Daily Mail przedstawił historię kobiety, która zarabiała poprzez surogację. Dwukrotnie dobrze współpracowało jej się z jej klientami. Jednak za trzecim razem barbarzyństwo procederu, na jaki się zdecydowała, objawiło się w swej pełnej ohydzie. To spowodowało, że zrezygnowała z rodzenia dzieci za pieniądze.

Jessica Szalacinski zawarła mianowicie umowę z bardzo bogatą i dobrze znaną w Wielkiej Brytanii parą. Nie może podać jej danych ze względów prawnych. Klienci zobowiązali się do wyjątkowo wysokiej zapłaty. Współpraca przebiegała jednak trudno, bo para traktowała proceder po prostu jak transakcję biznesową. Co więcej przyszli „rodzice” początkowo upierali się, że chcą mieć chłopca. Przez pięć dni testowali embriony pod względem płci. W końcu wybrano jednak dwa zarodki żeńskie. Para zastrzegła jednak, że jeżeli dojdzie do zagnieżdżenia obu embrionów, to Jessica Szalacinski ma jeden z nich „usunąć”. Para chciała bowiem mieć tylko jedno dziecko.

Surogatka miała jeszcze jeden kłopot, bo jej klienci, jak sama opowiada, mieli obsesję na punkcie wyglądu. Szukali więc szczególnie atrakcyjnych dawców. Wreszcie Jessica Szalacinski uznała, że ma dość i zrezygnowała z interesu.

Jednak gdyby była w rzeczywiście trudnej sytuacji materialnej to czy postąpiłaby tak samo? Można założyć, że kobiety potrzebujące zastrzyku gotówki byłyby gotowe spełnić wszystkie zachcianki swoich klientów: wybrać dziecku płeć, zaprojektować wygląd, a wreszcie nawet je zabić.

Powyższa historia niezwykle wyraziście obnaża wielowymiarowe barbarzyństwo surogacji. Proceder ten sprowadza kobietę do towaru, a samemu dziecku po prostu odbiera człowieczeństwo. Traktuje się je jak hodowlanego psa, którego, jeżeli nie spełni oczekiwać, można po prostu uśpić. 

pac/daily mail