Oto jak wielu singli patrzy na kwestię znajomości mię­dzy dziewczynami a chłopakami: „Bóg stworzył Ziemię – czyli pół miliarda kilometrów kwadratowych, jakby kto pytał. Potem Bóg stworzył moją drugą połowę i gdzieś tam ją umieścił. Ja mam za zadanie ją znaleźć, a rolą Boga jest najwyraźniej ukrywanie jej przede mną tak długo, jak się da. To delikatna kwestia. Jeśli usiądę przy niewła­ściwym stoliku przy obiedzie, albo jeśli cały czas się nie rozglądam, mogę jej nie zauważyć. Przeznaczenie może przemknąć mi między palcami, bo byłem nieuważny. Mu­szę być gotowy na każdy wysiłek, aby ją znaleźć”.

Jeśli coś takiego brzmi znajomo, to nadszedł czas, aby oddać sprawę Bogu. To Jego poszukuj bardziej gor­liwie niż nieznanej ukochanej. Czy sądzisz, że jeśli jakiś czas pozostaniesz sam, aby skupić się na Nim, to On po­zwoli, aby wymknęła ci się kobieta, którą dla ciebie prze­znaczył? Zwykle wtedy, gdy koncentrujemy się na służbie Panu, dajemy Mu wolną rękę w naszych sprawach – wła­śnie przez to, że nie wchodzimy Mu już w drogę. Myślę, że czasem Bóg chce nas „przeczekać”, a nasze przeszkadza­nie i niecierpliwość mogą powstrzymywać Jego plany od ujawnienia się w ich pełni.

Pomyśl tak: „Jeśli jestem powołany do małżeństwa, to Bóg pragnie, by moja przyszła żona miała jak najlepszego męża. Ale nie mogę stać się Bożym człowiekiem, snując się z kąta w kąt, dopóki Bóg nie przyprowadzi mi tej jedynej. Jeśli kiedyś będę ojcem, będę musiał dać moim dzie­ciom dar wiary. Ale jak to zrobię, jeśli Bóg najpierw nie da mi tego daru? A jak ma mi go dać, jeśli nie przez oczysz­czanie mojej wiary na drodze prób?”. To jest właśnie czas, kiedy On może ci dać ten dar. Bóg chce, żebyś teraz był właśnie tam, gdzie jesteś.

Matka Teresa tak mawiała o akceptacji:

Każdego dnia musimy mówić „tak”. Być tam, gdzie On pragnie, byśmy byli. Całkiem Mu się poddać: Jeśli umie­ści cię na ulicy – jeśli wszystko stracisz i nagle znaj­dziesz się na ulicy – zaakceptować znalezienie się w tej właśnie chwili na ulicy. […] Przyjąć cokolwiek On daje i dawać to, co On zabiera, zawsze z uśmiechem. To wła­śnie jest poddanie się Bogu. Dać się pokroić na kawałki, ale żeby i tak każdy kawałek należał do Niego. Akcepto­wać ludzi, którzy przychodzą, i pracę, którą akurat się wykonuje. Dziś może dobrze się najesz, a jutro nie bę­dzie nic. W pompie nie ma wody? Dobrze. Przyjmować i dawać, cokolwiek On zabiera. Zabiera twoje dobre imię, twoje zdrowie, dobrze. To jest poddanie się. Wtedy jest się wolnym [Wywiad udzielony przez Matkę Teresę dla Canadian Broadcasting Corpora­tion].

Wobec tego teraz przyjmij ten czas samotności. Bądź w niej cały.

Czy zdarzyło ci się kiedyś rozmawiać z kimś i równo­cześnie rzucać spojrzenia w różne strony i myśleć o czymś zupełnie innym? Kilka lat temu spotkałem się z księdzem Michaelem Scanlanem, rektorem mojego uniwersytetu. Rozmawialiśmy w jego pokoju tylko przez dwadzieścia minut, ale nigdy nie zapomnę, jak bardzo był on obecny tylko dla mnie. Miał zapewne milion innych spraw do za­łatwienia, ale rozmawiał ze mną tak, jakbym był jedynym człowiekiem na ziemi. W ten sam sposób trzeba przeży­wać zawsze bieżącą chwilę, robiąc to, co robimy, i będąc w pełni tam, gdzie jesteśmy. Gdyby Bóg chciał, abyśmy byli gdzie indziej, czy nie bylibyśmy właśnie tam?

