Bolesław Piasecki, żelazny pragmatyk, który zaczynał swą karierę polityczną jako narodowy radykał, fascynuje swoich wrogów ideowych do dziś. Jest rzeczą niezwykłą, że ten w istocie drugoplanowy polityk, który w historii Polski nie zdołał odegrać znaczącej roli, doczekał się już co najmniej dwóch dość obszernych publikacji biograficznych w języku angielskim. Może to dziwić tym bardziej, że Polska i jej wybitne osobowości nie cieszą się specjalnym zainteresowaniem zachodnich historyków – może z wyjątkiem Jana Pawła II w latach 90. XX w. i Lecha Wałęsy. Na pułkach amerykańskich i brytyjskich księgarni próżno szukać biografii wielu znanych czy zasłużonych polskich postaci historycznych. Tymczasem Piasecki swej pierwszej anglojęzycznej biografii doczekał się jeszcze za życia: była to praca Lucjana Blita The Eastern Pretender. The Story of Bolesław Piasecki, która ukazała się w 1965 r. W zeszłym roku pojawiła się nowa praca autorstwa Mikołaja Stanisława Kunickiego Between the Brown and the Red. Nationalism, Catholicism, and Communism In 20th-Century Poland – The Politics of Bolesław Piasecki. O ile jednak książka Blita była politycznym pamfletem, czego zresztą autor specjalnie nie krył, podobnie jak ostrej antypatii do Piaseckiego, to biografia autorstwa Kunickiego rości sobie prawo do miana obiektywnej publikacji o charakterze naukowym.

Uwagi generalne

Książka Kunickiego jest nieco poszerzoną i poprawioną dysertacją doktorską, którą napisał na Uniwersytecie Stanford pod kierunkiem prof. Normana Naimarka. Praca zebrała przychylne, a niekiedy wręcz entuzjastyczne recenzje niektórych północnoamerykańskich czasopism. Publicysta lewicowego Cosmopolitan Review stwierdził, że jest to publikacja „oryginalna, częściowo świadomie prowokacyjna”, oraz że „należy do najlepszych studiów dotyczących złożonych relacji katolicyzmu i polityki w najnowszej historii Polski”. W pochwałach wtórowały Polish American Journal i magazyn Choice, a wszystkie artykuły recenzyjne, co charakterystyczne, były bardzo pobieżne. Kompetentną recenzję krytyczną przedstawiła natomiast prof. Ewa Thompson na łamach Sarmatian Review, skupiając się na kwestiach najbardziej rzucających się w oczy, ewidentnych błędach i nadużyciach. Wydaje się jednak, że wskazane przez Panią Profesor usterki to jedynie część problemów, które napotyka historyk dziejów najnowszych Polski, czytając pracę Kunickiego – właściwie to jedynie wierzchołek góry lodowej.

Between the Brown and the Red jest reklamowana jako „efekt badań relacji pomiędzy nacjonalizmem a komunizmem, oraz autorytaryzmem a religią w Polsce w XX wieku”. We wstępie od wydawcy John J. Bukowczyk napisał, że to „odważna książka, która odsłania ciemne, autorytarne prądy, które przeniknęły powojenną polską politykę i nadal pozwalają na odradzanie się polskiej prawicy w epoce postsolidarnościowej”. Nazwanie tej publikacji „odważną” to zapewne żart Bukowczyka – jest to bowiem typowy produkt postmodernistycznego uniwersytetu, gdzie nie prowadzi się badań z prawdziwego zdarzenia. Ponadto jest to „odważne” w tym sensie, że Kunicki „odważnie” powtórzył sentymenty, z którymi zgadzają się dominujący na tych uniwersytetach lewicowcy. Gdzie tu odwaga? Autor deklarował, że pragnie ukazać, w jaki sposób władze komunistyczne w powojennej Polsce usiłowały dostosować komunizm do lokalnych tradycji, szczególnie etnocentrycznego nacjonalizmu i katolicyzmu.

