Ukochane dziecko zmarło. W gruzach legły najpiękniejsze nadzieje. Niewyobrażalny ból w sercach. Rodzice wspólnie podejmowali walkę o życie dziecka. Ale po jego śmierci zaczęło się dokonywać coś zatrważającego. Oto w przeżywanym cierpieniu pojawiły się coraz częstsze wzajemne oskarżenia. Myślenie w stylu: „Gdyby leczenie przebiegało wedle moich wskazań, dziecko udałoby się uratować. Przez twoje decyzje odnośnie szpitala i lekarzy, dziecko nie żyje”. Ogromne cierpienie zamiast jeszcze bardziej zjednoczyć, aby unieść  ciężar tragedii, stało się powodem nerwowych konfliktów i narastającego rozłamu. Podobnie bywa przy trwałych schorzeniach i upośledzeniach dzieci. Dlaczego tak się nieraz dzieje?
 
Przede wszystkim warto uświadomić sobie szczególną strukturę cierpienia, w którym uczestniczą razem dwie osoby lub dwie grupy. Występuje specyficzna dynamika społeczno-duchowa. Najpierw, przemawiający do wyobraźni emocjonalny obraz bólu daje siły, aby wznieść się ponad ewentualne wzajemne uprzedzenia i nieporozumienia. Wspólny dobry cel staje się środkiem konsolidującym. Zarazem to wszystko dokonuje się w stanie skrajnego cielesno-duchowego osłabienia osób współuczestniczących w cierpieniu. Ból ma to do siebie, że podobnie jak przyjemność, ze swej natury, spontanicznie prowadzi do zamykania się w sobie. Ten stan wyczerpania i bólu stanowi newralgiczną przestrzeń duchową, która może być radykalnie odmiennie zagospodarowana: „egoistyczne zamknięcie się w sobie” lub „miłujące otwarcie się na drugiego”. 
 
Tak! Wspólne doświadczenie słabości i cierpienia to dla osób współcierpiących unikatowa szansa, aby wejść na bardzo głęboki poziom wzajemnego zjednoczenia i miłości. Niestety! Jeśli w sercu dominuje egoizm, to po pierwszym emocjonalnym etapie, przedmiotem kontemplacji staje się „mój ból”. Jednocześnie  ujawnia  się prawda „to twój ból”, obnażająca rzeczywisty brak zaangażowania w cierpienie, które w głębi serca wspólnym wcale nie jest. Stan taki bezwzględnie wykorzystuje  diabeł, który „perfekcyjnie” potrafi zagospodarować ludzkie cierpienie.  Diabeł jest tym, który dzieli. Tak więc zgodnie ze swą tożsamością, zaczyna sączyć w serca dwóch cierpiących osób (grup ludzi) myśli oskarżające drugą stronę. Gdy człowiek  skoncentrowany na sobie temu ulegnie, wówczas diabeł „idzie za ciosem” i zaczyna maksymalnie eksploatować wspólne cierpienie, aby doprowadzić do wzajemnego skłócenia i rozbicia. Szatan potrafi inteligentnie omamić przekonaniem o własnej „bożej racji” i „szatańskich motywach” drugiego.
 
 W Ewangelii znajdujemy znamienny fragment (J 8, 51-59), gdy Żydzi ze świętym przekonaniem wołają do Jezusa: „Teraz wiemy, że jesteś opętany”. Postrzegają Go jako Wcielenie Zła i bluźniercę. Dlatego absolutnie przekonani o słuszności swych racji porwali „kamienie, aby je rzucić na Niego”. Tragiczne omamienie. W rzeczywistości to „rzucający kamieniami” oskarżyciele działali pod wpływem Złego. Perfidia działania szatana polega na tym, że potrafi tak manipulować ludźmi, że z ich pomocą stan cierpienia przeobraża nieraz w piekielną atmosferę wzajemnych oskarżeń.  
 
Jak nie ulec tej diabelskiej pokusie? Przede wszystkim, w doświadczeniu wspólnego cierpienia najważniejsze jest heroiczne patrzenie najpierw na Boga. Zarazem nie można kochać Boga, którego się nie widzi, jeśli nie kocha się człowieka, którego się widzi. Znakiem autentyzmu modlitwy jest otwarte serce dla współcierpiącego brata i siostry. Następnie, konieczne jest  wspieranie się „ponad wszystko”. Tak zaczyna rodzić się piękna historia budowania nowych, głębszych pokładów jedności. Chwała Bogu, większość małżeństw idzie taką drogą po utracie dziecka. Wspólna tragedia staje się powodem wejścia na niespotykany dotąd poziom wzajemnej miłości i szacunku. Podobnie w przypadkach ciężkich chorób dzieci. Gdy „dwóch jest w jedności”, zły duch jest skutecznie „przyblokowany”. Słabość i cierpienie zostają poddane Duchowi Świętemu. Duch Święty zaś dokonuje niezwykłego cudu. Nawet największe cierpienie jest w stanie przeobrazić w „niebo” niespotykanej dotąd wzajemnej miłości i zjednoczenia. Błogosławieni, którzy potrafią razem cierpieć w promieniach Ducha Świętego…  
 
jsl