Niemcy chcąc zachować swoje wpływy w Unii Europejskiej, będą musiały po brexicie uznać państwa grupy V4 za swoich strategicznych partnerów – przekonuje Boris Kálnoky, który jest korespondentem m.in. dziennika „Die Welt”.

Na układzie sił w UE odbije się pożegnanie Wielkiej Brytanii. Korespondent zaznacza, że już w tej chwili widać, jak zarysowuje się powolne odejście od niemiecko-francuskiej osi jeśli chodzi o rozstrzygające centrum władzy, oraz powrót do historycznych struktur.

Jak czytamy na dw.com:

Mieści się w tym powstanie środkowo-wschodnioeuropejskiego bloku tam, gdzie panowali niegdyś Habsburgowie: Grupa Wyszehradzka, złożona z Polski, Czech, Słowacji i Węgier oraz coraz bardziej z nimi związane inne państwa regionu”.

Niemcy wobec tego zmuszone są do zadania sobie pytania o ich miejsce w Europie, bo od tego zależeć będzie przyszły kształt UE. Autor przypomina, że w 2019 roku mieliśmy wielokrotnie do czynienia z utarczkami między Paryżem a Berlinem, co odczytywać można jak początek zmagań o dominację w nowej, kontynentalnej UE. Podkreśla też, że Francuzi będą robić wszystko, aby zapobiec zdominowaniu politycznemu kontynentu przez Niemcy.

Kálnoky zauważa, że w tej chwili kraje Europy Środkowo-Wschodniej podobnie jak niegdyś imperium Habsburgów, oferują się jako sojusznicy, co może zwiększyć siłę Niemiec w Europie, o ile te będą chciały im coś w zamian zaoferować. Podkreśla, że ów proces zakulisowo widać już od lat 2014/2015 i mnożą się sygnały, że Berlin zaczyna taką opcję rozważać. Jak dodaje, szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas co prawda wciąż prawi morały, jednak jest to tylko fasada, za którą dąży do trzeźwej, „nowej polityki wschodniej” i próbuje się zbliżyć do grupy V4.

Autor tekstu podkreśla, że Niemcy po brexicie będą musiały – jako przeciwwaga do Francji – zwrócić się ku Europie Środkowo-Wschodniej, także po to aby państwa Grupy Wyszehradzkiej wciągnąć w politykę UE oraz trzymać „z daleka od skrajnie prawicowych ruchów we Włoszech i Francji”.

Zauważa także, że to Niemcy sami swoją polityką stworzyli sobie tutaj największą przeszkodę. Chodzi oczywiście o debatę o praworządności, a także uruchomienie wobec Polski oraz Węgier procedury z art. 7 traktatu o UE i nikt obecnie nie wie, jak można ją zakończyć. Kálnoky przekonuje, że rozwiązaniem byłby nowy mechanizm oceny praworządności każdego państwa, który rozważa właśnie Komisja Europejska.

dam/dw.com/pl,Fronda.pl