ani państwem narodowo-socjalistycznym.

Na koniec jeszcze o głosach płynących z Polski. Jak postrzega pan minister rolę tych polityków obecnej opozycji oraz dziennikarzy, którzy skarżą się w zagranicznych, także niemieckich mediach, na działania rządu i proszą Brukselę o interwencję?

Do tej pory myśleliśmy, że deklaracje polityków, iż czują się przede wszystkim Europejczykami, to takie strzeliste wypowiedzi, raczej publicystyczne niż oddające stan faktyczny. Okazuje się jednak, że jest inaczej. Słyszymy ze strony polityków przede wszystkim Platformy Obywatelskiej, ale nie tylko jej, że w Polsce łamane są standardy, a my jesteśmy przede wszystkim Europą; że to dobrze, iż zainteresowała się nami Bruksela… Niektórzy – tak jak Cimoszewicz – posuwają się nawet do twierdzenia, że Polska powinna zostać ukarana. Dzięki tym wypowiedziom widzę, jak daleko zaszliśmy w Polsce w porzucaniu wartości patriotycznych, w rezygnacji ze stawiania dobra ojczyzny na pierwszym miejscu. Oderwanie od patriotyzmu w tradycyjnym rozumieniu jest wśród niektórych polityków faktem. Wydaje mi się, że Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory w ostatniej chwili. Proces odstępowania w myśleniu politycznym od traktowania Polski w kategoriach pełnej suwerenności już się rozpoczął. Niektórzy politycy są gotowi do faktycznej rezygnacji z pełnej decyzyjności Polski, to oddania naszej suwerenności w ręce Brukseli. Jednak na pewno nie jest to pogląd większości obywateli w Polsce. Proszę tylko zwrócić uwagę, jak wygląda film promocyjny polskiej reprezentacji mężczyzn w piłce ręcznej. Dzieje się w Polsce coś dobrego. Moim zdaniem za przyczyną św. Jana Pawła II, który patrzy gdzieś z nieba na Polskę, dochodzi do pewnego przebudzenia polskiego narodu. Orban powiedział swego czasu, że jeżeli nie przebudzi się naród bohaterów, naród polski, to w Europie będzie bardzo źle. Ja jednak obserwuję przebudzenie. Polacy widzą, że musimy trwać całym sercem przy naszych polskich tradycyjnych wartościach, kulturze i wierze. Ci w Polsce, którzy skarżą się gdzieś w Brukseli, są oderwani od rzeczywistości i nie rozumieją tego, co dokonało się w ostatnich miesiącach.

Rozmawiał Paweł Chmielewski