Powyższy tytuł może wydawać się dość kokieteryjny. Ale ma on też swoją wymowę, i to konkretną. Pragnę bowiem ustosunkować się do dwóch wystąpień o. Ludwika Wiśniewskiego, dominikanina, pomieszczonych w dwóch kolejnych numerach „Tygodnika Powszechnego”. Były to dwie części jego wypowiedzi, mającej ten sam tytuł, dość stronniczy i co więcej – chyba mało pokorny. Oto jego brzmienie, zawarte w pytaniu: „Kto niszczy polski Kościół?”. Trzeba mieć wyjątkową pewność siebie, aby tak sformułować tytuł wypowiedzi, w której – obok wielu wspaniałych ludzi – zostałem zaliczony do jakoby niszczycieli Kościoła.

To brzmi zaskakująco, zwłaszcza w wypowiedzi dominikanina. A przecież św. Dominik, wielce zaprzyjaźniony ze św. Franciszkiem, nakazał swoim następcom, aby nie tylko szanowali, ale nawet kochali synów św. Franciszka. A tym, którzy by o tym zapominali, zapowiedział i postanowił surowe kary. Jasna rzecz, że tego nie musiał czynić św. Franciszek z myślą o synach św. Dominika, gdyż żadnemu franciszkaninowi jak dotąd nie przyszło do głowy, aby anatemy rzucać na dominikanina.

Wypowiedź swoją zamieścił o. Ludwik Wiśniewski w „Tygodniku Powszechnym”, w dwóch kolejnych numerach, w 9. i 10. z 3 i 10 marca 2013 r., a więc w czasie, kiedy modliliśmy się w intencjach konklawe w oczekiwaniu na następcę Ojca Świętego Benedykta XVI, który z racji na zdrowie złożył rezygnację, ale w sposób, który zadziwił cały świat. Uczynił to z wielką pokorą, z głęboką wiarą, jako ten, który prawdziwie ukochał Kościół.

Niestety, treść wystąpienia mego brata dominikanina nie nawiązuje do duchowości Ojca Świętego Benedykta XVI, gdyż wydaje się być jakby zwyczajnym atakiem, skierowanym również w moją stronę, a nawiązującym głównie do mojego kazania z dnia 21 kwietnia 2012 r. i do mego wywiadu, pomieszczonego w sierpniu owego roku, w „Naszym Dzienniku”. Czekaliśmy na to niemal rok. Dlatego moja odpowiedź, która ukazuje się już w siedem miesięcy po publikacji „Kto niszczy polski Kościół?”, wydaje się mieć duże przyśpieszenie.

Muszę też wyznać, że mam dużo sentymentu do osoby o. Ludwika, gdyż przypominam sobie wiele wydarzeń z czasów naszej młodości, z okresu powstawania „Solidarności”, stanu wojennego, a zwłaszcza z początków pontyfikatu Jana Pawła II, wkrótce świętego. To wtedy właśnie o. Michał Mroczkowski, ówczesny prowincjał dominikanów, wiele opowiadał o walkach, jakie toczył z władzami komunistycznymi o. Ludwik, zdaje się że w Gdańsku. Dowiadywałem się także o staraniach dotyczących możliwości wydawania dominikańskiego pisma, które zostały uwieńczone sukcesem. Wtedy w moim życiu zaistniał o. Konrad Hejmo jako wspaniały duszpasterz akademicki i wytrawny organizator redakcji miesięcznika „W Drodze”. To byli trzej dominikanie, którzy zagospodarowywali moją wyobraźnię i umysł pod kątem działalności publicznej, ukierunkowanej na troskę o wyzwolenie narodu polskiego z więzów ideologii kłamstwa, niesprawiedliwości i podległości obcym.

Mieliśmy bowiem dość instytucji zajmujących się rzekomo sprawiedliwością, a służących niesprawiedliwości we wszystkich niemal dziedzinach życia, różnego rodzaju tajnych funkcjonariuszy i decyzji; mieliśmy dość cenzury i podsłuchów, szpiegowania, a w gospodarce – permanentnych strat i nieuczciwych kontraktów. Dawały się we znaki kapturowe sądy, internowania, a nawet skrytobójcze ataki na życie ludzkie, chociaż i jawnych nie brakowało.

