„Jestem w prawdziwym szoku i byłbym nawet gdyby historia nie dotyczyła mnie. To jest zdarzenie, a mówię to jako polityk, który przez lata zajmował się relacjami media-polityka, które nikomu się jeszcze nie przytrafiło. Zamieszczenie bez wiedzy rozmówcy zmanipulowanych kawałków rozmowy wbrew jego woli. Nigdy nie udzielałem takiego wywiadu Newsweekowi”- mówi Bielan portalowi wPolityce.pl. Polityk opowiada jak doszło do kuriozalnej sytuacji. „Jedyne co się zdarzyło to odbyta ponad rok temu rozmowa z panią Teresą Torańską do książki o tragedii smoleńskiej. Pani Torańska poinformowała mnie iż pisze książkę o tej katastrofie i bardzo prosiła o rozmowę. Ponieważ zależy mi na jak najszerszym propagowaniu wiedzy o 10 kwietnia 2010 roku, gdzie zginęła elita państwowa ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele, zgodziłem się. Zagwarantowano mi pełne prawo autoryzacji moich wypowiedzi, także poznania kontekstu w jakim zostaną umieszczone. Co więcej, pani Torańska przedstawiała projekt książki jako zaawansowany, twierdziła iż uzyskała wypowiedzi także innych obecnych lub byłych polityków PiS”- mówi Bielan.


„Przez wiele miesięcy pani Torańska nie odzywała się do mnie. Na początku marca poinformowała mnie, że chce opublikować część tej rozmowy w prasie, a książka ukaże się za trzy lata. Nie zgodziłem się. Nie udzielałem wywiadu prasowego. To sytuacja w której do pana panie redaktorze przyszedłby ktoś z propozycją rozmowy do książki o polskich mediach, a potem stwierdził iż wydrukuje to w tygodniku „NIE””- dodaje Bielan, który podkreśla, że jak zobaczył w końcu treść rozmowy omal nie dostał zwału. Jego zdaniem tekst ma niewiele wspólnego z wywiadem jakiego udział. „Tak zmanipulowanego wywiadu nie widziałem w życiu, choć byłem przez wiele lat rzecznikiem prasowym i wiele tekstów przechodziło przez moje ręce”- mówi. Bielan jednoznacznie nie zgodził się na publikację rozmowy. Na dodatek redakcja „Newsweeka” nie odpowiadała na jego próbę kontaktu. Bielna przekonuje, że w tym samym czasie Torańska odpowiadała na inne smsy dziennikarzy. „Odpowiedź jednak nadeszła, ale wysłana dopiero w piątek, w dzień, kiedy numer był już zamknięty. Zawierała tezę, że przecież pani Torańska przesłała mi tekst do autoryzacji. O tym, że potem zanikła, i o moich próbach kontaktu z samą redakcją, nic w nim nie ma”- mówi Bielan portalowi.


„I to  jest w tym najbardziej obrzydliwe:  usiłowanie, aby uderzyć w Lecha Kaczyńskiego w rocznicę jego śmierci. To dlatego zadano sobie tyle trudu. Oto portal powiązany z red. Lisem już cytuje fragmenty mojego wywiadu, nota bene te, których nie umieścił na swoich stronach sam "Newsweek" (co z prawem autorskim?). I opatruje je absurdalnymi komentarzami. Do mojego opowiadania o wieczorze na dwa dni przed katastrofą smoleńską, kiedy żona prezydenta o północy przerwała jego spotkanie, bo było późno, dodaje się komentarz, że Maria Kaczyńska zawsze przerywała takie spotkania i to jest dowód na to, że jej mąż nie nadawał się na prezydenta. Przecież to absurd”- opowiada Bielan. „Jakieś są, tyle że wyjęte z kontekstu. Ja opowiadam ciepłą scenę pokazującą relacje prezydenta z żoną, a znaczenie polityczne nadają temu najpierw redaktor Torańska, a potem manipulatorzy z portalu. Możemy porozmawiać na dowolny temat, potem ja potnę pana wypowiedź, posklejam i sam jej pan nie pozna. Gwarantuję”- dodaje euro parlamentarzysta.  Bielan zapowiada proces sądowy i przestrzega wszystkich przed kontaktami z „Newsweekiem” pod obecnym kierownictwem  i Teresą Torańską.

 

Jeżeli rację ma Adam Bielan to znaczy, że mamy do czynienia z totalnym upadkiem mojego zawodu. Okładka "Newsweeka" sugeruje jak będzie wyglądał wywiad z byłym współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego. Jeżeli wywiad rzeczywiście jest zmyślony i kierowany (jeszcze nieoficjalnie) przez Tomasza Lisa tygodnik posunął się do tak nikczemnej manipulacji tylko po to by obrzydzić wizerunek Lecha Kaczyńskiego, to możemy przygotować się, że media będą posuwać sie do każdej niegodziwości w walce politycznej. Granice zostały bowiem przekroczone. W przypadku tego wywiadu (jeżeli prawdę mówi polityk) nie mamy już do czynienia tylko z emocjonalnym straszeniem Kaczorami i stawianiem infantylnych tez, ale zwyklym, bezczelnym kłamstwem. Nie można oczywiście zapominać, że Adam Bielan był jedną z osób, która odeszła z PiS by zakładać PJN i łatwo teraz przekonywać, że udzielił on wywiadu w czasie, gdy politycy tej formacji opowiadali szeroko o tym jak wyglądała praca u prezydenta Kaczyńskiego. W końcu przyjaciel Bielana i jego wieloletni partner od pijaru Michał Kamiński do dziś lustruje PiS, a niebawem wyjdzie wywiad rzeka, ktory przeprowadził Andrzej Morozowski, gdzie polityk "obnaża" Jarosława Kaczyńskiego. Podejrzewam, że tak będzie broniła się Torańska i kierownictwo "Newsweeka". Obawiam się jednak, że "Newsweek" przekalkulował sobie, że nawet odszkodowanie po przegranym procesie jest bardziej opłacalne niż wycofywanie "mięska", które będzie cytowane od jutra przez większość mediów. W ostatnich kilkunastu miesiącach standardy panujące we "wprostweeku" spadły tak nisko, że przecież nikomu na rzetelności specjalnie nie zależy. W końcu jak spadnie sprzedaż będzie można po raz kolejny dać na okładkę Dodę albo wyretuszowaną Magdę Gessler. Widać, że Lech Kaczyński może pojawić się na czołówce tylko w kontekście skandalu... i wywiadu, którego podobno nawet nie było.  


Łukasz Adamski