Na Bliskim Wschodzie niemal od razu po decyzji Donalda Trumpa o wycofaniu się z porozumienia nuklearnego z Iranem doszło do zbrojnego konfliktu. Izrael oskarżył Iran o przeprowadzenie ostrzału na Wzgórza Golan z terytorium Syrii. Zniszczenia były niewielkie i nikt nie zginął. Część irańskich rakiet została przechwycona, a Izrael odpowiedził na atak.

Nie wiadomo dokładnie, jak - ale według syryjskich agencji SANA izraelskie samoloty ostrzelały cele irańskie na terytorium Syrii. Jest możliwe, że zginęło kilkanaście osób, w tym prawdopodobnie ośmiu członków irańskiej formacji militarnej Strażnicy Rewolucji.


Starcie miało bezprecedensowy charakter - to według dziennika ,,Times of Israel'' najpoważniejsza bezpośrednia wymiana ognia między Izraelem a Iranem w historii i zarazem najpoważniejszy atak Izraela w Syrii od wojny Jom Kippur w roku 1973.


Szef MON Izraela Awigdor Lieberman ostrzegł Iran: ,,Jeżeli u nas będzie padać deszcz, to u nich będzie powódź" - powiedział. Jak wyjaśnił, ma nadzieję, że Teheran zrozumiał przesłanie i nie dojdzie do dalszej wymiany ognia. Lieberman dodał, że Izrael nie pozwoli na wykorzystywanie przez Teheran syryjskiego terytorium do atakowania celów izraelskich.

Sytuacja jest bardzo niestabilna, a większość komentatorów w mediach europejskich i amerykańskich ostrzega, że po decyzji Donalda Trumpa wybuch nowej wojny na Bliskim Wschodzie jest bardziej prawdopodobny.

jr/polskie radio, fronda.pl