Podczas spotkania operatorów ropociągu Przyjaźń rosyjski koncern Transnieft poinformował, że zanieczyszczenie surowca płynącego tą magistralą było działaniem umyślnym. Ze względu na zbyt dużą zawartość chlorków organicznych w ropie białoruskie rafinerie musiały ograniczyć produkcję o połowę, a operatorzy polskiego i ukraińskiego odcinków Przyjaźni wstrzymali tranzyt surowca z Rosji.

 

Zanieczyszczona ropa płynęła od 19 kwietnia. Tydzień później w Mińsku doszło do spotkania operatorów rurociągu Przyjaźń z Białorusi (Homeltransnafta – Drużba), Ukrainy (Ukrtransnafta), Polski (PERN S.A.) i Rosji (Transnieft). W pilnie zwołanym spotkaniu uczestniczył także wiceminister energetyki Rosji Pawieł Sorokin i szef białoruskiego koncernu Biełnaftachim. Rosjanie poinformowali, że zanieczyszczenie ropy pompowanej do Przyjaźni było celowym działaniem, ustalono, gdzie to się stało. Zdaniem Transnieftu winna jest prywatna spółka Samaratransnieft-terminal, która przyjmuje ropę od kilku małych producentów i analizuje jej jakość. Wszczęto w tej sprawie śledztwo. Transnieft zapewniła w Mińsku, że wznowi dostawy surowca właściwej jakości od 3 maja.

Zanieczyszczona ropa (zbyt duża zawartość chlorków organicznych) pojawiła się w rurociągu 19 kwietnia. Jakość surowca była tak zła, że obie białoruskie rafinerie, w Mozyrzu i Nowopołocku, musiały z niej zrezygnować i ograniczyć produkcję o połowę. To poważny cios dla Mińska, bo eksport produktów uzyskanych z rosyjskiej ropy stanowi ważne źródło dochodu państwa. Straty po pierwszym tygodniu strona białoruska oceniała na ok. 100 mln dolarów. Sytuację Białorusinów komplikuje też, pod względem technicznym, fakt, że w związku ze wstrzymaniem tranzytu na wszystkich kierunkach (ropę z Przyjaźni przestały przyjmować Polska i Ukraina) znaczna ilość zanieczyszczonej ropy zatrzymała się w rurociągu na terytorium Białorusi. Sytuację komplikuje fakt, że w ostatnim czasie doszło do zwiększenia napięcia w relacjach Mińska z Moskwą na tle ekonomicznym. Kiedy okazało się, że ropa w Przyjaźni jest zanieczyszczona, nie brakowało głosów, że to świadome działanie Rosjan. Od wielu lat Moskwa potrafi wstrzymywać dostawy ropy czy gazu innym krajom, zasłaniając się kwestiami technicznymi i awariami. Tak było ze wstrzymaniem dostaw ropy do litewskiej rafinerii Możejki, gdy kupił ją polski Orlen, a przegranym okazał się być Łukoil. Nic dziwnego, że od razu po stwierdzeniu problemów w Przyjaźni, rosyjskie ministerstwo energetyki informowało, że problem „nie jest związany z kwestiami omawianymi z partnerami białoruskimi w dziedzinie średnio i długoterminowych relacji w sferze naftowo-gazowej”. Jednak taki zbieg okoliczności wygląda mimo wszystko dziwnie. Zrzucanie zaś teraz odpowiedzialności na spółkę prywatną gdzieś w głębi Rosji nie musi wcale świadczyć, że cała ta kryzysowa sytuacja nie została jednak spreparowana świadomie przez Moskwę – aby boleśnie uderzyć w krnąbrną Białoruś.

Warsaw Institute