W tym wszystkim widziałem o. Ludwika jako szermierza sprawiedliwości, prawdy, uczciwości. I oto co się okazuje? O. Ludwik, być może zmęczony, ale już nie dostrzega, że nadal musimy uczestniczyć jakby w pierwszomajowych defiladach. Czego przykładem były mistrzostwa w piłce nożnej, gdy budowano autostrady bez zwracania uwagi na jakość i na koszta, byleby – jak mówiono – były przejezdne na Euro. To samo miało miejsce przy budowie stadionów. Marnotrawstwo dobra wspólnego na każdym niemal kroku. Lekceważenie opinii publicznej. Nawet 2 mln 200 tys. podpisów w sprawie pełniejszej wolności prasy były bez znaczenia. A robotnicy, których coraz więcej musi szukać pracy za granicą, gdy manifestują – to buntownicy, to ludzie mało kulturalni, gdyż utrudniają życie zamożnym obywatelom Warszawy. Kilkaset osób inaczej korzystających z seksu może całymi dniami blokować ulice, ale dla 20 tys. robotników nie jest to dozwolone. A ktokolwiek inaczej mówi i myśli, aniżeli chcieliby ludzie „władzy”, to warchoł, to wataha, to kandydat do szpitala..., nie podam przymiotnika, aby nie obrażać chorych.

I oto przyszedł czas, że muszę odpowiadać na pytania, które postawił mi osobiście o. Ludwik. Tylko – tak mi się wydaje – że to chyba ktoś inny. Nie ten z tych dawnych lat. Ale postaram się grzecznie odpowiedzieć. Wspólnie może łatwiej dostrzeżemy, kto rzeczywiście niszczy Polskę. A kto niszczy Polskę, ten uderza i w Kościół. Nie ma bowiem polskiego Kościoła. Jest Kościół, który żyje, ewangelizuje i uświęca ludzi w Polsce.

I. O co chodzi o. Ludwikowi w zarzutach postawionych w pierwszej części?

Nie będzie mi łatwo odpowiedzieć, gdyż te zarzuty są dziwnie sformułowane. Najpierw wszakże małe sprostowanie. Otóż w „Tygodniku Powszechnym” z 3 marca o. Ludwik moją osobą zajmuje się jedynie na 6. stronie. Dziękuję. Niestety, w tekście tym zawiera się błąd, gdyż pisze o moim kazaniu, wygłoszonym na placu Trzech Krzyży w Warszawie dnia 14 kwietnia 2012 r. Tymczasem ta Msza św. miała miejsce dopiero 21 kwietnia roku tego samego. Fragment dotyczący mojej osoby zaczyna się od wyrażenia zdumienia autora: „Pierwsze zaskoczenie to główny celebrans: biskup drohiczyński sprawuje Eucharystię i usposabia tysiące rodaków do patriotycznej manifestacji”. Nie wiem, skąd się wzięło to zaskoczenie. Natomiast w kazaniu nie nawołuję do manifestacji, zresztą nie istniała taka potrzeba. Ale Ojciec myśli inaczej. Przecież „teza” przyjęta musi zostać jakoś obroniona. A dalej, okazuje się, że Ojciec ma żal w stosunku do metody, jaką zastosowałem w niektórych fragmentach kazania. I czytam o sobie, ale w trzeciej osobie, czyli że kaznodzieja: „...nie twierdzi wprost, ale poucza w formie retorycznych pytań, że decyzja KRRiT wynika z «pogardy człowieka» oraz «nienawiści do prawdy i wrogości do naszego narodu»”.