Kunicki twierdzi, że praca Between the Brown and the Red to polityczna biografia Piaseckiego, jednak z treści czytelnik bardzo niewiele dowie się o tej postaci. W zasadniczej części, odliczając wstępy, bibliografię itp., książka liczy 188 stron oraz 43 strony przypisów, co jak na próbę opisania blisko pięćdziesięcioletniej aktywności Piaseckiego wydaje się więcej niż skromnie. Niewielka objętość tekstu nie jest jednak świadectwem genialnego daru syntetycznego autora, ale niestety odzwierciedla ubogość badań. Praca nie przynosi właściwie żadnych nowych ustaleń, a w warstwie biograficznej Kunicki streszcza, mniej lub bardziej udanie, to, co napisali przed ponad dwudziestu laty Antoni Dudek i Grzegorz Pytel.

Czy rzeczywiście przez ponad dwie dekady nic nowego na temat Piaseckiego i jego działalności nie udało się ustalić? Co więcej, jak pisze prof. Thompson i trudno się z nią nie zgodzić: „Czytając książkę Kunickiego nie wiem, jakim typem człowieka był Piasecki, co stanowiło dla niego motywację na różnych etapach jego życia”. Jest to ważna konstatacja, bowiem prof. Thompson nie jest specjalistką w tej dziedzinie. A jeśli Kunicki nie potrafił wytłumaczyć tak prostej sprawy wybitnej intelektualistce i badaczce, to jego kłopoty warsztatowe są poważne. Wydaje się zatem, że Kunicki nie zapanował nad tematem, a zamiast o Piaseckim, pisał o swoich lewicowych preferencjach ideologicznych. Rozpraszał się przy tym na równie mało istotne tematy poboczne. Mamy więc w tekście trochę dat, wydarzeń i nazwisk (choć bez przesady ze szczegółowością), zabrakło jednak tytułowego bohatera, jego życia, spraw prywatnych i zagadnień innych niż polityczne. Mamy też solidną porcję bieżącej publicystyki politycznej, czyli osobiste dywagacje autora na temat PiS, Jarosława Kaczyńskiego i ojca Rydzyka, które mają się nijak do tematu. Już na wstępie autor podkreśla swe polityczne antypatie ze schyłkowego okresu PRL: „Byłem naprawdę zły za każdym razem, kiedy widziałem studenta noszącego miniaturkę miecza Chrobrego” (s. 1). Wyznanie to budzi u czytelnika obawy, czy autor zachował właściwy dystans do zagadnień, o których pisał, oraz jak radził sobie z tą złością, gdy pisał o Piaseckim, swego czasu uchodzącym za ultranacjonalistę.

Analizując recenzowaną pracę, można łatwo spostrzec, że nie mieści się ona w nurcie badawczym, którego celem byłoby pogłębienie wiedzy – w tym wypadku mamy do czynienia z publikacją, która przetwarza znane fakty i dokonuje ich częściowej reinterpretacji. Jest to więc postmodernistyczny rewizjonizm historyczny par excellance. W dotychczasowej polskiej literaturze zarówno o samym Bolesławie Piaseckim, „Falandze”, Konfederacji Narodu czy PAX pisało wielu autorów i zasadniczo problematyka ta została dość dobrze rozpoznana. Nie ma jednak dowodu na to, że autor zna większość tych publikacji, ale tym zagadnieniem zajmę się szczegółowo niżej.

Generalnie książka wydaje się być nieco historyczną w formie denuncjacją Piaseckiego jako faszysty i jednocześnie komunisty. To frazesy, a nie pisanie historii. Warto przy tym zastrzec, że autor nadużywa przymiotnika „faszystowski”, nie definiując zjawiska precyzyjnie, a tym bardziej, nie wyjaśniając jego specyficznie polskiego kontekstu. W związku z tym anglojęzycznemu czytelnikowi podobne passusy kojarzą się nazizmem i zbrodniami III Rzeszy. Określenie „faszystowski” zamyka bowiem w USA usta każdemu, kto chciałby polemizować z dziełem jakiegokolwiek lewicowego naukowca. Przymiotnikiem tym Kunicki określa zresztą nie tylko samego Piaseckiego, jego działalność i współpracowników, ale także całą II RP, co jest już nadużyciem. Stwierdzenia w rodzaju „protofaszystowska Polska” mają najprawdopodobniej służyć uwiarygodnieniu się autora w neostalinowskim środowisku zachodnich historyków; to głównie ich prace wymienia Kunicki w bibliografii. Niekiedy także autor pojęcia „faszyzm” i „nacjonalizm” traktuje jak synonimy, co również wydaje się nieporozumieniem. Najbardziej jednak zadziwiające jest fałszywe przytoczenie przez Kunickiego słynnej wypowiedzi Piłsudskiego, który miał stwierdzić, że z tramwaju socjalizm wysiadł na przystanku „nacjonalizm”[!] (s. 140). W oryginalnym cytacie, o czym wiedzą w Polsce nawet dzieci w gimnazjach, przystanek ten nazywał się „niepodległość”. W oparciu o tak zmanipulowany cytat Kunicki prowadzi dalej swój wywód. Chciałbym wierzyć, że to jedynie przejęzyczenie autora… a nie utożsamianie niepodległości Polski ze znienawidzonym przez jego promotora, prof. Naimarka, nacjonalizmem[1]. Ciekawe, że żaden z recenzentów nie zwrócił na to uwagi.

