Po ogłoszeniu wyników referendów cała Wielka Brytania jest w szoku. Rynki finansowe szaleją, Szkoci i Irlandczycy z Północy, a nawet Londyńczycy, coraz głośniej mówią o niepodległości a na scenie politycznej trwają gorączkowe przepychanki. Tak naprawdę brytyjski establishment najchętniej powtórzyłby referendum. Pod taką petycją podpisało się już ponad 3 mln. Co róż wychodzą na jaw rewelacje, że mieszkańcy wysp nie do końca wiedzieli, nad czym głosują. Tymczasem, po drugiej stronie Kanału La Manche, politycy z dwóch stron barykady, wyglądają, jakby tylko czekali na ogłoszenie Brexitu. Z jednej strony eurosceptycy już zapowiadają referenda w kolejnych krajach i rozwalenie całej Unii, z drugiej, euroentuzjaści nawołują do przyśpieszenia budowy superpaństwa.

Dyskusja o prędkościach

David Cameron zapowiedział odejście z urzędu w ciągu 3 miesięcy. Jednak ani jemu, ani większości torysowskiego establishmentu, ani opozycji, nie śpieszy się z wychodzeniem ze struktur unijnych. Szkoccy nacjonaliści grożą zablokowaniem procesu dezintegracyjnego. Tak naprawdę piłka jest po stronie brytyjskiej, jednak wyspiarzom nie śpieszy się z jej rozgrywaniem. Londynowi zależy na jak najkorzystniejszych warunkach rozwodu. A cała klasa polityczna wygląda na niezwykle nieprzygotowaną na takie trzęsienie ziemi. Wielu ludzi liczy na zarówno długi proces negocjacji, który opóźni Brexit, jak i na odwrócenie wyniku. A jako że wyniki referendum nie są wiążące, to Parlament w Westminsterze może ociągać się z wnioskiem o opuszczenie UE bardzo długo.

Tymczasem w kontynentalnej Europie, nastroje są zupełnie inne. Brukselska biurokracja wydaje się wręcz zadowolona z decyzji Brytyjczyków. Zniknie wreszcie zawalidroga, sprzeciwiająca zakusom Komisji Europejskiej, uzurpującej sobie prawo do bycia swego rodzaju rządem Europy. Dlatego z tamtego kierunku dobiegają aroganckie wezwania do przyśpieszenia procesu opuszczenia przez Zjednoczone Królestwo Unii Europejskiej. Niemcy, które mogą stać się największym beneficjentem Brexitu, starają się łagodzić sytuację. Jednak fetę eurofederalistów mogą popsuć narody europejskie, które już tylko czekają na referenda podobne do tego brytyjskiego.

Polskie gambit

Paradoksalnie, wbrew logice, Polska mogłaby zyskać na całym zamieszaniu wywołanym Brexitem. I polska dyplomacja wydaje się na taki wariant przygotowana. Po ewakuacji Londynu, to Warszawa ma szanse stać się liderem eurosceptyków, skupionych we wschodniej i północnej Europie. I polski rząd podejmuje pierwsze działania, jak zaproszenie na spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw z poza założycielskiej szóstki. Dodatkowo, Polska jest w tej chwili najbardziej proamerykańskim krajem Unii Europejskiej, i waszyngtońska administracja nie będzie mogła sobie pozwolić na podobnom do clintonowskich wynurzeń krytykę naszego kraju. A prawdopodobne zbliżenie Rosji i Unii pod przewodnictwem Berlina, zmusi Amerykanów do większej aktywności w naszym regionie.

Również warianty osłabienia więzów Polski z Europą zachodnią nie są dla Polski najgorsze. Zarówno w wypadku dezintegracji Unii Europejskiej, jak i budowa superpaństwa na bazie tzw. twardego jądra, nasz kraj mógłby zrzucić część krępujących ją więzów biurokratycznych i politycznych, jednocześnie zachowując korzystne relacje gospodarcze. A zagrożenie ze strony Rosji, którym tak straszą euroentuzjaści, jakkolwiek przesadzone, może skłonić kraje naszego regionu do pogłębienia współpracy, także militarnej, we własnym gronie. Aktualny chaos w Europie, może dać nam tak potrzebną swobodę działania w polityce zagranicznej, i być może uda nam się przekuć pozornie trudna sytuację na nasza korzyść.

Nowa Europa?

Kolejnym paradoksem jest fakt, że to właśnie Polska, wyszydzana na europejskich salonach, prezentuje najtrzeźwiejszą postawę w całym zalewie kryzysów, jaki spotyka dziś Europę. Z jednej stronie, nawołuje do reformy struktur wspólnotowym, dopatrując się w nich źródeł obecnego kryzysu. Z drugiej, nie daje się ponieść tendencji do zamykania się w sobie, jaka panuje wśród zachodnich społeczeństw. Jeśli udałoby się polskim elitom przekuć tą trzeźwość w wartościową ideę, może byłaby szansa na skupieniu wokół nas krajów sceptycznych wobec wariackich propozycji budowy europejskiego superpaństwa. Po raz pierwszy od dawna historia otwiera przed naszym krajem olbrzymie możliwości, trzeba tylko odwagi je wykorzystać.

 

 Bartosz Bartczak