Niemieckie władze przedstawiły szokujące dane dotyczące przestępczości wśród napływających w ostatnich miesiącach do Republiki Federalnej imigrantów. Jak wynika z raportu, o którym pisze „Der Spiegel”, wyłącznie ci uchodźcy, których kanclerz Merkel wpuściła do Niemiec w ubiegłym roku, popełnili około 200 tysięcy przestępstw. Migrantów było nieco ponad milion. Jak wielkie stanowi to obciążenie dla bezpieczeństwa kraju, nie trzeba nawet mówić.

Wystarczy wskazać, że w niektórych regionach Niemiec policja jest częściowo sparaliżowana nowymi obowiązkami. Przykładem Nadrenia Północna-Westfalia. W tym landzie znajduje się nieco ponad 300 ośrodków dla imigrantów. Policja musiała interweniować w każdym z nich niemal codziennie. Nieustannie wybuchają w nich kłótnie i bijatyki. Migranci, pochodzący z różnych kultur, wyznający różne religie, a często nadużywający alkoholu i narkotyków, nie jest w stanie żyć ze sobą w zgodzie. Jest oczywiste, że po wypuszczeniu z ośrodków nie będą potrafili żyć w zgodzie z Niemcami. To się zresztą już dzieje. W stolicy Nadrenii Północnej-Westfalii, Düsseldorfie, mieszka kilka tysięcy imigrantów z Maghrebu, którzy żyją wyłącznie z przestępstw. Nikt nie wie, kim są. To ludzie wpuszczeni do Niemiec bez kontroli, a którzy nie zgodzili się na zamieszkanie w ośrodkach, ale wybrali życie na własną rękę, zazwyczaj w ścisłym związku ze światem przestępczym.

W zeszłym roku Niemcom w ten sposób „zniknęło” zdecydowanie ponad 100 tysięcy przybyszów. Gdy dodać do tego przybyłych wcześniej muzułmanów z Afryki i Bliskiego Wschodu…

Na to wszystko nie ma żadnej odpowiedzi. Szumnie zapowiadane przez Berlin programy integracyjne mogą być nawet dobrze przemyślane na papierze, ale niech ktoś mądry powie, jak przekonać 20- czy 30-letniego Araba, że większość jego zwyczajów to barbarzyństwo, którego musi się nagle wyrzec? To niemożliwe. Oczywiście, jeśli imigranci wkrótce przestaną napływać – co, na szczęście, jest coraz bardziej prawdopodobne – Niemcy sobie poradzą. Pieniędzy im nie brak. Szkoda, że w ogóle sprowadzili sobie na głowę tak poważne problemy. To zadziwiające, że mając przykład porażki lewicowej Francji, popełnili dokładnie ten sam błąd zapraszając w swoje progi przedstawicieli tak barbarzyńskich kultur.

Można byłoby to zbyć przekonując, że to ostatecznie tylko problem Niemców i nie ma się czym przejmować. To nieprawda. Bez mas muzułmańskich imigrantów we Francji nigdy nie zyskałby popularności bardzo niewygodny dla Polski Front Narodowy, wyraźnie opowiadający się przeciwko Unii Europejskiej, a za sprzyjającym Rosji koncertem mocarstw. Podobnie w Niemczech: Bez imigrantów nie rosłyby w popularność takie partie, jak Alternatywa dla Niemiec, których ewentualny wpływ na rządy musiałby zakończyć się niekorzystnymi dla Polski zawirowaniami w polityce zagranicznej Europy. Nie wiem, czy Alternatywę wspierają finansowo Rosjanie, ale biorąc pod uwagę jej stanowisko wobec Moskwy nie byłoby to niczym zaskakującym

Za błędy ideologii liberalnej we Francji czy w Niemczech płacimy wszyscy. Nasi sąsiedzi skradzionymi portfelami i zdewastowanymi kościołami, a my potencjalnie znacznie gorszą sytuacją geopolityczną. Na powrocie polityki niemieckiej na tory zdroworozsądkowe możemy naprawdę zyskać.  

Paweł Chmielewski