Abstrahując jednak od tej kwestii, jak i od tego, czy adekwatne jest nazywanie Piaseckiego faszystą czy nie, inną teorią Kunickiego, która może zadziwić czytelnika, jest twierdzenie, że owe faszystowskie, a później prokomunistyczne afiliacje lidera PAX były pochodną jego katolickiego światopoglądu. Kunicki, czerpiąc ze szkoły historycznego rewizjonizmu, twierdzi, że: „Narodziny organicznego nacjonalizmu często miały swoje korzenie w odnowie religijnej i entuzjazmie” (s. 3). Tak oto wszystko można podciągnąć pod szymel nacjonalizmu, w tym także liberalne Kluby Inteligencji Katolickiej. W cywilizacji zachodniej wszyscy pozostajemy pod wpływem religii chrześcijańskiej, nawet jeśli Kunicki temu zaprzecza i widzi w tym wyłącznie źródło aberracji nacjonalistycznej.

Z katolicyzmem miał wiązać się antysemityzm, którzy Kunicki przypisuje Piaseckiemu. Autor uważa go za czynnik warunkujący całą ideowo-polityczną aktywność wodza PAX. Tezę tę trudno jednak Kunickiemu udowodnić, zwłaszcza gdy chodzi o czasy PRL – dlatego skrupulatnie wyszukuje wszelkie oznaki negatywnego stosunku Piaseckiego do Żydów. Niektóre z nich wydają się mocno naciągane, jak choćby to, że Piasecki mawiał o niektórych działaczach PZPR „żydowscy towarzysze”, czy przypadek Zygmunta Przetakiewicza, który – będąc pod wpływem alkoholu – w Klubie Dziennikarza miał naubliżać Romanowi Zambrowskiemu od „Żydów”. Kunicki dokonał też próby psychologicznej analizy myśli Piaseckiego, choć wątpliwej wartości: „Czy Piasecki uwierzył, że Żyd może stać się Polakiem? Według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie” (s. 144).

Ciekawe, na jakiej podstawie autor opiera to twierdzenie? Skąd więc wzięły się liczne wydania przez Instytut Wydawniczy PAX książek Romana Brandtsteadtera, polskiego pisarza żydowskiego pochodzenia, poety, dramaturga, tłumacza i znawcy Biblii? Piasecki nie miał kłopotów z patriotycznymi Polakami żydowskiego pochodzenia, czy osobami oskarżanymi przez lewicę o takie – np. z głównym ideologiem „Falangi” Wojciechem Wasiutyńskim. Jednak – zdaniem Kunickiego – Piasecki „wątpił w możliwość asymilacji, nawet w ruchu komunistycznym” – co do tego trudno się z nim nie zgodzić, bo poprzez komunizm Polak mógł się jedynie zdepolonizować, a Żyd zdeasymilować, czyli odżydzić. Jak bowiem mogła dokonać się akulturacja w polskości w atmosferze partyjnych zebrań i „operatywek”, w slangu nowomowy, w oderwaniu od elit inteligenckich oraz otoczeniu prymitywów z awansu społecznego? W dialektycznym huku marksizmu-leninizmu, który przecież z polskością nie miał nic wspólnego? A może w służalczości Moskwie, Kremlowi Lenina, Stalina czy Chruszczowa? Piasecki, nawet jeżeli prywatnie ulegał antyżydowskim uprzedzeniom, to w polityce nie kierował się kryteriami „lubię – nie lubię”, lecz żelazną pragmatyką oraz zasadą spodziewanych korzyści. W związku z tym etniczne pochodzenie ludzi, z którymi pozostawał w konflikcie lub w sojuszu, miało drugorzędne znaczenie.

