Portal Fronda.pl: Polscy biskupi po raz kolejny apelują o trzeźwość. Tym razem proponują ograniczenie miejsc sprzedaży alkoholu. To dobry pomysł?

Br. Marcin Radomski OFM Cap: Sklepów monopolowych i miejsc, gdzie można kupić alkohol jest mnóstwo – średnio jeden punkt sprzedaży wypada na 300 mieszkańców średniego miasta. To zatrważająca statystyka. Należałoby się zastanowić, czy to oznacza, że jest taka potrzeba? Po drugie, trzeba zauważyć że, a zwracają na to uwagę nie tylko biskupi, ale również eksperci leczący uzależnienia, łatwy dostęp do alkoholu jest czynnikiem zwiększającym ryzyko. Nie od dziś znany powiedzenie, że okazja czyni złodzieja.

Polacy rzeczywiście mają taki duży problem z alkoholem?

List biskupów jest ważnym głosem i zwróceniem uwagi na problem uzależnień. W prasie przeczytałem, że rocznie nawet dziesięć tysięcy ludzi umiera z powodu alkoholu. Do tego należy doliczyć jeszcze wypadki spowodowane przez pijanych kierowców... Mówienie o tym jest rzeczą ważną i konieczną. Ilość miejsc sprzedaży alkoholu świadczy o potrzebie. Pojawia się pytanie, czy rzeczywiście jest taka potrzeba. Nie można tłumaczyć sobie tego tak, że jak ktoś będzie chciał kupić alkohol, to i tak to zrobi. Jeśli będzie miał ograniczony dostęp, to ryzyko się zmniejsza.

Rozwiązanie jest takie proste – mniej sklepów, mniej uzależnionych?

Pamiętamy wszyscy wypadek z udziałem pijanego motorniczego z Łodzi. On kupił alkohol po drodze do pracy. Gdyby tego sklepu nie było, to miałby większą trudność z kupieniem alkoholu. Przecież nie zostawiłby tramwaju i nie poszedł po piwo. A nawet gdyby tak zrobił, to stwarzałby mniejsze zagrożenie. Alkohol powoduje śmiertelne zagrożenie. Jeżeli ktoś apeluje, by nie ograniczać dostępu do alkoholu, to znaczy, że przyzwala na rozrastanie się tego śmiertelnego zagrożenia. Przykład bp Piotra Jareckiego dowodzi, że alkohol stanowi bardzo konkretne zagrożenie, także wśród księży. Problem uzależnienia dotyka wszystkich, tu nie ma selekcji. Głos biskupów jest więc w tym momencie głosem bardzo autentycznym, bo wynikającym z troski, ale także pewnego doświadczenia.

Cieszę się, że mówi Brat o bp Jareckim. Zastanawiam się bowiem, czy apele biskupów o trzeźwość są wiarygodne. W święta ksiądz po pijanemu potrącił kobietę, wspomniany bp Jarecki... Czy ludzie nie uznają, że takie apele o trzeźwość ze strony środowiska, które samo boryka się z problemem alkoholizmu, są nieszczere?

Właśnie dlatego są one szczere! Człowiek, który apeluje o trzeźwość, a sam doświadczył problemu uzależnienia, wie co robi. To nie jest obłudne! Czy nazwalibyśmy obłudnikiem człowieka, który wyszedł z nałogu, jest trzeźwiejącym alkoholikiem i apeluje o trzeźwość? Powiedzielibyśmy, że sam miał z tym problem, a ośmiela się nas pouczać? Nie! Ten człowiek jest autentyczny, wie o czym mówi. Proszę zauważyć, że w obydwu wspomnianych przypadkach Kościół nie chował głowy w piasek. Wydano oświadczenia, otwarcie przyznano, że do wypadków doszło z udziałem księży, przeproszono... Problem pojawiłby się, gdyby zaprzeczano i przekonywano, że nic się nie stało. Wtedy mielibyśmy do czynienia z mechanizmem wyparcia i ktoś mógłby nazwać biskupów obłudnikami. Natomiast jeśli sytuacje, o których rozmawiamy zostały publicznie wyjaśnione, to tym bardziej widzę potrzebę, by apelować o trzeźwość. Ja tu nie widzę żadnej sprzeczności. Jest to dla mnie autentyczne. Co więcej, list ten może być punktem wyjścia do dalszego działania. Jeżeli ograniczamy dostęp do alkoholu, to może ważne byłoby zwracanie uwagi, że dobrym rozwiązaniem jest abstynencja? Trzeba dbać o profilaktykę, zwłaszcza wśród ludzi młodych. Troszczmy się o człowieka w każdym wymiarze. A na koniec przypomnę sarkastyczne hasło: "Alkohol jest dla ludzi - przecież zwierzęta go nie piją". 

Not. MBW