Wojciech Cejrowski podzielił się na "Facebooku" swoimi wrażeniami z gali rozdania Oskarów (tak, Oskarów, bo skoro "ów", to piszemy także "k"). Wykorzystał to, by promować nieograniczoną niczym wolność słowa. 



"Nagradzano lub nominowano filmy o dewiantach, na które nikt nie poszedł do kina. Nagradzano też filmy o innych dewiantach (Mad Max) na które walą tłumy. Tak czy owak za dużo dewiantów, a do tego jeszcze sztandarowy głupek z Białego Domu - vice prezydent J.Biden, przy którym Bredzisław Komorowski może uchodzić za szczyt finezji, elegancji i błyskotliwej wypowiedzi" - napisał Cejrowski.

Stwierdził dalej:

"

Tu jest Ameryka, więc wolno publicznie wygłaszać każdą głupotę, kłamstwa, herezje etc. Gwarantuje to pierwsza poprawka do Konstytucji, która mówi, że władza państwowa nie może uchwalić żadnych ustaw ograniczających wolność słowa.
Dlatego aktorzy na rozdaniu Oscarów mogą opowiadać głupoty, dlatego nie może być ciszy wyborczej, ani kary za mowę nienawiści. Obywatel ma nieograniczone prawo głosić rzeczy które innych wkurzają, obrażają, zniesmaczają, a WŁADZY NIC DO TEGO - na tym polega wolność.

Tak jest w Ameryce i tak powinno być wszędzie".

Czy także Państwa zdaniem - tak powinno być wszędzie? A może jednak wolność słowa, na przykład gdy idzie o lżenie Pana Boga czy największych narodowych świętości, nie powinna obowiązywać?

wbw