Tak jak nie potrafi dać sobie rady z problematyką żydowską w PRL – nie rozumie zarówno podejścia do niej samego Piaseckiego, jak i komunistów. W tej sprawie autor sam sobie przeczy, bowiem początkowo twierdził, że po 1945 r. „traktowanie antysemityzmu przez komunistów Stalina było «łagodne»” (s. 78), a kilkadziesiąt stron dalej, że antyżydowskość w tym czasie uznawano za „poważne przestępstwo” (s. 126).

Również w dalszej części pracy w kwestii żydowskiej Kunicki stara się żonglować znaczeniami słów. Twierdzi chociażby, że antytezą sformułowania „prawdziwy Polak”, tak rzekomo chętnie używanego przez nacjonalistów, był „Żyd” (s. 2). Tymczasem rozpatrując to z logicznego punktu widzenia, przeciwieństwem „prawdziwego Polaka” jest „Polak nieprawdziwy”, czyli zdrajca, ktoś, kto wyparł się polskości, a nie zaś nie-Polak czy przedstawiciel żydowskiej mniejszości narodowej. A żydokomuna – według określenia prof. Pawła Śpiewaka – zdradziła i żydostwo, i Polskę. W tym sensie była zaprzeczeniem i żydostwa, i Polski. Kunicki nie jest w stanie przeprowadzić najprostszego wywodu logicznego.

Autor wykazuje się wyraźnie lewicowym historycznym rewizjonizmem: winę za zbrodnie komunizmu stara się przypisywać nacjonalizmowi (s. 2). Jeśli komunizm był jak nacjonalizm, a obie tendencje wzajemnie się napędzały, to – jak twierdzi – „podważa to zimnowojenny koncept totalitaryzmu”. Kunicki odrzuca rozumienie komunizmu jako systemu totalitarnego i za rewizjonistami „przedstawia nacjonalizm jako zjawisko żywe i różnorodne, stale ewoluujące na skutek codziennej praktyki życia, a nie jako sztywny zestaw przekonań narzucanych przez ideologów”. Dlatego komunizm staje się identyczny z nacjonalizmem – w ten sposób totalitarny model przestaje działać, albowiem komuniści, jak głosi ta nowa teoria, nie byli totalistami, bo byli nacjonalistami – to ich „nacjonalizm” był przyczyną błędów i zbrodni, które popełnili.

Totalitarny model odnosił się do aspiracji i prób komunistów (oraz innych totalistów) do przebudowania i pełnego podporządkowania sobie społeczeństwa. Jeżeli komuś udało się uniknąć zglajchszaltowania, a do tego jeszcze przetrwać czy uniknąć represji, to nie jest to dowód na tolerancję władzy lub na to, że dopuszczano pozostawienie kogoś poza niszczycielskim wpływem, jak chcą to widzieć rewizjoniści. Świadczy to jedynie, że system totalitarny nigdy nie był w stu procentach skuteczny. Mimo usilnych prób – masowych mordów i represji – komunistom nie udało się zbudować raju na ziemi. Czy jest to jednak powód, dla którego należy obciążać nacjonalizm za zbrodnie komunizmu?

Analogicznie Kunicki mógłby twierdzić, że nie było totalitaryzmu w nazistowskich Niemczech, ponieważ – mimo rasistowskiej ideologii totalitarnego państwa narodowosocjalistycznego – niektórzy Żydzi przeżyli, a inni nawet walczyli w Wehrmachcie za Hitlera. Kunicki, jak i inni rewizjoniści, myli ideał i praktykę. Nawet Mao nie udało się zniszczyć resztek różnorodności w Chinach, czy więc jego system też nie był totalitarny? Co ciekawe, Kunicki nie zawsze bywa konsekwentny, np. na stronie 175, gdy odnosi się do PRL pod rządami Gierka, pisze o państwie totalitarnym. Być może jednak chodzi tu o zachowanie kompatybilności z enuncjacjami środowisk KOR, które traktując „totalitaryzm” jak inwektywę, chętnie wykorzystywały to sformułowanie w politycznej publicystyce przeciwko władzom późnego PRL. Kunicki pisze:

Komuniści nie tylko wykorzystywali nacjonalizm, ale – jak pokazuje sprawa Piaseckiego – także przedłużyli istnienie nacjonalistycznej prawicy. Rzeczywiście, twierdzę, że PAX był nacjonalistyczną prawicą w komunizmie. Historia Piaseckiego zatem kwestionuje powszechnie akceptowany pogląd, że faszyzm w Europie Wschodniej został zniszczony przez zwycięską Armię Czerwoną i nastanie systemu komunistycznego (s. 4).