A więc powiało wiatrem sprzed lat. Można mieć pretensje nawet do formy językowej, a wtedy już terminy „pogarda”, „nienawiść”, „wrogość” miękną samo przez się. Co więcej, drugiej części cytatu nie znajduję w powyższym sąsiedztwie. Coś się poprzestawiało! A więc, Ojcze Ludwiku, obrusza się Ojciec na obecność Wolanda i Behemota? Cóż na to poradzić, skoro zostali oni zidentyfikowani na ziemi przez Bułhakowa przed kilkudziesięciu laty. Czyż oni nie mieli dość czasu, aby w latach przyjaźni i otwartości zagospodarować także przynajmniej cząstkę kultury polskiej? Czyż Ojciec Święty Franciszek nie przestrzega nas przed nimi, gdy mówi: „Kto nie modli się do Pana Boga, ten modli się do szatana!”?

Szatan jest. I nie ci „niszczą Kościół”, którzy o tej obecności przypominają! Chyba zgodzi się Ojciec ze mną, że jest inaczej. Kościół niszczą ci, którzy udają, że szatana nie ma. W dalszej części Ojca wypowiedzi skierowanej do mnie ma Ojciec żal, że pozytywnie oceniłem ludzi uczestniczących w Eucharystii. Ależ tam było widoczne autentyczne skupienie, jak tych stoczniowców biorących udział we Mszach świętych przed trzydziestu laty! Jak tych internowanych w Białołęce i innych miejscowościach. Wymieniam to jedno miejsce, gdyż tam byłem, odprawiałem Mszę św., głosiłem słowo Boże, spowiadałem. Było bardzo podobnie. Nie wykluczam, że gdzieś na peryferiach zgromadzenia mogli harcować „nasłańcy”. Zdarza się to na obrzeżach pielgrzymich rzesz na Jasnej Górze. Tam też są prowokatorzy. Dochodzi nawet do przedziwnych rozpraw sądowych. Czyżby Ojciec nie pamiętał o tym? Mogły pojawiać się i napisy. Ale nie muszę Ojcu przypominać, gdzie należy szukać prowokatorów. Z pewnością nie w Kościele.

Wygląda na to, że ma Ojciec żal, iż bronię polskiego ludu przed pogardą. Niech Ojciec czasami weźmie udział albo chociaż posłucha programu: „Sprawa dla reportera”. Ile jest w Polsce krzywd! A bankowe manipulacje! A działania komornicze! Rozbijanie rodzin! Serce się ściska, gdy to wszystko dzieje się na naszych oczach. A my udajemy, że to nic takiego. Czyż nie jest Ojciec po stronie pozbawianych pracy, mieszkania? I dlatego wierzę, że ci, którzy mają odwagę i „wychodzą z protestem na ulicę, są dojrzali i odpowiedzialni”. Oni mają rację. Ich korupcja jeszcze nie przeżarła!

I jeszcze o jedno ma Ojciec żal do mnie. Przytaczam słowa Ojca: „Biskup Dydycz powiedział w trakcie Eucharystii, że od zgromadzonych na placu Trzech Krzyży wszyscy powinni się uczyć kultury”. Potwierdzam. Potwierdzam. Nie ma bowiem zbyt wiele takich sposobów, aby publicznie móc wyrażać swój ból, cierpienie, ucisk – jak w czasie modlitwy, ale też i pokojowej manifestacji... O takie możliwości zabiegaliśmy przed laty!

II. Jest jeszcze druga część!

W drugiej części stawia Ojciec wiele pytań. Postaram się dać odpowiedź na każde, gdyż ma Ojciec do tego prawo, niezależnie od tego, czym się Ojciec kieruje w ich formułowaniu. Dla mnie każdy człowiek ma zwyczajne prawo do wyrażania swoich oczekiwań, w myśl zasady: „Kto pyta, nie błądzi!”. A więc jest i nadzieja.

Tym chętniej będę odpowiadał i zawsze szczerze, gdyż mam przed oczyma wciąż jeszcze o. Ludwika z dawnych lat! Z lat poświęceń i niebezpieczeństw. Najpierw wszakże wypada mi i w tym wypadku poprawić błąd, jaki zakradł się w Ojca wypowiedzi, gdyż podaje Ojciec jako datę mego wystąpienia – 14 marca 2012 r. I tutaj zarówno dzień, jak i miesiąc nie odpowiadają prawdzie, gdyż Eucharystię sprawowałem 21 kwietnia 2012 r. na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Przepraszam za korektę, ale prawda jest prawdą.

