„Sprawa zaczęła się od telefonu byłej przewodniczącej Bundestagu Rity Süssmuth do Bartoszewskiego z okazji jego 90. urodzin. Süssmuth od lat jest zaprzyjaźniona z Bartoszewskim i uchodzi za jedną z największych przyjaciółek Polski w Niemczech. Zaalarmowała ona Bartoszewskiego, że MSZ przymierza się do sprzedaży historycznej siedziby Konsulatu Generalnego w Kolonii. Niemiecka polityk przekonywała, że przenosiny konsulatu z obecnego miejsca – konsulat mieści się w najbardziej prestiżowej dzielnicy miasta przy Leindenallee 7 – obniży autorytet Polski w Niemczech”- pisze „Rzeczpospolita”.


Pełnomocnik premiera podjął się interwencji w MSZ. „Sikorski w rozmowie z Bartoszewskim miał powiedzieć, że do tej pory nie zajmował się tym problemem i pierwszy raz o tym słyszy” – relacjonuje „Rz” dyplomata pragnący zachować anonimowość.  Jednak niedługo potem do konsul generalnej w Niemczech Jolanty Kozłowskiej dotarł esemes z MSZ z jednym słowem: "wykonać".  Bartoszewski dowiedział się o wiadomości bo Kozłowska jest córką jego znajomego, nieżyjącego już senatora I kadencji Jana Kozłowskiego. Informator "Rzeczpospolitej" mówi, że pełnomocnik premiera bardzo się zdenerwował. Wzburzony opowiadał tę historię wielu znajomym, powtarzając o Sikorskim "okłamał mnie".

„To są sprawy wewnątrzrządowe i nie zamierzam omawiać ich z nikim innym poza premierem” – powiedział "Rz" Bartoszewski. „Rzeczpospolita” ustaliła jednak, że MSZ dysponuje analizą, z której wynika, że sprzedaż przyniesie oszczędności tylko krótkoterminowe. W dłuższej perspektywie wynajmowanie powierzchni biurowej w jednym z najdroższych miast Niemiec będzie generowało ogromne koszty.


Poza tym w tej chwili konsulat prowadzi bardzo szeroką działalność promocyjną. W jej ramach odbywają się koncerty czy konferencje. Korzysta przy tym z własnej siedziby, gdzie może pomieścić nawet 300 osób. Po jej sprzedaży na tego typu imprezy trzeba będzie wynajmować sale, co będzie się wiązało z dodatkowymi kosztami. Na dodatek Konsulat prowadzi też bardzo szeroką działalność promocyjną. W jej ramach odbywają się koncerty czy konferencje. Korzysta przy tym z własnej siedziby, gdzie może pomieścić nawet 300 osób. Po jej sprzedaży na tego typu imprezy trzeba będzie wynajmować sale, co będzie się wiązało z dodatkowymi kosztami.

 

Skoro Niemcy protestują przeciw "obniżaniu prestiżu Polski", to widocznie sprawa jest poważna. Być może Radek Sikorski wypatrzył coś tańszego na przedmieściach i chce zarobić na różncy cen, ale o to go niepodejrzewamy. Szef MSZ ogłosił wycofywanie polskich placówek takich miejsc jak Laos czy Kostaryka. Wszyscy przyklasnęli temu pomysłowi. Tyle, że wycofujemy się z krajów, które dzisiaj nie znaczą wiele, ale w przyszłości mogą być zamożne. Przykładem niech będzie Mongolia, kraj, który "siedzi" na wielkich bogactwach naturalnych. Zaoszczędziliśmy 828 tys. zł rocznie (tyle kosztowało utrzymanie placówki), a ile straciliśmy? Francuzi kupili naszą ambasadę od ręki za niezłą sumę. Takich klientów Radek-kamienicznik na pewno lubi.


Ł.A/PSaw/Rzeczpospolita