Autor uważa więc, że wyjątek potwierdza regułę. Istotnie, zakładając nawet hipotetycznie, że PAX Piaseckiego był organizacją narodowo-radykalną (co nie było prawdą), to był to jedyny taki twór w całym bloku sowieckim. Praktyka ta nie była nowa: po 1917 r. bolszewicy przyjmowali specjalistów ancien régime’u do własnych struktur, co pozwalało im odtwarzać w nowej formie instytucje sprawdzone w przeszłości. Na przykład do Armii Czerwonej przyjmowano dawnych oficerów armii carskiej. Większość z nich później zamordowano.

Komuniści nie stawiali sobie za cel uratowanie „nacjonalistycznej prawicy”, ale zachowanie struktur, które można było wyzyskać do przyspieszenia zwycięstwa komunizmu w Polsce. To bardzo prosty zabieg dialektyczny – Kunicki zdaje się go jednak nie rozumieć. Jedynie splot korzystnych okoliczności spowodował, że Stalin nagle zmarł i nie doszło do kolejnej krwawej czystki w 1953 r., w czasie której Piasecki i jego ludzie na pewno by zginęli. Historia Piaseckiego po 1945 r. jest zbieżna z wczesnoporewolucyjnym bolszewickim modelem kooptacji i ciągłości władzy – zabrakło jedynie późniejszej eksterminacji. Takich jak Piasecki było zresztą więcej, choć nie zdobyli oni tak wysokiej pozycji. Można tu wymienić np. Jana Stachniuka i neopogan z Zadrugi, którzy również aktywizowali się w PRL w szeregach SD. Było to jednak środowisko jawnie antykatolickie i liberalne, więc mniej przydatne komunistom. Zdumiewające, że autor nie pojmuje tych zjawisk i mechanizmów.

Podsumowując powyższe rozważania, można stwierdzić, że część koncepcyjna książki Kunickiego jest słaba i nie wykracza poza enuncjacje propagandowe publicystyki lewicowo-liberalnej. Jeszcze gorzej należy ocenić część merytoryczną pracy Between the Brown and the Red.

Uwagi szczegółowe

Praca Kunickiego obejmuje trzy zasadnicze okresy życia Piaseckiego: dwudziestolecie międzywojenne, konspirację w latach II wojny światowej i wydarzenia po 1945 r. Książkę podzielono na siedem rozdziałów, z których pięć dotyczy czasów powojennych.

Okresowi do 1939 r. autor poświęcił dwa rozdziały liczące w sumie 45 stron. Część ta, biorąc pod uwagę niewielką objętość pracy, stanowi około jednej czwartej całej publikacji. Jest to jednak, jak się wydaje, część najsłabsza. Kunicki w niewielkim stopniu orientuje się w realiach epoki, co prowadzi go do wielu fałszywych wniosków, zarówno generalnych, jak i szczegółowych. Autor powiela szereg nieprawdziwych informacji na temat Narodowej Demokracji. Twierdzi chociażby, że jej działacze promowali ideologiczny etnonacjonalizm (s. 7), podczas gdy w politycznych organizacjach z nią związanych akceptowano wszystkich deklarujących się jako Polacy, niezależnie od ich pochodzenia, zarówno potomków niemieckich mieszczan, jak i osoby o korzeniach czeskich, tatarskich, rosyjskich, francuskich czy żydowskich.

