Adam Bodnar stał się Rzecznikiem Praw... wielkich korporacji. Wystąpił w obronie sieci Ikea, która nachalnie suflowała pracownikom propagandę LGBT. Gdy jeden z pracowników zareagował na to cytatem z Biblii, Ikea wyrzuciła go z pracy. Bodnar nie poparł pracownika, ale Ikeę.

Bodnar kilka dni temu zapowiedział, że zajmie się sprawą zwolnionego pracownika Ikei. I zrobił to rzeczywiście, ale po to, by poprzeć nachalnie promująca LGBT firmę, a nie zwolnionego z pracy człowieka. Jak uznał, firma "ma prawo promować określony zestaw wartości".

"Uważam, że firma ma prawo promować określony zestaw wartości. Pozostaje kwestią otwartą, w jakim zakresie powinna do tego angażować pracowników, zwłaszcza takich, którzy się z nim nie zgadzają. To teren w Polsce nierozpoznany. Zachodnie korporacje prowadzą takie akcje, to jest dla nich element tożsamości. I zderzają się z odmiennym systemem wartości, nadal mocnym w Polsce, z religijnością. Powtarzam na razie jedno: zajmę się tym, ale niczego nie przesądzam" - stwierdził Bodnar w rozmowie z Piotrem Zarembą z "Dziennika Gazety Prawnej".

Zwróćmy uwagę na jego język: "zestawem wartości" Bodnar nazywa kłamstwa ideologiczne LGBT; o Polskiej wierze katolickiej mówi jako o czymśco jest u nas "nadal mocne", jakby było to coś, z czym należy walczyć.

Później Bodnar mówił też o łódzkim drukarzu, który nie chciał drukować ulotek z kłamliwymi hasłami LGBT. Bodnar stanął przeciwko niemu, uznając, że powinien je wydrukować.

bsw/dziennik gazeta prawna