Polskie elity poniosły po II wojnie światowej niepowetowane straty. Ludzi nauki, kultury i wiary masowo wywożono z kraju, prześladowano i mordowano. W PRL wysoko zachodzili ludzie, którzy w normalnych warunkach często nie mieliy takiej szansy. Sowiecki okupant i kierowana przezeń wierchuszka PZPR wspierała posłusznych, niekoniecznie wybitnych.


W III Rzeczpospolitej pierwszych lat po ,,transformacji'' ten ponury stan rzeczy uległ zmianie tylko częściowo. Posiadający odpowiednie zaplecze ,,posłuszni'' utrzymali w rękach stery.

Jednym z nich był Włodzimierz Cimoszewicz. Członek Związku Młodzieży Socjalistycznej, czerwonego Zrzeszenia Studentów Polskich, później przez niemal 20 lat członek PZPR, w tym sekretarz uczelniany tejże. W ,,wolnej'' Polsce udało mu się osiągnąć urząd premiera. A


O co chodzi? Krótka sprawa. Oto komentarz Włodzimierza Cimoszewicza o rządzie PiS po uruchomieniu przez KE 7 artykuł traktatu wspólnotowego.


,,Słuchając tych  aroganckich, bardzo pewnych siebie, kpiących wypowiedzi, dzisiaj pomyślałem sobie, przepraszam, że posłużę się takim przykładem: wszedł cham w zabłoconych gumofilcach do salonu, wypróżnił się i rechocząc mówi <nic mi nie zrobicie>'' - raczył się wyrazić o przedstawicielach polskiego rządu na antenie szacownej stacji TVN.

Jak mówi Pismo, drzazgę w oku widzisz... a, przepraszamy, my z Pismem Świętym do Cimoszewicza, chyba dla kpiny! Toć pan Cimoszewicz to jest inna ,,tradycja''.

mod