Wybiegając nieco do przodu, warto zauważyć, że Kunicki co jakiś czas odwołuje się do ideologicznych koncepcji przedwojennej endecji, starając się dopasować je do politycznej i propagandowej linii władz PRL. Zarówno jego twierdzenia o homogenicznej narodowo PRL jako spełnieniu politycznego programu Narodowej Demokracji, jak i eksploatacji wątku tradycji piastowskiej, mającej również rzekomo endeckie korzenie, to zupełne nieporozumienie (s. 212). Zarówno Roman Dmowski, jak i pokolenie młodych narodowców lat 30., którzy postulowali narodowy charakter Polski, nie głosili nigdy programu pełnej narodowej polonizacji społeczeństwa. To, że tak się stało, to wynik II wojny światowej. Nie jest prawdą, że stworzenie przez Hitlera i Stalina etnicznie homogenicznej Polski było realizacją marzeń endecji (s. 78). Narodowcy nie byli za to wdzięczni ani komunistom, ani Sowietom, co w 1947 r. podkreślał Adam Doboszyński, pisząc: „Polska czekać musiała tysiąc lat na pojawienie się hasła, że Rzeczpospolita zamieszkała być powinna wyłącznie przez Polaków. Hasło to wysunęła i urzeczywistniła u nas dopiero agentura sowiecka; nie znajdziemy go u żadnego z polskich myślicieli”[2].

Nacjonalizm polski miał charakter duchowy, a nie rasowo-etniczny. Opierał się na dobrowolnym akcesie jednostki do wspólnoty narodowej. Było tam, jak już wspomniałem, miejsce dla potomków polskich Ormian i niemieckich mieszczan – zresztą wielu narodowców miało obce korzenie. Z tego powodu teorie o piastowskim charakterze Polski, jako tym „jedynym i właściwym”, również nie pokrywają się z rzeczywistością. Tym bardziej, że w propagandzie i tekstach programowych eksploatowano również tradycję jagiellońską i pod tym hasłem aktywizowano działalność narodową na kresach. Tam mówienie o tradycji piastowskiej byłoby pomyłką.

Wiedza Kunickiego na temat dziejów endecji jest bardzo znikoma. Według niego, Dmowski „szanował włoski faszyzm” (s. 10) – co było prawdą; autor zapomniał jednak dodać, że był to bardzo krótki epizod i już w drugiej połowie lat 20. Dmowski dołączył do krytyków włoskiego modelu władzy. Przy innej okazji Kunicki pisze, że „integralny nacjonalizm Dmowskiego negował również walkę klas wśród etnicznych Polaków; dlatego endecy mieli tendencję do powstrzymania się od wspierania skarg pracowniczych” (s. 12). Było wręcz odwrotnie: endecy bardzo angażowali się w ruchu robotniczym właśnie dlatego, że byli przeciwni walce klas.

Pisząc o antyżydowskości na polskich uniwersytetach, Kunicki twierdzi, że stanowiła ona „fenomen regionalny” (s. 13), jakby nie wiedział, że podobnie działo się na wyższych uczelniach w Stanach Zjednoczonych, zachodniej Europie, nie mówiąc już o Niemczech. Był to więc fenomen ogólnoeuropejski czy generalnie całego zachodniego świata. Pisząc o zeszycie programowym młodych OWP Wytyczne w sprawie żydowskiej…, twierdzi, że nowością społeczno-gospodarczych i politycznych rozwiązań proponowanych w tej publikacji był zakres proponowanych działań antyżydowskich, co przypieczętował los Żydów nawróconych na katolicyzm (s. 18). Wytyczne, mimo przypisywanego im przez niektórych historyków (np. Szymona Rudnickiego) wielkiego znaczenia, były pierwszą, lecz w generalnej perspektywie jedną z wielu broszur polityczno-programowych młodych narodowców. Ponadto nie doczekały się usankcjonowania przez Kościół, tak więc pisanie o przypieczętowaniu losu ochrzczonych Żydów przez kilkunastostronicową broszurę to doprawdy żart. Kunicki twierdzi, że endecy uważali naród za „wspólnotę pokoleń przeszłych, obecnych i przyszłych” – co było prawdą. Nie pisze natomiast, że narodowcy zaczerpnęli tę koncepcję od Edmunda Burke’a – nie pasowałoby to najwidoczniej do negatywnego obrazu endeków, których usiłował kreować na prymitywnych i zaściankowych. Autor wyraźnie ma manierę opisywania endecji w karykaturalny, komiksowy wręcz sposób, pisząc, że jej ideowymi założeniami był „etnocentryzm, wykluczenie i przemoc” (s. 20).