Będę odpowiadał Ojcu po uprzednim zacytowaniu pytania, gdyż to ułatwi czytającemu rozumienie problemu.

1. „Czy wygłosiwszy podczas Mszy św. na placu Trzech Krzyży 14 marca 2012 r. wielką pochwałę pod adresem organizatorów i uczestników manifestacji, Ksiądz Biskup zapoznał się z treścią transparentów, które nieśli, a także z treścią przemówień i okrzyków, jakie wznosili?”.

Odpowiadam. Tak. Wszystkie transparenty, jakie widziałem od ołtarza, odpowiadały cierpieniom i krzywdom ludzkim. Nie wyczytałem niczego niestosownego. Wokół ołtarza panowała wspaniała cisza. Proszę postarać się obejrzeć filmy z powyższej Eucharystii, powstałe przy ołtarzu. Może gdzieś na peryferiach dawały się zauważyć zachowania niewłaściwe, ale to było 20 tys. ludzi – a może nawet 50 tys. – a prowokatorów u nas jest jeszcze w zapasie dużo. Wspomniałem o tym wcześniej. My, Ojcze, uczestnicy wydarzeń z minionych lat, nie jesteśmy tym zaskoczeni. Prowokacja to także znak obecności szatana, niekoniecznie Wolanda lub Behemota. Ja natomiast nie byłem na obrzeżach, gdyż bezpośrednio po Eucharystii musiałem wracać do domu.

2. „Czy podtrzymuje pogląd wygłoszony podczas pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę 16 września 2012 r., że najwyższe władze Rzeczypospolitej są chore, a Sejm powinien być rozwiązany?”.

Oczywiście, że podtrzymuję. Jestem wolnym obywatelem, mam prawo wypowiadać się także w tej materii. Przecież to wszystko jest skorumpowane, chore. Prymat interesów partii nad wszystkim jest nie do pogodzenia z demokracją. Chyba że Ojciec ma jakąś inną wizję demokracji. Fatalne gospodarowanie zasobami państwa. Zadłużenie do granic ostateczności. Frymarczenie państwowymi funduszami dla kaprysów niemal „arystokratycznych”. Duża liczba samobójstw i śmierci z „nieznanych przyczyn” w sferach najwyższych. To są tragedie. A Sejm powinien się rozwiązać, gdyż dyscyplina partyjna przekreśla możność prawdziwej odnowy państwa. Przy takim sposobie funkcjonowania Sejmu można bez strat zlikwidować istnienie i wybieranie posłów. Wystarczy tylu posłów, ile partii otrzyma mandaty. Każdy z tych posłów ma wizytówkę z liczbą procent głosów, jakie jego partia otrzymała. Niech, dysponując procentami, tym głosuje. Można jeszcze dodać paru ekspertów.

3. „Czy Eucharystia na Jasnej Górze jest właściwym miejscem do wygłaszania takich poglądów?”.

Ojcze, proszę się przenieść na Kalwarię. Co tam się działo. Jak to spiętrzenie zła dawało o sobie znać. I to nie pomniejszyło wartości Eucharystii. Tym bardziej że nie wiem, jakie poglądy ma Ojciec na myśli. Moje kazanie jest wydrukowane. Proszę przeczytać i podkreślić, które są nie do przyjęcia. Pisał Ojciec swój tekst przed wyborem papieża Franciszka. To Ojciec Święty daje nam przykład, jak bardzo konkretne powinny być nasze homilie. Jak Jezusowe. To przecież Najwyższa Miłość niektórych ludzi określiła mianem „grobów pobielanych”. Ojciec na siłę chce wmawiać, że w kazaniu były jakieś poglądy nieprawdziwe. Które? Niech Ojciec je wyliczy. Czy te dotyczące Sejmu? Najprawdziwsze! Czy te mówiące o „imperium kłamstwa”? Wyjątkowo prawdziwe! A proszę sięgnąć do nauczania Jana Pawła II. Proszę także przypomnieć sobie „Kazania sejmowe” Skargi...

