Krótko po poważnych medialnych problemach Bartłomieja Misiewicza, według samego rzecznika MON spowodowanych prowokacjami, bliski współpracownik Macierewicza idzie na urlop. Początkowo miał przebywać na nim do końca tygodnia, teraz mówi się po prosto o urlopie. Zarazem Misiewicz zniknął z listy osób z kierownictwa MON na stronie resortu.

". przebywa na urlopie; w obow. szefa Gabinetu Politycznego zastępuje Krzysztof Łączyński" - poinformowało na Twitterze Ministerstwo Obrony.

Kilka dni temu premier Beata Szydło mówiła o przyszłości Misiewicza na antenie RMF FM. Przyznała, że rozmawiała o nim z ministrem Antonim Macierewiczem. Nie chciała jednak mówić o szczegółach, wskazując, że decyzje personalne należą do szefów poszczególnych resortów. Na bezpośrednie pytanie o odejście Misiewicza z MON nie odpowiedziała, kierując do samego ministra Macierewicza.

Dwa tygodnie temu dziennik "Fakt"  opisał pobyt Misiewicza w jednym z białostockich klubów, gdzie rzecznik MON miał zachowywać się jakoby dość buńczucznie i zawiadacko. Obok słów rzekomych świadków sprawy nie przedstawiono jednak żadnych dowodów, w tym żadnego zdjęcia wskazującego na kompromitujące zachowanie. Krótko po tym media dwukrotnie informowały o "skandalach" z udziałem Misiewicza, ale oba okazały się prowokacjami. Jedna z nich wyszła nawet spod ręki portalu o prorosyjskim nastawieniu.

Co ciekawe, nazwisko i zdjęcie Misiewicza zniknęło też z podstrony MON.gov.pl, gdzie przedstawia się kierownictwo resortu. 

kk