W czwartek wieczorem poseł Robert Biedroń poinformował na Twitterze, że został pobity. „Kolejny raz zostałem uderzony na ulicy. I tym razem podobnie - za to, że jestem wg. panów »parówą«, »ciotą« i »pedałem«. Ile jeszcze razy?" - napisał parlamentarzysta. Pisaliśmy o tym na Fronda.pl TUTAJ

„Mam zdjęcia tych osób, wiem w jakiej firmie pracowali i myślę, że nie będzie żadnego problemy z ustaleniem jak konkretnie to wyglądało” – zapewnił w rozmowie z portalem Natemat.pl. Parlamentarzysta dodał, że jeśli policja złapie sprawców napadu, to nie będzie składał skargi na – jego zdaniem – opieszałość w działaniu funkcjonariuszy.

„Dzisiaj takie zapisy w prawie chronią tylko katolików. Jeśli pobiję pana za to, że jest pan katolikiem, to natychmiast ponoszę odpowiedzialność karną. Ale jeżeli pobiję pana za to, że jest pan gejem, to będę ścigany na wniosek, w procesie cywilnym” - żalił się Biedroń, ubolewając jednocześnie nad tym, że do tej pory Sejm nie przyjął żadnej ustawy przeciwko mowie nienawiści. 

Od Redakcji: Czytając wyznania posła Biedronia, aż ciśnie się na usta pytanie, czy mówi serio. Nie mamy najmniejszego wrażenia, że jeśli chodzi prawną sytuację jest dokładnie odwrotnie - to katolicy, którzy stanowią zdecydowaną większość w Polsce stanowią grupę dyskryminowaną. Co chwila ktoś podnosi postulaty wycofania religii ze szkół albo dymisji wiceministra Michała Królikowskiego tylko dlatego, że jest katolikiem i wcale się z tym nie kryje. Wielkie larum podnieśli dziennikarze i posłowie na wieść, że Świątynia Opatrzności Bożej dostaje dotacje - bo przecież katolików nie można finansować. Jak to jest z tą faworyzacją katolików, panie Biedroń? 

Beb/Natemat.pl