4. „Czy Ksiądz Biskup podtrzymuje pogląd wyrażony w kazaniu na wspomnianej pielgrzymce, że wobec powszechnej nieprawości dopuszczalne są w kościołach takie zachowania wiernych, jakie miało miejsce podczas pogrzebu prof. Szaniawskiego w Warszawie (zakłócano wystąpienie przedstawiciela Kancelarii Prezydenta – przyp. red.)?”.

Niestety, nie byłem na pogrzebie śp. prof. Szaniawskiego i dlatego nie mogę się wypowiadać. Ale wiem – i Ojciec wie – że Pan Jezus oczyszczał świątynię z tych, którzy, korzystając z tej przestrzeni, chcieli robić własne interesy.

Dziwię się natomiast, że Ojciec posługuje się insynuacją, właśnie w tym pytaniu, gdy rzekomo pyta mnie: „Czy Ksiądz Biskup podtrzymuje pogląd wyrażony w kazaniu na wspomnianej pielgrzymce, że wobec powszechnej nieprawości dopuszczalne są w kościołach takie zachowania wiernych, jak to które miało miejsce...” – jw.? Przecież to jest insynuacja. Jak można coś takiego robić? Ojcze, najpierw insynuuje Ojciec, że coś mówiłem „groźnego” w kazaniu – ale co? Proszę napisać. I to Ojciec odnosi do faktu, który miał miejsce „x” czasu później! Co Ojciec robi!

5. „Czy w dalszym ciągu Ksiądz Biskup uważa, jak to ujął w jednym z kazań, że kraj nasz to «imperium kłamstwa»?”.

Wszyscy to wiedzą. Dziwię się, że Ojciec tego nie wie. Ileż było obietnic co do stoczni, różnych inicjatyw gospodarczych, jednej strony przy okienku w celu otrzymania zgody na działalność gospodarczą! Ojcze, tego jest tak dużo, że szkoda czasu na wyliczanie. Niech Ojciec porozmawia z tymi, którzy są poza Polską. Niech porozmawia nawet z młodzieżą szkół średnich, nie mówiąc o studentach... Ojcze, a sprawa Smoleńska! Ileż było wersji. Miały być rozmowy bezpośrednie z Putinem, odwołanie się do międzynarodowych instancji, ale szkoda gadać... Podziwiam selektywność Ojca w odczytywaniu faktów.

6. „W rozmowie ze Sławomirem Jagodzińskim („NDz” z 11-12 sierpnia 2012 r.) określił Ksiądz Biskup rządzących Polską jako fałszerzy i złoczyńców. Twierdził Ksiądz, że rządzący świadomie wysyłają młodych na emigrację, aby nie buntowali się w kraju, świadomie także niszczą rodzinę, bo chcą, aby w naszym kraju zapanowała «duchowa dżungla». To jest aż nieprawdopodobne, aby biskup coś takiego mówił, ale mówi: «Gdyby Jaruzelski znał metodę, którą oni dziś mają, to do tej pory by rządził. Władza znalazła «wentyl bezpieczeństwa». A na czym on polega? Kiedyś partia dusiła naród, nie wypuszczała nikogo z kraju i młodzież im się buntowała. Dzisiejsi rządzący zrobili coś innego – otworzyli «wentyl» na zachód, wypuścili wszystkich, którzy w jakiś sposób twórczy mogliby się buntować (...) to jest sposób! Wypuścić młodych ludzi poza państwo. Kto wówczas będzie protestował? A władza może robić, co zechce. Przecież na wszelkich takich fałszerzy działa jedynie strach przed masami». Rozmówca zauważa, że emigracja zarobkowa niesie za sobą ogromne koszty społeczne, na co Biskup: «Ale cóż ich to obchodzi? Cóż ich obchodzi, że dramatycznie rośnie bezrobocie wśród absolwentów uczelni? Niech wyjeżdżają, nie będą protestować. A rodzina? Gdyby miało to dla nich jakieś znaczenie, to nie pojawiłyby się te wszystkie pomysły i inicjatywy uderzające w rodzinę (...). Oni wiedzą, co robą. Chciałoby się powiedzieć, że ci ludzie widzą przyszłość Polski inaczej, może jako pustynię duchową czy dżunglę obyczajową».