Łatwo jest zmarnować naszą młodość, czyniąc przed­miotem naszej radości jakieś wydarzenie czy osobę z przyszłości. Nie ma nic złego w tym, by cieszyć się z per­spektywy przyszłego małżeństwa, lecz jeśli rozmyślanie o nim i marzenia na jawie pochłaniają nas, to katujemy sami siebie, a niewiele czynimy dla budowania królestwa Bożego. Możemy tak bardzo skupić się na rozpamiętywaniu błędów przeszłości i na obawach o przyszłość, że nigdy nie usiądziemy ani na moment, by cieszyć się po­kojem, który Chrystus ofiarowuje nam w chwili obecnej. Możemy łatwo skupić się tak bardzo na szukaniu tej jedy­nej osoby, że przegapimy radości życia w pojedynkę.

Nie poddawaj się uczuciu rozpaczy, ale zbliżaj się do Boga, jeśli obecnie trwa dla ciebie czas samotności. Unikaj użalania się nad sobą. Jeśli czujesz się samotny, służ tym, którzy są jeszcze bardziej samotni. Zapytaj siebie same­go: ilu bezdomnych znam z imienia? Co jeszcze ważniej­sze – szukaj tych, którzy łakną miłości w twoim własnym domu. Stając się wrażliwym na potrzeby ludzi pod twoim dachem, ćwiczysz się w tym, by być lepszym mężem.

Aby znaleźć tę właściwą dziewczynę, sam stawaj się tym właściwym chłopakiem. Zdaje się, że większość sin­gli bardziej martwi się znalezieniem idealnego partne­ra, niż tym, by samemu stawać sięidealnym partnerem. Może to wyjaśnia, dlaczego poszukiwania idą im tak cięż­ko. Dlatego stań się takim mężczyzną, jakim Bóg chce cię widzieć, a w szczególności bądź człowiekiem modlitwy. Nie czekaj na drugą osobę, aby cię dopełniła. Niech Bóg tego dokona. Niektórzy chłopcy myślą tak: „Skoro, jak mówią, żona jest moją «lepszą połową», to pewnie zanim ją znajdę, jestem tylko w połowie sobą. Gdy ją odnajdę, ona wypełni moją pustkę i zatroszczy się o moje potrzeby emocjonalne”. Jeśli ten facet znajdzie dziewczynę, nie bę­dzie to obiecujący związek, a raczej sytuacja zakładnika.

Zanim naprawdę będziemy w stanie pokochać kogoś innego, musimy się cieszyć tym, że sam Bóg nas kocha. Jeśli jesteś w liceum, zdaj sobie sprawę, że bardzo niewie­lu chłopaków w tym okresie znajduje swoje przyszłe żony. Masz wiele czasu – nie ma potrzeby angażować się w in­tensywne związki już teraz. Większość ludzi odnajduje swoich małżonków na studiach (lub później), a pobiera się dopiero po ich ukończeniu.

Następny krok to udać się tam, gdzie bywają dobre dziewczyny – na spotkaniach młodzieżowych grup dzia­łających przy kościele, a nie na balangach. Co najważ­niejsze zaś – poszukuj wpierw królestwa Bożego (Mt 6, 25–34). On ma wszystko pod kontrolą, więc ty sam za­chowaj spokój, bo On dobrze zna plan, jaki ma dla ciebie (Jr 29, 11–14).

Jason Evert, Jeśli naprawdę mnie kochasz. 100 pytań na temat randek, związków i czystości seksualnej

Wydawnictwo Karmelitów Bosych