Funkcja Przewodniczącego Rady Europejskiej pojawiła się dopiero na mocy Traktatu z Lizbony w 2009 roku, który „zalegalizował” wcześniej działający pozatraktatowo, nieformalnie od 1975 roku organ – Radę Europejską (RE) złożoną z szefów rządów państw członkowskich Unii Europejskiej. Rada była i jest ciałem podejmującym głównie funkcje polityczne co do głównych kierunków działania Unii. Ponieważ najważniejszy faktycznie organ UE działał poza prawem unijnym, włączono go w 2009 r. w jej strukturę organizacyjną. Wcześniej, funkcję Przewodniczącego, kierującego obradami Rady, pełnił szef państwa, które aktualnie, rotacyjnie sprawowało przez sześć miesięcy tzw. unijną prezydencję. Aby zmniejszyć wpływ kolejnych państw na działania organizacyjne Rady Europejskiej, od 2009 roku funkcję organizowania prac i administrowania nią przypisano nowo utworzonemu organowi tj. właśnie Przewodniczącemu Rady Europejskiej, formalnie całkowicie oddzielając ją od interesów kolejnych państw członkowskich sprawujących prezydencję.

Zgodnie z art. 15 Traktatu o Unii Europejskiej, Rada zbiera się cztery razy w roku, jej posiedzenia zwołuje jej Przewodniczący (wkrótce Donald Tusk). Jeśli sytuacja tego będzie wymagała Przewodniczący Tusk będzie mógł zwołać nadzwyczajne posiedzenie RE. Rada wybiera swego Przewodniczącego na dwa i pół roku z możliwością jednorazowego przedłużenia kadencji. W przypadku „przeszkody lub poważnego uchybienia Rada Europejska może pozbawić Przewodniczącego mandatu”.

Artykuł 15 ust. 6. Traktatu wylicza zadania i kompetencje Przewodniczącego Rady (wkrótce Donalda Tuska):

- „przewodniczenie Radzie i prowadzenie jej prac” (rozdzielanie głosów, układanie – ale nie samodzielnie – porządku obrad, przygotowanie sal obrad, zorganizowanie dobrej kawy i posiłków, transport, przygotowanie materiałów dla każdego z członków rady itp),

- „zapewnianie przygotowania i ciągłości prac Rady we współpracy z Przewodniczącym Komisji i na podstawie pracy Rady ds. Ogólnych”,

- „wspomaganieosiągania spójności i konsensusu w Radzie Unii Europejskiej”,

- przedstawianie Parlamentowi Europejskiemu sprawozdań z każdego posiedzenia Rady.

Przewodniczący RE zapewnia na swoim poziomie i w zakresie swej właściwości reprezentację Unii na zewnątrz, w sprawach dotyczących wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa (bez uszczerbku dla uprawnień Wysokiego Przedstawiciela Unii ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa). Przewodniczący Rady Europejskiej nie może sprawować krajowej funkcji publicznej.

Przewodniczący RE nie ma żadnych samoistnych, własnych uprawnień politycznych ani własnych uprawnień w zakresie stanowienia prawa. Nie wydaje żadnych własnych decyzji skierowanych do państw członkowskich. Po prostu, posiedzenie Rady przygotowuje (ale nie samodzielnie) i organizuje jej prace, administruje i wykonuje jej ustalenia, np. doręcza sprawozdania z posiedzenia Rady Parlamentowi Europejskiemu.

Przewodniczący Rady reprezentuje ją na zewnątrz, na spotkaniach, rautach i w rozmowach. Tylko reprezentuje, bez przedstawiania własnego stanowiska; przedstawia jej, tj. tej Rady stanowiska i opinie oraz broni ich. Funkcja Przewodniczącego RE ma charakter administracyjno-wykonawczo-organizatorsko-biurowo-obsługowy wobec Rady Europejskiej i jej członków. Żaden czynny i odpowiedzialny polityk takiej funkcji nie podejmie się, gdyż ma ona charakter zapłaty za wierną służbę dopiero na politycznej emeryturze.

Jedyne zadanie, które daje pewien zakres własnych inwencji to „wspieranie osiągania konsensusu” w Radzie. Ale tu może być problem Donalda Tuska związany z jego nieznajomością j. angielskiego i trudnościami w posługiwaniu się subtelnościami tego języka i specyficznym unijnym slangiem urzędniczym, który wymaga bardzo dobrej znajomości prawa, praktyki i procedur unijnych. A nawet jeśli Donald Tusk opanuje czasy w j. angielskim i uzupełni to swoją znajomością j. niemieckiego, która starczyła mu już by to stanowisko uzyskać, to pojawi się inny, poważniejszy problem. Po prostu Donald Tusk znany jako biegle władający j. niemieckim, nie był dotychczas znany z umiejętności zawierania jakichkolwiek kompromisów. Przynajmniej w Polsce. Słynął raczej z wycinania, usuwania, zsyłania i wprowadzania w błąd osób o odmiennych niż on poglądach, nawet z własnego otoczenia politycznego. Sposobem zaś jego partii na opozycję jest po prostu „zaje....

ją, czyli opozycję. Ciekawe, jak takie umiejętności „koncyliacyjne”, i ten sposób „wspierania osiągania konsensusu”, po którym zostają tylko zgliszcza przyjmą szefowie rządów – członków Rady Europejskiej.

Krystyna Pawłowicz