Stadiony były nieodzowne do zaspokojenia żądań tłumów, domagających się nie tylko rozrywki, ale i chleba. Panem et circenses! - Chleba i igrzysk! - krzyczał tłum starożytnych biedaków i zazwyczaj pozwalano mu zaspokoić ciekawość krwawym widowiskiem, głównie po to by zapomniał o głodzie, który go gnębił. 

Stadiony mają też niechlubną historię, nie z ich winy, ale z tego powodu, że często były i - niestety - jeszcze obecnie są wykorzystywane jako prowizoryczne więzienia, bo łatwo na nich zgromadzić mnóstwo ludzi i otoczyć ich uzbrojonym po zęby wojskiem. 

Polska nie miała szczęścia do stadionów. Jedynym, z prawdziwego zdarzenia - oczywiście na tamte czasy - był oddany do użytku w 1955 roku Stadion X-lecia w Warszawie.

Owszem, odbywały się na nim liczne imprezy sportowe, ale równie często wydarzenia kulturalne, wykorzystywane politycznie. Tragicznym epizodem, który miał miejsce podczas dorocznych dożynek w 1968 roku, był akt samospalenia, którego dokonał Ryszard Siwiec w proteście przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Starzejący się już stadion posłużył jeszcze jako miejsce spotkania Polaków z Janem Pawłem II w czerwcu 1983 roku. 

Niszczejący obiekt nie nadawał się w późniejszych latach do remontu, ale - dostosowując się do potrzeby nowych czasów, jakie nadeszły - stał się największym międzynarodowym placem targowym, określanym mianem "Jarmarku Europy"- i w tej roli chyba przysłużył się polskiej gospodarce. Jako obiekt sportowy został oficjalnie zamknięty w 2008 roku i w tym samym roku w październiku przystąpiono do wyburzeń i budowy Stadionu Narodowego na mistrzostwa Europy w piłce nożnej, których organizację UEFA przyznała Ukrainie i Polsce na 2012 rok. 

Od tego czasu oj, działo się, działo! Zgodnie z obowiązującym w całej Polsce trendem narodowym przede wszystkim kłócono się i wytykano przeciwnikom politycznym potyczki w podejmowanych decyzjach i w wykonaniu jakościowo i terminowo zamówionych robót. Pół- roczne opóźnienie dla jednych jest kompromitacją władzy, dla innych tym, co i tak zdarza się często przy takich inwestycjach, niezależnie od tego, jaka partia polityczna czy jaka koalicja jest przy władzy. 
Ten okres mamy już na szczęście za sobą. 

Stadion stoi, ustrojony na biało-czerwono, i nazywa się narodowy. To może szczegóły, ale ważne. Ważne dlatego że skoro narodowy, to nie trzeba będzie dyskutować, czyje będzie nosił imię. To nie jest stadion warszawski, tylko narodowy, czyli każdego z obywateli Polski, chociaż nie w znaczeniu prawa własności, lecz raczej w sensie wspólnej z niego dumy i wspólnej za niego odpowiedzialności. Można sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby każdy z Polaków miał własność chociażby małego skrawka stadionu. Znalazłby się zapewne jakiś amator większego zarobku, ogrodziłby ten skrawek i odcinał kupony od jego użytkowania! 

Ostatecznie Stadion Narodowy będzie miał taką sławę, jaką przyniosą mu sportowcy. Nie chodzi tylko o zwycięstwa polskich drużyn i zawodników, bo w tej dziedzinie szczęście jest zmienne, ale chodzi o sportową postawę w zmaganiach. Można przecież przegrać, a być bohaterem, a jest się nim zawsze, kiedy wygrywając - czy przegrywając - pozostaje się szlachetnym człowiekiem. 

Pierwszy mecz piłki nożnej na Stadionie Narodowym rozegrały narodowe drużyny Polski i Portugalii. Byłoby pięknie, gdyby wygrali Polacy. Ale czy to jest istotne? 

 

eMBe/GazetaKrakowska