Włodzimierz Cimoszewicz, kiedyś premier, a dzisiaj kandydat Koalicji Europejskiej w eurowyborach, przez kilkanaście lat użytkował leśniczówkę,znajdującą się w Puszczy Białowieskiej. Należy ona jednak do „Lasów Państwowych”, które podjęły w końcu decyzję o rozwiązaniu umowy z politykiem.

A W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Cimoszewicz oświadczył, że na wniosek nadleśnictwa usunął wszystko, czego "właściciel nie chciał". O tym, co według byłego premiera, nie chciały „Lasy państwowe” świadczą jego czyny. Jak bowiem pisze tygodnik „Gazeta Polska”, „Cimoszewicz postanowił zabrać wszystko, co da się wynieść. Z kuchni zniknęły nie tylko meble, samowar oraz inne pamiątki, lecz także piec. Powyrywano gniazdka i instalację elektryczną. Zabrano drzwi, ościeżnice i parapety. Zerwano nawet… boazerię".

Cytowany tygodnik dodał też: „Były premier, niczym car, robił sobie, co mu się żywnie podobało. Okazało się, że na działce postawił garaże samochodowe, a także zbiornik na płynny gaz LNG. Wszystko powstało bez jakiejkolwiek zgody". Cimoszewicz zajmował też działkę o 0,17 ha większą, niż było to ustalone w dokumentach dzierżawy. „Lasy Państwowe” ukarały go za to sumą w wysokości nieco ponad 800 zł. Zażądały także od niego rozbiórki garaży oraz likwidacji zbiornika gazowego, a także wszczęły procedurę administracyjną. To zaś, jak wygląda leśniczowka "po Cimoszewiczu" możemy zobaczyc tutaj:

 

erl/dorzeczy.pl