W ubiegłym roku ministrowie spraw zagranicznych Polski, Litwy i Ukrainy podpisali umowę o utworzeniu wspólnej, trójnarodowej brygady. Jej oficjalna nazwa to LITPOLUKRBRIG. Utworzenie brygady, planowanej od 2009 roku, wpisuje się koncepcję Międzymorza, przywołując zarazem oczywiste skojarzenia z przedrozbiorową Rzeczpospolitą.

Skojarzenia te nie są wyłączną domeną Polaków: pamięć o potędze Rzeczypospolitej wywołuje zrozumiały oczywisty strach w Moskwie. Już w lipcu ubiegłego roku, reagując na zapowiedzi podpisania umowy o utworzeniu brygady, „Rosyjska Planeta” pisała o próbie „wskrzeszenia” trójnarodowej Rzeczypospolitej. W prawdziwą panikę Kreml wpadł jednak dopiero wówczas, gdy umowę przekazał Radzie Najwyższej Ukrainy premier Arsenij Jaceniuk.

Oficjalny rządowy dziennik „Rossijskaja Gazieta”, kontynuując tradycje sowieckiej „Prawdy”, opublikowała propagandowy tekst, strasząc obywateli przed polską agresją. Gazeta pytała, czy wkrótce Warszawa wyśle żołnierzy do Donbasu i stwierdzała, że fakt utworzenia wspólnej brygady przez „najbardziej antyrosyjsko nastawione państwa” wzbudza obawy. Na tym jednak nie koniec: „Rossijskaja Gazieta” obwieściła, że jedynym celem trójnarodowej brygady będzie marsz na Moskwę.

Po ratyfikowaniu przez Radę Najwyższą Ukrainy umowy o utworzeniu LITPOLUKRBRIG podobną retorykę podjęło rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Podobnie jak „Rossijskaja Gazieta” stwierdziło, że trójnarodowa brygada wywołuje „niepokój” w Moskwie. Kreml nie rozumie mianowicie, do czego służyć ma wspólny oddział i zwraca uwagę, że wojna ukraińska została „umiędzynarodowiona”. Rzecznik rosyjskiego rządu ostrzegł też, że jakiekolwiek militarne działania innych państw byłyby „kontrproduktywne i niebezpieczne”. Przekonywał następnie, nawiązując być może do słynnych słów Putina o „legionie NATO” walczącym rzekomo na Ukrainie, że armia Kijowa jest już niczym „legia cudzoziemska”.

Dlaczego Moskwa reaguje tak ostro na tworzenie trójnarodowej brygady? Odpowiedź jest prosta. Kreml doskonale wie, że jego neoimperialna polityka ma sens jedynie wówczas, gdy państwa na wschodzie Europy są głęboko podzielone. Myśl o powrocie Międzymorza napawa rosyjskie władze przerażeniem, bo oznacza kres marzeń o odbudowie dawnej strefy wpływów. Gdy niemal pięć lat temu zginął największy współczesny promotor koncepcji Giedroycia, Lech Kaczyński, Moskwa odetchnęła z ulgą, świadoma, że zniknęła wielka trudność dla jej agresywnej polityki. Nerwowe reakcje Kremla na powstawanie LITPOLUKRBRIG świadczą o tym, że Rosjanie nie zmienili zdania: wciąż są gotowi zrobić wszystko, by nie dopuścić do powrotu Międzymorza. Naszym wielkim zadaniem jest sprawić, by ponieśli na tym polu całkowitą porażkę.

Tadeusz Grzesik, Paweł Chmielewski