Z sondy przeprowadzonej przez DGP wynika, że dyrektorzy szkół są niechętni propozycji ministerialnej. Uważają, że rządowy „Nasz elementarz” dla ich uczniów nie jest wystarczająco dobry. Argumentują, że walczą o klienta. I zależy im na utrzymaniu wysokiego poziomu, którego ten podręcznik nie zapewnia. Obecnie w szkołach niepublicznych trwają gorączkowe narady, jaką przyjąć strategię wobec rządowej reformy.

Zdaniem dyrektorów do tej pory ich szkoły utrzymywały najwyższy poziom, o czym świadczą wyniki sprawdzianów kończących VI klasę. W zeszłym roku średni wynik w publicznej wynosił 23 pkt na 40, w niepublicznej 28 pkt.

– Rodzice posyłają do naszej szkoły dzieci po to, by mieć zapewnioną dobrą jakość nauczania. Tymczasem ten podręcznik jest po prostu infantylny – ocenia Olga Woźniak, właścicielka podwarszawskiej szkoły podstawowej Eureka. Oto jej argumenty: po pierwsze nie inspiruje ani dzieci, ani nauczycieli do myślenia. Po drugie: powinien pokazywać, że nauka jest przygodą, a jest nudny. Po trzecie: nie przekazuje wiedzy ogólnej i jest dostosowany do najsłabszych uczniów.

– Nie podoba mi się też sposób nauczania matematyki. Jakby autorka nie wiedziała, jakie są zasady. Poza tym nasze dzieci uczą się liczyć do stu, tutaj w pierwszych miesiącach poznają liczenie do trzech – podsumowuje.

Podobnego zdania jest Agnieszka Olszewska, dyrektor polsko-angielskiej szkoły Edison na Wilanowie. – Niestety większość polskich podręczników, a ten rządowy już w bardzo mocnym stopniu, jest za słaba dla naszych uczniów. Uczymy w systemie dualnym, łącząc podstawę programową polską i brytyjską, dlatego musimy szukać rozwiązań szytych na miarę. Na razie korzystamy z kilku różnych, uzupełniających się podręczników, ale docelowo myślimy o stworzeniu swojego własnego – tłumaczy Olszewska.

Dyrektorzy niepublicznych szkół są pewni, że rodzice nie będą protestować i prosić o darmowy podręcznik.

Ab/forsal.pl