Wśród błędów szczegółowych warto wskazać na jeden szczególnie symptomatyczny: to cytat ze Sztafety z maja 1935 r., który miał ilustrować sposób, w jaki Piasecki i jego środowisko postrzegali swoje szanse działania w Polsce po śmierci Piłsudskiego (s. 34). Cytat ten jednak jest zupełnie nieadekwatny, gdyż to nielegalne pismo było wówczas organem konkurentów Piaseckiego z ONR „ABC” – obie grupy od jakiegoś czasu funkcjonowały niezależnie, a ostateczny rozłam nastąpił w kwietniu 1935 r. Cytowanie więc Sztafety jako programowej wykładni Piaseckiego to pomyłka. Inne „odkrycie” to twierdzenie, że „Pułkownicy zdusili antysemickie zamieszki, które endecja próbowała przekształcić w lokalne powstania” (s. 37). To jeszcze jeden dowód, że autor bardzo niewiele wie o Polsce lat 30.[3].

Dalej Kunicki twierdzi, że w okresie, gdy Piasecki odbywał służbę wojskową, „Falangą” kierował zespół działaczy (s. 35). To nieporozumienie – w tej organizacji, jak w żadnej innej, przywództwo zawsze było jednoosobowe. Pod nieobecność Piaseckiego kierował nią Witold Staniszkis, o czym zresztą sam autor pisze w przypisie (przyp. 24, s. 196).

Wbrew temu, co sugeruje Kunicki, Piasecki ani nie organizował, ani nie brał osobiście udziału w blokadzie Uniwersytetu Warszawskiego w 1936 r. (s. 37–38). Nie była to też samodzielna akcja jego ludzi – jej głównym organizatorem była Młodzież Wszechpolska, organizacja związana ze Stronnictwem Narodowym, mająca nieporównywalnie liczniejsze zaplecze i popularność wśród młodzieży akademickiej. Kunicki zresztą wyraźnie przecenia znaczenie i wpływy „Falangi”. Twierdzi np. że w 1938 r. organizację dotknął kryzys i utraciła wówczas nawet „najwcześniejsze bastiony siły”, którymi były samorządy uniwersyteckie (s. 46). W rzeczywistości siłą organizacji Piaseckiego była młodzież robotnicza i małomiasteczkowa – to ona stanowiła 90 proc. jej działaczy. Inteligenci w „Falandze” to jedynie wąskie grono najbliższych współpracowników Piaseckiego. Wśród studentów falangiści mieli niewielkie wpływy, które ograniczały się do Uniwersytetu Warszawskiego, ale nawet tam nie mogli marzyć o zdobyciu większości głosów w wyborach do „Bratniej Pomocy”. Samorządy i „Bratnie Pomoce” (jak też wszystkie pozostałe organizacje akademickie) były w drugiej połowie lat 30. domeną niemal niepodzielnych wpływów Młodzieży Wszechpolskiej, z czego Kunicki nie zdaje sobie sprawy.

Wojciech J. Muszyński 

Mikołaj S. Kunicki, Between the Brown and the Red. Nationalism, Catholicism, and Communism In 20th-Century Poland – The Politics of Bolesław Piasecki (Athens: Ohio University Press, 2012)


 

Pełny tekst artykułu – w najnowszym 29 numerze „Glaukopisu”,

dostępnym w sieci Empik.



[1] Profesor Norman Naimark umiał dostrzec nacjonalistyczną inspirację nawet w zbrodniach komunistycznych (zob. N.M. Naimark, Fires of Hatred. Ethnic Cleansing in Twentieth-Century Europe [Harvard: Harvard University Press, 2002]).

[2] A. Doboszyński, „W pół drogi” [w:] „Żeby Polska była polska”. Antologia publicystyki konspiracyjnej podziemia narodowego 1939–1950, (red.) M.J. Chodakiewicz, W.J. Muszyński (Warszawa: IPN, 2010): s. 1035.

[3] Twierdzenie, że wybuchające w Polsce połowie lat 30. zamieszki antyżydowskie (Mińsk Mazowiecki, Brześć, Przytyk) miały charakter organizowanej przez endecję akcji, zmierzającej do antysanacyjnego powstania, jest absurdalne. Wypadki te (np. w Przytyku) były spontaniczne, a działacze narodowi nie mieli na tłum żadnego wpływu (zob. P. Gontarczyk, Pogrom? Zajścia polsko-żydowskie w Przytyku 9 marca 1936 r. Mity, fakty, dokumenty [Biała Podlaska–Pruszków: Rekonkwista, Rachocki i S-ka, 2000]).