„Nikt z nas nie chce wojny. Myślę, że w wolnym, zachodnim świecie, w Europie czy w NATO, zrobią wszystko, aby do niej nie doszło. Jednak cierpliwość ma swoje granice. Parafrazując wystąpienie Winstona Churchilla z końca lat 30. XX w., powiem, że odpowiedź na pytanie, czy będzie wojna, obecnie może dać tylko człowiek lub ludzie z rosyjskiego kierownictwa. W naszym rozumieniu bowiem to Rosja była prowokatorem i inicjatorem agresji, jeżeli więc będzie chciała eskalować konflikt, oczywiście może to zrobić, biorąc na siebie całą odpowiedzialność za jego następstwa” - mówi Pabriks „Gazecie Polskiej”. 

Były szef MSZ Łotwy zaznacza, że  duża część obywateli i mieszkańców Łotwy pochodzenia rosyjskiego znajduje się pod wpływem propagandy i mediów rosyjskich i dotyczy to nie tylko osób, których językiem ojczystym jest rosyjski, bo dotyka to także wielu mieszkańców w zachodniej Europie oraz innych częściach świata. „Jednak nie widzę w mniejszości rosyjskiej na Łotwie zagrożenia dla bezpieczeństwa kraju. Chociaż w naszym niewielkim państwie u części rosyjskiego społeczeństwa istnieją pewne prorosyjskie sentymenty, to absolutna większość z nich nie jest nastawiona agresywnie. Oni raczej są gotowi wspierać rosyjską politykę nie z chęci sporu, ale z lęku przed konfliktem. A Rosja straszy: jeżeli postawicie się przeciwko nam jako państwu, to możemy na wa napaść. Nie jesteśmy Ukrainą. Jesteśmy demokratycznym, bezpiecznym członkiem UE i NATO” - zaznacza polityk.

Prowokacje zawsze mogą się zdarzyć, ale tym wszystkim, którzy w jakimś stopniu myślą, że będą mogli powtórzyć na Łotwie scenariusz z Polski z 1939 r., mogę to odradzić. Człowiek nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki. Łotwa, kraje bałtyckie, są gotowe do obrony - podkreśla.

– Granice Sojuszu Północnoatlantyckiego są czerwoną linią. To powiedziały Stany Zjednoczone, to powiedzieliśmy my. Zupełnie upraszczając, jeżeli nasze granice zostaną naruszone – będziemy strzelać – zadeklarował Artis Pabriks.

Cały wywiad w „Gazecie Polskiej”

Ra/Gazeta Polska