Zawstydzony takimi poglądami polskiego biskupa, pytam, czy biskup Dydycz uważa za prawdę to, co powiedział w przytoczonym wywiadzie?”.

Przykro mi bardzo, drogi Ojcze, ale podana w rozmowie z p. red. Sławomirem Jagodzińskim diagnoza wciąż się potwierdza. Dziękuję, że Ojciec zechciał przytoczyć dość długi tekst. Zakłady pracy upadają. Społeczeństwo wyraźnie ubożeje. Przeprowadza się kolejne reformy bez przygotowania wcześniejszego, ale za to pożerające potężne fundusze, np. sprawa sześciolatków w szkole itp. A czy nie pamięta Ojciec, jak nasza publiczna telewizja pokazywała przechadzającego się premiera z ministrami oraz z szejkami arabskimi jako tymi, którzy mieli przejąć nasze stocznie? Odpowiedni minister miał określony czas na załatwienie tego. Inaczej miał odejść chyba po dwóch miesiącach. Nic się nie stało i szczęśliwie dobył swojej kadencji, a stocznie... no właśnie, lepiej nie mówić. I tak niemal w każdej dziedzinie naszego życia gospodarczego, kulturowego i społecznego. A czyż Polska już się nie staje „dżunglą obyczajową” i „pustynią duchową”?! Proszę przy cytowaniu nie opuszczać przymiotników, bo to nie będzie w porządku.

Ojcze drogi, bardzo mi przykro, że Ojciec czuje się „zawstydzony poglądami polskiego biskupa” i pyta: „czy biskup Dydycz uważa za prawdę to, co powiedział w przytoczonym wywiadzie”. Tak, Ojcze Ludwiku, tak to czuję i wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje, posłuchać licznych polityków, ludzi przedsiębiorczych oraz rolników; nie możemy zapomnieć o bezrobotnych i o tych, którzy emigrują z Polski za chlebem. Warto posłuchać. To są poważne głosy. To są wypowiedzi ludzi, którzy kiedyś walczyli o prawdę, o wolność, o sprawiedliwość, a dzisiaj cierpią. Przeszło 2 mln Rodaków musiało opuścić Ojczyznę, gdyż nie mogli znaleźć pracy. Tylko ten fakt jest największym oskarżeniem dla rządzących. Nic ich nie usprawiedliwi. Nikt ich nie zmuszał do sięgania po władzę. Wyludnianie się Polski jest największą krzywdą, jaką można wyrządzić Narodowi. Czy Ojciec rzeczywiście tego wszystkiego nie czuje? Czy tak bezgranicznie zawierzył współczesnej propagandzie?

Muszę wszakże wyznać, że nie czuję się zawstydzony postawą Ojca. Walczyłem o to, aby Ojciec mógł mieć własny sąd. Mam nadzieję, że Ojciec nie sądzi, iż ma monopol na ocenę rzeczywistości, że jednak będzie się cieszył, o ile będzie coraz więcej krytycznych wypowiedzi, pokojowych manifestacji, różnych organizacji, środków komunikacji społecznej. Z pewnością Ojciec cieszy się z Telewizji Trwam i Radia Maryja, bo dzięki temu jest choć symboliczna, ale różnorodność w eterze i w naszych domach. A Sędzia Najwyższy oceni wszystko. Kiedy jednak będę wspominał o. Ludwika Wiśniewskiego, to proszę mi wybaczyć, że będę sięgał do tej pamięci, w której Ojciec Ludwik jest obecny jako bezkompromisowy, młody kapłan zakonny walczący o prawdę i sprawiedliwość.

Pozdrawiam zaś takiego, jakim Ojciec jest teraz! I szanuję!

Oddany w Chrystusie –

+ Antoni Pacyfik Dydycz OFMCap, Biskup Drohiczyński

Serpelice, 4 listopada 2013 r., św. Karola Boromeusza

Tekst ukazał się w tygodniku "Niedziela" 47/2013 (s. 56-58). W wersji elektronicznej TUTAJ